Opozycja jest w fatalnym stanie i nie wykorzystuje szansy, jaką daje spadające poparcie dla rządzących – ocenia w rozmowie z DGP István Hegedűs.

István Hegedűs / szef budapesztańskiego think tanku Hungarian Europe Society / Materiały prasowe
Fidesz znacząco traci poparcie, jak pokazują praktycznie wszystkie sondaże - co jest tego powodem w pana ocenie i czy to trend, który może się utrzymać?
Tylko że nikt w tych sondażach wyraźnie nie wygrywa. Opozycja nie wykorzystuje tej szansy, bo jest w fatalnym stanie. Oczywiście Fidesz traci poparcie, ponieważ nowe reformy gospodarcze, które zostały wprowadzone, są sprzeczne z obietnicami z kampanii wyborczej. Myślę, że wielu obywateli straciło złudzenia co do Fideszu, zwłaszcza z powodu wprowadzenia nowych przepisów podatkowych, zwiększających również koszty utrzymania dla gospodarstw domowych, do czego miało nie dojść. Fidesz twierdził, że to opozycja chce podnieść koszty dla gospodarstw domowych. Jednak chociaż w społeczeństwie panuje silny pesymizm, to nie da się bezpośrednio przełożyć tej zmiany nastrojów na poparcie opozycji. Bez wiarygodnej alternatywy dla partii rządzącej nie dojdzie na Węgrzech do żadnego politycznego trzęsienia ziemi.
A jaki wpływ ma na to wojna w Ukrainie? Czy uważa pan, że zmienił się stosunek Węgrów do wojny i jej politycznych, ale przede wszystkim ekonomicznych reperkusji?
Nie widziałem żadnych wiarygodnych sondaży na ten temat, ale wydaje mi się, że ogólnie postawa Węgrów, która jest mocno osadzona w pewnego rodzaju dziedzictwie historycznym, niewiele się zmieniła. I to jest poczucie, że to nie jest nasza wojna. Że to wojna między dwoma obcymi narodami i nie powinniśmy się w to angażować. Myślę, że Orbán próbuje wytyczyć linię i brak zaangażowania może być wciąż zgodny z dominującymi opiniami i postawami w społeczeństwie. Z drugiej strony groźba z kampanii, że to opozycja wciągnie Węgry w wojnę, może już nie działać, ale opozycja jest zbyt słaba, żeby o tym mówić. Mamy teraz ogromny problem ekonomiczny i myślę, że większość ludzi nie powiedziałaby, że należy winić za ten stan Orbána, ale dominuje rozczarowanie, że rząd nie był w stanie poradzić sobie z kryzysem. Poza tym Węgry to nie Polska - Węgrzy nie czują tak silnej solidarności z narodem ukraińskim i nie mają tak antyrosyjskich nastrojów. Więc mogą być przerażeni, ale są po prostu pragmatyczni i w tym sensie myślę, że wielu z nich nadal uważa, że to nie jest nasza wojna, tylko powiedzmy wojna zastępcza - między Stanami Zjednoczonymi a Rosją.
Węgry są coraz bardziej izolowane na arenie międzynarodowej, w UE nawet Polska znacząco osłabiła wzajemne relacje - kto jest dziś największym sojusznikiem Budapesztu?
Rząd węgierski, a zwłaszcza sam Viktor Orbán są izolowani. Chociaż niedawno odwiedził Austrię, ale myślę, że było to już postanowione przed jego oświadczeniem w Rumunii, które wywołało wielki skandal. Orbán jest teraz traktowany przez Europę jako zdecydowanie skrajnie prawicowy polityk. W Rumunii prawdopodobnie popełnił błąd, bo nie sądził, że ta wypowiedź dotrze do mediów na całym świecie. Dziś jego izolacja jest w mojej ocenie dużo silniejsza niż pół roku temu. Orbán ma mocną pozycję w kraju, ale na arenie międzynarodowej ciężko byłoby wskazać jego poważnego sojusznika. Zapewne będzie próbował zbliżyć się do polskiego rządu, ale myślę, że popełnił wiele błędów i PiS będzie wahać się przed współpracą z nim. Jego taniec i lawirowanie wobec wojny i jego retoryka nie pasują do postawy UE.
Oświadczenie z Rumunii, kiedy powiedział, że „Węgrzy nie chcą być rasą mieszaną”, w istocie odbiło się szerokim echem - czy pana zdaniem jest to jednorazowy wybryk czy element przemyślanej polityki wobec mniejszości?
To głównie retoryka, ale raczej rodem ze skrajnie prawicowego populizmu, a nie rasizmu w rozumieniu nazistowskim czy antysemickim. Później tłumaczył, że chodziło o kwestie kulturowe, a nie biologiczne, ale i tak pomysł o nieprzenikaniu się kultur jest nie do przyjęcia dla demokratycznych partii liberalnych, zielonych, socjaldemokratycznych, chrześcijańskich demokratów w Europie. To rodzaj rasizmu, nie bezpośrednio nazizmu czy faszyzmu. Choć posługiwał się językiem, którego nie potrafił obronić, i w tym sensie popełnił błąd. Z drugiej strony rozmawiał też z wyborcami ekstremistycznymi i może świadomie grał taką nutą. Tym razem posunął się za daleko. Co prawda twierdzenie, że Węgry są etnicznie jednorodne, nie ma poparcia w rzeczywistości, ale świetnie brzmi dla wielu prawicowców i skrajnie prawicowych wyborców. ©℗
Rozmawiał Mateusz Roszak