Ten konstrukt retoryczny pokazuje, że węgierskie władze nie rozumieją, że ochłodzenie we wzajemnych relacjach wynika z polskiego zaangażowania w pomoc Ukrainie i odmiennej wizji relacji z Rosją. Zamiast tego zwolennicy Fideszu słuchają o sprzedaniu się za unijne pieniądze i realizacji polskich planów geopolitycznych. W ostatnim półroczu pojawiły się dwie wypowiedzi, w których premier tłumaczył Węgrom przyczyny, dla których Polska zaangażowała się w pomoc Ukrainie. W marcowym „Mandinerze” Orbán powiedział, że „Polacy chcą przesunąć granicę świata zachodniego do granicy świata rosyjskiego. Poczują się bezpieczni, jeśli tak się stanie, a NATO, w tym Polska, będą mogły rozmieścić właściwe siły wojskowe na zachód od tej linii. Dlatego zaciekle popierają członkostwo Ukrainy w NATO”. Do Polski nawiązał także w lipcu, w czasie przemówienia wygłoszonego w rumuńskim Siedmiogrodzie. Powiedział wtedy, że wojenne różnice między Polską a Węgrami wynikają z „choroby serca”. – My postrzegamy wojnę jako konflikt między dwoma narodami słowiańskimi, od którego musimy się trzymać z daleka, a oni już w niej walczą – deklarował.
Od pół roku nie przeczytałem w sympatyzujących z rządem mediach ani jednej analizy pióra Węgra, która w rzeczowy sposób przedstawiłaby polski punkt widzenia. Takie zabiegi były podejmowane przez polskich publicystów. Ci pro-rządowi piszą o polskich ambicjach związanych z ideą Międzymorza i realizacji marzeń o regionalnej hegemonii. W ten sposób, także w „Mandinerze”, autor skomentował tekst Jakuba Kumocha, który w Kancelarii Prezydenta odpowiada za politykę międzynarodową. Podejmowane przez stronę polską działania nie przynoszą oczekiwanych skutków po stronie węgierskiej. Ostre i dyplomatyczne słowa premiera Mateusza Morawieckiego o Ukrainie albo prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o Buczy odbijają się medialnym echem, ale nie wpływają na retorykę władz. Węgierscy politycy, w tym ambasador w Polsce Orsolya Kovács, zapewniają, że różnice w podejściu do wojny nie zniszczą naszychrelacji.
Historycznych może nie zniszczą, ale polityczne już tak. Od 24 lutego zmieniło się bardzo wiele. Ochłodził się na Wisłą kult Orbána, niemal zamrożono konsultacje polityczne. Nad Balatonem temperaturę relacji można ocenić po Face-booku szefa dyplomacji Pétera Szijjártó, który przestał zamieszczać zdjęcia z ministrem Zbigniewem Rauem, wcześniej określanym zdrobnieniem Zbig. Strona polska mogłaby jednak postawić Węgrom jasne granice, których nie pozwoli przekroczyć. Węgrzy w relatywizowaniu polskiej polityki posuwają się za daleko, a gdy ją tłumaczą, osadzają ją w polskim romantyzmie, który jest z gruntu nieracjonalny. Z kolei w Polsce politykę Węgier tłumaczy się geopolitycznym położeniem Budapesztu oraz brakiem alternatywnych dostaw rosyjskich węglowodorów, co też nie jest w pełni zgodne zrzeczywistością. ©℗