Niemieckie zakupy w Chinach zwiększyły się o ponad 30 proc. Jest to efekt odłożonego popytu. Polska wciąż piątym największym partnerem handlowym.

O tym, że Chiny są dla Niemiec nie tylko partnerem, lecz także „systemowym rywalem”, można się dowiedzieć m.in. z dokumentów publikowanych przez niemieckie ministerstwo edukacji. Z kolei resort spraw zagranicznych w listopadzie 2022 r. w odpowiedzi na jedną z interpelacji opozycyjnych posłów z chadecji informował o tym, że w nowej strategii Berlina w stosunku do Pekinu ważne „będzie zmniejszenie zbyt dużej zależności ekonomicznej”. Prace nad nową strategią Chin wciąż trwają, ale na razie dokument nie został jeszcze opublikowany, a przedsiębiorcy niemieccy naciskają na rząd, by nie była ona zbyt „antychińska”. W samym rządzie kanclerza Olafa Scholza nie ma w tym temacie zgody, Zieloni chcą znacznie twardszej polityki niż socjaldemokraci.
Niemiecki urząd statystyczny Destatis opublikował najnowsze dane dotyczące importu i eksportu Niemiec. W sumie eksport osiągnął wartość 1574 mld euro, import 1494 mld euro. I choć nasz sąsiad wciąż ma w handlu dodatni bilans, to jest on znacznie mniejszy niż w latach ubiegłych. Niepokoić może to, że eksport wzrósł o 14 proc., tymczasem import aż o 24 proc. Najwięksi partnerzy handlowi nie zmienili się, wciąż są to Chiny, Stany Zjednoczone, Holandia, Francja i Polska. Ale niepokoić może to, że o ile niemiecki eksport do Państwa Środka się prawie nie zmienił, o tyle import wzrósł aż o jedną trzecią. Bilans handlowy jest w tej wymianie ujemny dla Niemiec.
Z czego wynika ten wzrost? - Głównie z odłożonego popytu. Transport przestał być problemem, popyt konsumencki odżył, a przedsiębiorstwa ruszyły, by uzupełniać zapasy, np. z elektroniką przemysłową, gdzie braki są najbardziej dotkliwe - tłumaczy dr hab. Sebastian Płóciennik, który zajmuje się analizą niemieckiej gospodarki w Ośrodku Studiów Wschodnich. Zwraca uwagę, że już w listopadzie i w grudniu widoczne było osłabienie koniunktury w Europie, co odbiło się na imporcie z Chin.
Zbyt duże uzależnienie niemieckiej gospodarki od Chin to zjawisko z punktu widzenia Berlina niebezpieczne. Jest ono analogiczne do zbyt dużego uzależnienia od surowców z Rosji. O ile jednak to odcięcie od Moskwy, które obecnie obserwujemy, mimo znacznej podwyżki cen energii jest tak naprawdę stosunkowo bezbolesne (Niemcy w 2022 r. odnotowały prawie 2-proc. wzrost PKB), to już radykalne zerwanie z Chinami, np. z powodu chińskiej inwazji na Tajwan, miałoby dramatyczne skutki i wówczas recesja byłaby znacznie trudniejsza do uniknięcia.
- W Niemczech powoli przebija się świadomość, że trzeba rozluźnić więzy handlowe z Chinami. Ale to nie będzie deglobalizacja, a raczej dywersyfikacja. Oni nie zrezygnują z modelu zorientowanego na wymianę ze światem, tylko przeniosą część zamówień i inwestycji z Chin do innych krajów, np. Indii czy Malezji. Jeśli Niemcy faktycznie planują „chiński decoupling”, to nastąpi on raczej w perspektywie dekady niż dwóch-trzech lat. Oni zainwestowali tam ponad 100 mld euro. Najszybciej wycofają się stamtąd małe i średnie firmy, bo nie mają zasobów, by zmagać się z coraz bardziej opresyjnym chińskim państwem - wyjaśnia Płóciennik.
Choć wyniki właśnie opublikowane przez Destatis nie są jeszcze zbyt szczegółowe, to widać, że Polska wciąż jest piątym najważniejszym handlowym partnerem dla Niemiec; dla nas Niemcy są numerem jeden. Wartość towarów wywiezionych stamtąd do Polski wzrosła o prawie 15 proc., z Polski do Niemiec o 12 proc. Nasza wymiana handlowa nigdy nie była tak duża jak w 2022 r. ©℗
<p>Berlin zwiększa import zza Wielkiego Muru</p> / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe