Po miesiącach opóźnień UE i NATO podpisały trzecią w historii deklarację o współpracy. W tle jest presja Brukseli i państw członkowskich na przekazanie czołgów bojowych przez Niemcy.

Trzecią w historii deklarację o współpracy NATO i UE podpisali wczoraj w Brukseli szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, szef Rady Europejskiej Charles Michel i sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg. Cała trójka rozwiała jakiekolwiek wątpliwości w sprawie alternatywy dla współpracy obu organizacji, które – jak deklarowali – będą wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie trzeba.
Choć deklaracja ma głównie wymiar symboliczny, to jej treść była negocjowana przez wiele miesięcy, a do podpisania miało dojść jeszcze podczas szczytu NATO w czerwcu ubiegłego roku w Madrycie. Wówczas na drodze stanął konflikt turecko-cypryjski, a dodatkowo – nie wszystkie państwa chciały wpisania do niej wezwania Rosji do zaprzestania agresji w Ukrainie. Ostatecznie UE i NATO – zgodnie z podpisanym wczoraj dokumentem – nie tylko potępiły rosyjską napaść, lecz także wyraziły pełną solidarność i poparcie dla niepodległości oraz integralności terytorialnej Ukrainy „w granicach uznanych przez społeczność międzynarodową”. Poza symbolicznym poparciem liderzy Unii i NATO nie pozostawili wątpliwości co do dalszego wsparcia militarnego Kijowa.

Na marginesie uroczystości i symbolicznych gestów rośnie presja na Berlin, żeby przekazał walczącemu z rosyjską agresją Kijowowi czołgi bojowe Leopard 2. Bruksela zapowiada też dalsze sankcje na Kreml i jego sojuszników.

Na froncie ukraińskim zaciekłe walki o Sołedar. Rosjanie weszli już do miasta, którego opanowanie ma im pomóc w bojach o Bachmut.

Dostarczyć wszystko. Presja na przekazanie przez Niemcy Leopardów 2

Szefowa Komisji Europejskiej pytana po podpisaniu deklaracji przez niemieckich dziennikarzy, czy przekazanie czołgów bojowych Leopard 2 zostałoby potraktowane przez UE jako „eskalacja”, odpowiedziała, że Ukrainie należy przekazać każdy sprzęt wojskowy, o który poprosi. Złudzeń nie pozostawił również sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. – Musimy zezwolić, żeby członkowie UE dostarczali Ukrainie także zaawansowane systemy uzbrojenia. Z zadowoleniem przyjąłem ogłoszenie w ostatnich dniach przez USA, Niemcy, Francję, że zostaną zapewnione (Ukrainie) nowe typy pojazdów opancerzonych, bojowe wozy piechoty – odpowiedział szef NATO. Kluczowe jednak – jak dodawał – będzie nie tylko dostarczanie nowego rodzaju uzbrojenia i sprzętu, lecz także konserwacja i przekazywanie części zamiennych do tych, które już są na terytorium Ukrainy. W przyszłym tygodniu ma dojść do konsultacji w amerykańskiej bazie Ramstein z szefem ukraińskiego resortu obrony w sprawie bieżącego zapotrzebowania Kijowa i nakreślenia planów, kiedy i w jaki sposób dostarczać nowe rodzaje broni.

Presja ze strony unijnych instytucji oraz samego NATO na przekazanie przez Niemcy Leopardów 2 w ramach unijnej koalicji rośnie od ubiegłego tygodnia, a taki krok jest postrzegany dziś w Brukseli jako logiczne następstwo przekazania bojowych wozów piechoty, a nie jako eskalacja. Do zwolenników tego rozwiązania należą głównie Francja i Polska, ale trzecią generacją czołgów bojowych dysponują m.in.: Hiszpanie, Grecy, Duńczycy i Finowie. Według unijnej koncepcji wszystkie wspomniane państwa mogłyby wspólnie zorganizować dostawę czołgów oraz amunicji w ramach Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju i razem odpowiadać za ich konserwację i naprawę.

Choć presja rośnie, to kanclerz Niemiec Olaf Scholz od początku wojny sprzeciwia się dostarczeniu Ukrainie Leopardów. Jego upór ma kluczowe znaczenie, ponieważ czołgi są produkcji niemieckiej i to Berlin decyduje, czy i w jaki sposób sprzęt może zostać przez partnerów z NATO przekazany do państwa spoza Sojuszu. W poniedziałek rzecznik niemieckiego rządu wykluczył, jakoby Scholz planował w najbliższym czasie zezwolić na dostarczenie ich Kijowowi. Według unijnego dyplomaty, z którym rozmawialiśmy, szalę może przeważyć wysłanie przez Wielką Brytanię czołgów Challenger 2. – Na razie to nieoficjalne doniesienia, ale jeśli Londyn zdecyduje się na taki krok, to Niemcy pozostaną chyba ostatnim państwem, które będzie uznawało dostarczanie tego rodzaju sprzętu za eskalację – stwierdził nasz rozmówca. Wątpliwości nie ma zresztą sam agresor. Wczoraj rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow wprost stwierdził, że NATO, w tym Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, są przez Rosję traktowane jako strona konfliktu, która wspiera Ukrainę.

Zabrakło wzmianki o Finlandii i Szwecji

Choć dyplomaci w Brukseli podpisanie deklaracji o zacieśnieniu współpracy między NATO a UE uznają za sukces, to formalnie nie posuwa ona naprzód relacji z państwami, które nie są członkami Unii lub Sojuszu. Mimo że wszyscy sygnatariusze nowej umowy zachęcili do „jak najpełniejszego zaangażowania” członków UE, którzy nie przynależą do NATO, to zabrakło w niej jakiejkolwiek wzmianki o postępach w przyłączeniu do Sojuszu Finlandii i Szwecji. Po dołączeniu Helsinek i Sztokholmu Sojusz formalnie chroniłby 96 proc. obywateli Unii.

Deklaracja rozwiewa jednak jakiekolwiek wątpliwości dotyczące polityki bezpieczeństwa UE, które sygnalizował w ostatnich latach głównie prezydent Francji Emmanuel Macron, mówiąc o „śmierci mózgowej” NATO. Dziś 21 państw UE (bez Szwecji i Finlandii) przynależy do Sojuszu, a szef RE Charles Michel podkreślał, że Bruksela będzie dążyła do stałego zwiększania obecności NATO w Europie Wschodniej. Wraz za tym ma iść utrzymanie reżimu sankcyjnego wobec Rosji i dalsze rozszerzanie go, co zapowiedziała szefowa KE. Bruksela pracuje obecnie nad 10. pakietem sankcji, w którym – jak zapowiedziała von der Leyen – pojawią się także nowe sankcje na Białoruś. – Będziemy wywierać presję na Kreml tak długo, jak to będzie konieczne przez surowy reżim sankcji, który rozszerzymy także na tych, którzy militarnie wspierają Rosję, tak jak Białoruś czy Iran – zapewniła szefowa Komisji. Według naszych informacji pierwszy projekt tego pakietu może pojawić się jeszcze w tym tygodniu. ©℗