Mimo że skandal korupcyjny wstrząsnął Parlamentem Europejskim, UE nadal zamierza pogłębiać stosunki z rzekomym winowajcą - Katarem. Nadal nie wiadomo, jakie były cele przekazywania tak wysokich sum, a także dla kogo były przeznaczone – opisuje portal magazynu "Spiegel".

"Parlament Europejski jest atakowany. Europejska demokracja jest atakowana" – nawoływała w poniedziałek w Strasburgu szefowa KE Roberta Metsola. Rzekomi wrogowie demokracji byli według niej "powiązani z autokratycznymi krajami trzecimi", którzy wykorzystali "organizacje pozarządowe, osoby prywatne, asystentów i posłów PE jako środek stłumienia demokratycznych procesów".

"Wbrew temu, co sugerowała Metsola, wróg nie pojawił się tylko z zewnątrz. Jest też obecny we własnych szeregach" – podkreśla "Spiegel". Jak poinformowała 9 grudnia belgijska prokuratura, chodzi o dochodzenie w sprawie korupcji, prania brudnych pieniędzy oraz członkostwa w organizacji przestępczej. "Dotyczy to byłych i obecnych członków parlamentu oraz pracowników, a ślady sięgają aż do szczebla wykonawczego parlamentu". Najbardziej znaną podejrzaną w sprawie jest grecka socjaldemokratka Eva Kaili.

Do tej pory śledczy zabezpieczyli prawie 1,5 mln euro w gotówce. "Policja opublikowała zdjęcia, przedstawiające wózki, teczki i plastikowe torby wypchane banknotami. Są to obrazy jak z filmów o mafii" – podkreśla "Spiegel".

Według doniesień medialnych Kaili i trzej aresztowani mężczyźni, z których jeden to jej partner Francesco Giorgi, otrzymywali łapówki od państwa z Zatoki Perskiej, prawdopodobnie Kataru. Do winy przyznał się Giorgi. Kaili zaprzeczyła jakiejkolwiek winie, podobnie jak rząd Kataru.

"Incydent jest katastrofą dla parlamentu. Posłowie PE już teraz zmagają się z reputacją przepłacanych i mało aktywnych. Teraz został oto podparte zarzutami o korupcję" – komentuje "Spiegel".

Sprawa jest delikatna dla Komisji Europejskiej i niemieckiego rządu - Europa potrzebuje ropy i gazu z krajów Zatoki Perskiej, a stosunki stały się napięte ze względu na krytykę Kataru przy okazji mundialu. "Czy kraj, który chce kupować sobie wpływy na procesy demokratyczne, może być partnerem dla Europy?" – zastanawia się "Spiegel". Przypomina, że kanclerz Olaf Scholz przestrzegł w środę w Brukseli przed wystawieniem stosunków z Katarem na próbę, gdyż "zarzuty korupcyjne stanowią temat sam w sobie". Komisja Europejska zdaje się uważać podobnie.

"Otwarte pozostaje pytanie, w jakim celu wiceprzewodnicząca PE miałaby zostać przekupiona sześciocyfrowymi lub nawet siedmiocyfrowymi łapówkami" – zauważa "Spiegel", dodając, że Kaili pozostaje "daleko od głównych ośrodków władzy w UE" i "nie miała wpływu na decyzje, które uzasadniałyby tak dużą sumę, nie mówiąc już o samodzielnym ich podejmowaniu".

W Parlamencie Europejskim narasta obawa, że afera dopiero się rozkręca. Na jaw wyszło, że nie tylko Katar, ale i Maroko podobno próbowały kupić decyzje w PE, który "gorączkowo próbuje ratować swoją reputację". "W czwartek posłowie przyjęli rezolucję, zdecydowanie potępiającą wpływy Kataru i zapowiadającą zaostrzenie środków antykorupcyjnych oraz powołanie komisji śledczej" – zauważa "Spiegel".

Jeśli udział Kataru w aferze zostanie potwierdzony, kraj ten zaszkodzi sobie w wielu sprawach, np. w kwestii umowy o transporcie lotniczym z UE, która "byłaby niezwykle lukratywna dla Kataru". Opóźniono już także decyzję o ułatwieniach wizowych. Ponadto ucierpieć mogą również stosunki gospodarcze między UE a Katarem.

Jak ocenia "Spiegel", ani Berlin, ani Bruksela nie są zainteresowane dalszymi napięciami w relacji z Katarem, które i tak są trudne z powodu krytyki mundialu przez państwa Zachodu. "Federalny minister gospodarki Robert Habeck dał jasno do zrozumienia we wtorek w Brukseli, że skandal korupcyjny nie wpłynie na dostawy gazu, wynegocjowane z Katarem, ponieważ są to +dwie różne rzeczy+" – zaznacza "Spiegel".

Natomiast KE "podtrzymuje swój plan powołania jeszcze w tym roku specjalnego przedstawiciela dla krajów Zatoki Perskiej w celu pogłębienia partnerstwa z Katarem i innymi krajami regionu". (PAP)

mszu/ sp/