Przy akompaniamencie protestów na ulicach oraz z agentami Secret Service u boku Donald Trump stawił się we wtorek w sądzie na Manhattanie, gdzie jako pierwszy były prezydent USA w historii usłyszał zarzuty karne.

Nowojorski miliarder do sądu przyszedł dobrowolnie, nie były konieczne kajdanki. Na salę sądową wpuszczono jedynie pięciu fotoreporterów, na ich zdjęciach widać byłego gospodarza Białego Domu na miejscu dla oskarżonych, w czerwonym krawacie (kolor Partii Republikańskiej). Trump nie przyznał się do winy co do żadnego z 34 postawionych mu zarzutów.

Sprawa koncentruje się wokół przekazania przez otoczenie miliardera w 2016 r. pieniędzy byłej aktorce porno Stormy Daniels w zamian za milczenie na temat romansu. Byłemu przywódcy Ameryki grozi także postawienie w stan oskarżenia w sprawach dotyczących nacisków, by sfałszować wynik wyborczy w Georgii w 2022 r., oraz nielegalnego przechowywania w rezydencji w Mar-a-Lago tajnych dokumentów państwowych.

Postawienie w stan oskarżenia nie zmienia politycznych planów Trumpa. Jego ambicją jest powrót do Białego Domu. 76-latek jeszcze we wtorek wieczorem miał zaplanowany wiec na Florydzie, a w kolejnych tygodniach odbędą się zapewne następne. W reakcji na działania nowojorskiej prokuratury od kilkunastu dni jego sympatycy mobilizują się do obrony oraz zbierania funduszy na kampanię. Trump pozostaje jednym z dwóch głównych kandydatów do prezydenckiej nominacji republikanów za rok. Dla pokaźnej części jego elektoratu sprawa z Nowego Jorku to przykład „polowania na czarownice” ze strony przeciwników politycznych.. ©℗