W tym tygodniu inspektorzy Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej mają odwiedzić okupowaną przez Rosjan Zaporoską Elektrownię Jądrową (ZAES) w Enerhodarze. Napięcie wokół siłowni nie maleje od tygodni.

Obie strony oskarżają się o ostrzeliwanie okolic zakładu, a na domiar złego Rosjanie rozmieścili w pobliżu elektrowni ciężki sprzęt wojskowy, traktując ZAES jako tarczę. Łana Zerkal, doradczyni ministra energetyki Ukrainy, oświadczyła w piątek na antenie Radia NW, że Moskwa wycofała się z dotychczasowego warunku, by delegacja MAEA przyjechała do Enerhodaru od strony Rosji. – Obecnie rozstrzygamy kwestie logistyczne związane z tym, jak misja ma się tam dostać – mówiła Zerkal. Doradczyni dodała, że Rosjanie mnożą warunki, które mogą udaremnić wizytę.
Świat obawia się, że bez demilitaryzacji okolic ZAES może w końcu dojść do incydentu, który doprowadzi do skażenia radiacyjnego. Przed takim scenariuszem przestrzegał podczas niedawnej wizyty we Lwowie sekretarz generalny ONZ António Guterres. Jak podał „The New York Times”, w składzie delegacji – poza szefem MAEA Rafaelem Grossim – znajdzie się 13 ekspertów. Większość z nich ma pochodzić z krajów, które utrzymują poprawne relacje z obiema stronami konfliktu, jak Chiny czy Serbia, ale będą tam też eksperci z państw, które zdecydowanie stanęły po stronie zaatakowanej Ukrainy, w tym przedstawiciele Polski. Nie będzie za to Amerykanów ani Brytyjczyków. Delegacja ma przekonać się na miejscu, jak wygląda sytuacja w elektrowni, obsługiwanej przez ukraiński personel pod nadzorem rosyjskich sił okupacyjnych. Kijów twierdzi, że pracownicy są poddawani ogromnej presji, w tym fizycznej, by przedstawili korzystną dla okupantów wersję. ©℗