Kongres ma czas do 1 czerwca, by podnieść limit zadłużenia. Jeśli to się nie wydarzy, Stanom Zjednoczonym grozi niewypłacalność – ostrzega sekretarz skarbu Janet Yellen.
Data jest umowna i bazuje na przychodach podatkowych oraz wydatkach rządowych z kwietnia. Wobec tego nie jest wykluczone, że parlamentarzyści będą mieli nieco więcej czasu. Ale faktem jest, że już od stycznia Departament Skarbu zmuszony jest sięgać po „nadzwyczajne środki”, by opłacać rządowe wydatki. Na początku roku USA dobiły do przewidzianego limitu 31,4 bln dol.
Na Kapitolu i w Białym Domu wyczuwalna jest obawa, że czasu na znalezienie porozumienia między demokratami i republikanami jest mało. Partia prezydencka chce, by Kongres podniósł limit długu bez żadnych równoległych warunków. A republikanie swoje poparcie dla zwiększenia tego pułapu warunkują ograniczeniami wydatków publicznych. Rozmowom nie sprzyja niestety kalendarz polityczny – Biden planuje w maju podróż do Azji, a kongresmeni na sesji parlamentarnej przebywać będą w maju w Waszyngtonie jedynie przez osiem dni. Możliwe, że dojdzie wpierw do tymczasowego porozumienia dającego rządowi dodatkowe kilka tygodni na zaciąganie długu.
Przełomowym momentem ma być spotkanie Bidena z przywódcami Kongresu w przyszłym tygodniu. Biały Dom ma nadzieję, że kluczową rolę odegra w nim lider republikańskiej mniejszości w Senacie Mitch McConnell, który w 2011 r. wynegocjował już deal o zwiększeniu limitu długu z Bidenem, gdy ten był wiceprezydentem. Wpływowy republikanin z Kentucky jest pragmatykiem, potrafi dojść do kompromisu z administracją. W Senacie głosował m.in. za wielką ustawą infrastrukturalną oraz Chips and Science Act, flagowymi inicjatywami Bidena. Na ten moment McConnell twierdzi jednak, że nie poprze zwiększenia limitu „po prostu”, bez ograniczenia niektórych wydatków.
Mimo tego wielu kongresmenów patrzy w maj z optymizmem i jest przekonanych, że nadchodzące negocjacje na najwyższym szczeblu będą przypominać te z przeszłości – czyli przeciąganie rozmów blisko granicy niewypłacalności, ale ostatecznie nieprzekroczenie jej. Od 1960 r. amerykański parlament podnosił lub w inny sposób korygował limit zadłużenia 78 razy – 49 razy za prezydenta republikanina i 29 razy za rządów demokraty. Działo się tak, bo zgodnie z konstytucją parlament USA odpowiada za wydatki państwa i skarb państwa może pożyczać jedynie do określonej przez Kongres kwoty. Gdy chce ją przekroczyć, musi zwrócić się do niego o zgodę.
Więc chociaż Stany Zjednoczone nigdy nie zbankrutowały, to bieżące problemy są Amerykanom doskonale znane. Na przykład w sierpniu 2011 r. najważniejsze agencje obniżyły ratingi USA w związku z przedłużającą się na Kapitolu debatą na temat podniesienia pułapu zadłużenia.
Jednocześnie bez zaciągania przez USA obecnych długów trudno byłoby, zdaniem ekonomistów, uniknąć recesji, a powodami zwiększonych wydatków państwa są m.in. przeciwdziałanie skutkom pandemii koronawirusa, kosztowne wojny w Afganistanie i Iraku oraz konieczność pokrycia rosnących kosztów leczenia starzejącego się społeczeństwa. ©℗