Rząd Włoch premiera Mario Draghiego otrzymał wotum zaufania w środę w Senacie, ale w głosowaniu nie wzięły udziału trzy duże ugrupowania koalicyjne: Ruch Pięciu Gwiazd, Forza Italia i Liga. Sytuacja zmierza ku upadkowi gabinetu jedności narodowej - mówią politycy koalicji.

Głosowanie, które miało być kluczowe dla przyszłości rządu, zakończyło się faktycznie jego porażką i rozpadem koalicji. W 315-osobowym Senacie głosowało 133 parlamentarzystów: 95 było za wotum zaufania, a przeciwko 38. Taka sytuacja w przypadku wotum dla rządu zdarzyła się po raz pierwszy.

Nie wiadomo, co zrobi premier Draghi, który już w czwartek pierwszy raz złożył dymisję, odrzuconą przez prezydenta Sergio Mattarellę po tym, gdy rozłam w koalicji wywołał Ruch Pięciu Gwiazd.

Włoskie media sprecyzowały, że szef rządu wbrew ich wcześniejszym informacjom nie uda się w środę wieczorem do prezydenta. Jak wyjaśniono w telewizji RAI, w czwartek Draghi chce uczestniczyć w debacie w Izbie Deputowanych i dopiero po niej oraz po głosowaniu nad wotum zaufania pójdzie do Pałacu Prezydenckiego. Jeśli w izbie niższej powtórzy się sytuacja z Senatu, jego powtórna dymisja będzie niemal przesądzona.

Do wczesnego popołudnia uważano, że są szanse na uratowanie jego rządu, również już bez Ruchu Pięciu Gwiazd. Sytuacja zmieniła się raptownie, gdy dwa ugrupowania centroprawicy w koalicji - Forza Italia i Liga - postanowiły, tak jak krytykowany przez nie Ruch, że nie wezmą udziału w głosowaniu. W ciągu sześciu dni, jakie upłynęły od zapowiedzi dymisji premiera, politycy koalicji prowadzili do ostatniej chwili, także z prezydentem, rozmowy na temat rozwiązania kryzysu; większość z nich skoncentrowana była na szansach utrzymania rządu jedności narodowej w momencie poważnych wyzwań wewnętrznych i zewnętrznych: wojny na Ukrainie, kryzysu energetycznego, inflacji, pandemii Covid-19.

Pod apelem do premiera Draghiego o wycofanie dymisji podpisało się prawie 2 tys. burmistrzów. W sugestywnym porannym wystąpieniu w Senacie szef rządu wyjaśnił, że złożenie przez niego dymisji było "tyleż bardzo trudną, co konieczną" decyzją, wynikającą z tego, że skończyła się koalicja jedności narodowej, która poparła rząd w chwili jego powstania przed ponad rokiem. Zaznaczył, że ostatnie miesiące upłynęły pod znakiem "pęknięć i ultimatum".

Draghi dał wyraźnie do zrozumienia, jakie są jego warunki pozostania na stanowisku. Pytał senatorów: "Jesteście gotowi potwierdzić pakt zaufania?". "Odpowiedź na to pytanie jesteście winni nie mnie, ale wszystkim Włochom" - mówił kategorycznie premier. Oświadczył: "Jedyna droga, jeśli chcemy dalej zostać razem, jest odbudowa tego paktu z odwagą, altruizmem, wiarygodnością. Chcą tego przede wszystkim Włosi".

Odnosząc się do wielu społecznych apeli o zachowanie rządu Draghi powiedział, że "ta mobilizacja w ostatnich dniach jest bezprecedensowa i nie można jej lekceważyć". Przyznał, że najbardziej poruszył go apel burmistrzów i pracowników służby zdrowia. "Włochy potrzebują rządu zdolnego sprawnie pracować" - ocenił i wśród priorytetów wymienił realizację krajowego planu odbudowy. "Jego ukończenie to kwestia poważnego podejścia wobec naszych obywateli" - mówił.

Przypomniał, że w kilka miesięcy zmniejszone zostało uzależnienie od dostaw rosyjskiego gazu, którego istnienie uznał za efekt "krótkowzrocznej" polityki. Wyjaśnił, że zamiarem rządu jest całkowite zniesienie tego uzależnienia w ciągu półtora roku.

Odnosząc się do wojny na Ukrainie oświadczył: "Pełne poparcie dla Ukrainy pokazało, że Włochy mogą i powinny odgrywać przywódczą rolę w UE i G7".

Draghi wyraził przekonanie, że "trzeba wspierać Ukrainę w każdy sposób". Poinformował, że podczas rozmowy z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim we wtorek mówił mu, że "zbrojenie Ukrainy jest jedynym sposobem, by pomóc Ukraińcom się bronić". "Musimy wzmocnić wysiłki, by zwalczać ingerencje Rosji i innych autokracji w naszą politykę i nasze społeczeństwo" - dodał włoski premier.

Koalicyjni politycy centrolewicy mówią, że zrobili wszystko, by ocalić rząd, a zachowanie senatorów trzech ugrupowań w Senacie uznali za "szaleństwo". "To smutny i dramatyczny dzień" - ocenił lider Partii Demokratycznej Enrico Letta. Jego zdaniem nieuniknione są szybkie wybory. "Włosi patrzą przerażeni na ich instytucje, na parlament, na Senat i na siły polityczne, które na pierwszym miejscu postawiły swoje interesy" - stwierdził Letta. Na przyspieszone wybory od początku tego kryzysu nalegało jedyne duże ugrupowanie opozycyjne - prawicowa partia Bracia Włoch.

Liga i Forza Italia opowiedziały się za powołaniem nowego rządu. Wcześniej lider Ligi Matteo Salvini mówił też, że nie boi się wyborów.

Z Rzymu Sylwia Wysocka