Nawet jeśli zmienimy prawo, normy społeczne i wzorce kulturowe, mężczyźni dalej będą pragnęli kontrolować kobiecą seksualność. To ewolucyjnie ukształtowany mechanizm

Z Davidem Bussem rozmawia Emilia Świętochowska
Od prawie 40 lat prowadzi pan badania nad strategiami dobierania się w pary (mating) i związanymi z nimi różnicami między kobietami i mężczyznami. Może mi więc pan powiedzieć, czy konflikt płci to coś nieuniknionego.
Nie uważam, aby konflikt płci był nieunikniony - przynajmniej w teorii. Musi być jednak spełnionych kilka warunków. Pierwszym jest monogamia, czyli stały związek, w którym nie dochodzi do zdrad. Drugi to wspólne potomstwo - para ma wspólny interes w tym, żeby zapewnić mu przetrwanie i rozwój, przez co odejście jednego z partnerów staje się mniej prawdopodobne. Trzeci - brak przybranych dzieci. Ich istnienie zwiększa ryzyko rozpadu nowej rodziny. Interes ewolucyjny matki mającej pociechy z poprzedniego małżeństwa niekoniecznie jest zgodny z interesem jej aktualnego partnera - np. z perspektywy ojczyma pasierb, czyli syn jego rywala, zwykle jest postrzegany jako koszt. Oznacza to możliwość pojawienia się konfliktów o podział zasobów rodzicielskich. Rodzice na ogół mniej inwestują w dzieci przybrane niż w biologiczne; te pierwsze o wiele częściej są też ofiarami przemocy w domu. W żadnym badaniu, jakie przeprowadziłem - a zajmowałem się zarówno małżeństwami z długim stażem, jak i nowożeńcami czy osobami, które randkują - nigdy nie trafiłem na związek, w którym nie byłoby konfliktu. Czasem był on olbrzymi, czasem błahy, ale był. I liczy się to, jak ludzie sobie z nim radzą.
Twierdzi pan, że u podłoża konfliktów między płciami leżą ewolucyjnie ukształtowane różnice w psychologii seksualnej kobiet i mężczyzn. To mechanizmy psychiczne, które powstały jako rozwiązania pradawnych problemów adaptacyjnych. Jak te różnice ujawniają się we współczesnych kontekstach?
Weźmy jedną z najważniejszych: różnicę pod względem pragnienia różnorodności seksualnej. Jest ona ogromna. We wszystkich badaniach mężczyźni deklarują chęć posiadania znacznie większej liczby partnerek niż kobiety. Są też dużo bardziej skłonni przekładać to pragnienie na konkretne działanie.
Wiele kobiet zgłosiłoby tu swoje zastrzeżenia.
Dlatego trzeba podkreślić, że istnieją spore różnice indywidualne, a rozkłady statystyczne wśród obu płci częściowo się pokrywają. Mam przyjaciółki, u których pragnienie różnorodności seksualnej jest niezwykle silne. Znam też mężczyzn, którzy żyją szczęśliwie w monogamicznych związkach i nie odczuwają żadnej pokusy skoku w bok. Niemniej średnia różnica między płciami jest tu nawet większa niż pod względem wzrostu. Może fakt ten pozostaje wbrew przekonaniom czy ideologiom niektórych osób, ale cóż, zawsze powtarzam, że wolę być poprawny naukowo niż politycznie. Nie uważam, że te różnice w psychologii płci są dla nas szczególnie dobre, ale istnieją i powodują przy tym mnóstwo konfliktów i problemów. W związkach pragnienie niezobowiązującego seksu bywa przyczyną zdrad. W świecie randek internetowych napędza rozmaite oszustwa: w sprawie własnego wyglądu, zasobów, statusu, chęci zaangażowania.
David Buss psycholog ewolucyjny, profesor na Uniwersytecie Teksańskim w Austin, autor licznych monografii naukowych i książek popularnonaukowych. W Polsce ukazały się m.in. „Psychologia ewolucyjna”, „Ewolucja pożądania”, „Morderca za ścianą. Skąd w naszym umyśle biorą się mordercze skłonności” / Materiały prasowe
I tak się rodzą „Tinder swindlerzy”?
Zgadza się. Aplikacje randkowe to ogromne pole do popisu dla wszelkiej maści pozorantów i kanciarzy.
Z pana badań wynika, że mężczyźni częściej niż kobiety przeszacowują swoją atrakcyjność jako potencjalnego partnera. Dlaczego?
Tak, według wszystkich badań mężczyźni mają większą pewność siebie i lepszą samoocenę niż kobiety - widać to już w okresie dojrzewania - w związku tym częściej też przeceniają swoją atrakcyjność. Rozbieżności dotyczące postrzeganej wartości partnerskiej (mate value) są źródłem kolejnych konfliktów między płciami. Mężczyzna, który jest „szóstką”, ale ma się za „ósemkę”, będzie sfrustrowany, gdy kobieta oceniona jako „ósemka” odrzuci jego awanse. Oczywiście działa to w obie strony, choć inaczej. Kobiety „szóstki” krótkoterminowo mogą wejść w relację z mężczyzną „ósemką”, ale znajomość ta raczej nie przekształci się w długoterminowy związek. Bardziej prawdopodobne, że osoba o wyższej wartości partnerskiej zdradzi lub znajdzie sobie kogoś podobnego do siebie.
A jak - według psychologii ewolucyjnej - ludzie decydują, kto jest „szóstką”, a kto „ósemką”?
Pradawne kobiety polegały na zdolności mężczyzn zapewnienia rodzinie zasobów potrzebnych do przetrwania. Dlatego wybierały tych, którzy przede wszystkim byli dobrymi myśliwymi. Ten zamierzchły mechanizm adaptacyjny dzisiaj przejawia się preferowaniem przez kobiety partnerów, którzy zajmują wysoką pozycję społeczną i zawodową, ale też atrakcyjnych fizycznie, cieszących się dobrym zdrowiem i zabawnych. W toku ewolucji mężczyźni wykształcili więc silną motywację, by dążyć do zapewnienia sobie zasobów i statusu, a do tego rozwijać cechy cenione przez kobiety. Natomiast dla nich samych głównym motorem strategii łączenia się w pary jest wygląd fizyczny.
Potwierdzają się więc powszechne przekonania.
Tak, z perspektywy psychologii ewolucyjnej mężczyźni rzeczywiście postrzegają kobiety jako obiekty seksualne. Trzeba przy tym zaznaczyć, że nawet pod tym względem są oni znacznie mniej selektywni niż płeć przeciwna. Często te standardy budzą niezadowolenie, frustrację, a nawet wściekłość. Niezdolność do przyciągania pożądanych partnerek wyjaśnia np., skąd się wzięli incele, czyli mężczyźni, którzy żyją w mimowolnym celibacie. Natomiast kobiety, zwłaszcza wykształcone i dobrze zarabiające, są mniej chętne do akceptowania partnerów, którym wiedzie się w życiu gorzej niż im - w przeciwieństwie do mężczyzn.
Status, prestiż - te rzeczy u partnerki ich nie interesują?
Interesują, ale na ogół nie w wymiarze społecznym i finansowym. Mężczyznom bardziej zależy na prestiżu, jaki daje związanie się z partnerką atrakcyjną fizycznie. Choć trzeba zaznaczyć, że tutaj też są spore różnice indywidualne u obu płci. Co więcej, adaptacyjna funkcja poszukiwania przez kobiety partnerów o wysokim statusie dzisiaj praktycznie zanika. Wiele z nich nie potrzebuje już zasobów mężczyzny do przeżycia, bo zapewnia je sobie sama. A to sprawia, że inne, pozaekonomiczne preferencje mogą zyskiwać na znaczeniu.
Jakie jeszcze różnice determinują strategie dobierania się w pary?
Inna ważna różnica psychologiczna dotyczy odczytywania sygnałów zainteresowania seksualnego u płci przeciwnej. Ogólnie mężczyźni mają skłonność do jego przeceniania albo wręcz dopatrywania się zainteresowania tam, gdzie go w ogóle nie ma. Nie doceniają również tego, jak niepożądane zaloty odstręczają kobiety ani jakie ponoszą z tego powodu koszty - w szczególności gdy niechciane awanse przybierają postać molestowania seksualnego w miejscu pracy. W psychologii ewolucyjnej nazywamy to nadpercepcją seksualną.
Z czego wynika ten dysonans?
Ewolucyjnego wyjaśnienia dostarcza teoria adaptacyjnej funkcji błędów (error management theory), którą ponad 20 lat temu stworzyliśmy z moją doktorantką Martie Haselton. Wyobraźmy sobie taką sytuację: idziemy przez las i nagle słyszymy głośny szelest liści. Może to być wąż, ale najprawdopodobniej to po prostu powiew wiatru. Ponieważ ludzie mają raczej awersję do ryzyka, będą odczuwać strach, że coś im grozi - podskoczy im ciśnienie, zastygną, nie ruszą się z miejsca, aż nabiorą przekonania, że niebezpieczeństwo znikło. Popełniają błąd, zakładając, że był to wąż, ale jego koszt jest niższy niż ewentualne ukąszenie.
I jak to się ma do łączenia się ludzi w pary?
W toku ewolucyjnej historii nasi męscy przodkowie mieli bardzo ograniczone okazje seksualne. Nie było rynków matrymonialnych, kobiety w wieku rozrodczym z tej samej grupy były często w ciąży albo karmiły niemowlęta, co wiązało się z zahamowaniem owulacji. Dlatego wszelkie przeoczone okazje były kosztowne z punktu widzenia sukcesu rozrodczego. Błąd nadpercepcji miał więc wartość adaptacyjną: pozwalał mężczyznom minimalizować ryzyko przeoczenia możliwości reprodukcji. I ten mechanizm psychiczny ujawnia się do dziś. Nawet jeśli prawdopodobieństwo zainteresowania seksualnego płci przeciwnej jest niskie, ogólnie mężczyźni są skłonni podjąć ryzyko. Oczywiście w sferze seksualnej jest wiele niepewności i ambiwalencji. Nie zawsze wiadomo, czy druga osoba widzi w tobie potencjalnego partnera łóżkowego, romantycznego, czy może po prostu jest sympatyczna. Wnioskujemy na podstawie sygnałów i wskazówek. Na przykład uśmiech kobiety może sygnalizować zainteresowanie, ale równie dobrze może być oznaką życzliwości czy zdenerwowania. Błąd nadpercepcji wzmacnia pewność siebie mężczyzny i ułatwia mu w takiej sytuacji działanie, bo potencjalne korzyści przewyższają koszty. Podejmując ryzyko, może też wpłynąć na zmianę nastawienia kobiety, która początkowo się nim nie interesowała. Ale nie musi.
A jak jest z tą percepcją u kobiet?
Odwrotnie - nie doceniają zainteresowania potencjalnych partnerów. Niewykluczone, że jest to mechanizm pomagający im się bronić przed niepożądaną uwagą. A może zwyczajnie nie uznają wielu mężczyzn, którzy się nimi interesują, za dobrych kandydatów na partnerów.
Czy te różnice psychologiczne między płciami są wrodzone?
Nie lubię słowa „wrodzone”. Wolę mówić, że różnice międzypłciowe są ukształtowane ewolucyjnie. I wszelkie dostępne dowody naukowe sugerują, że są niezmienne w czasie. W połowie lat 80. opublikowałem badanie dotyczące preferencji w doborze partnerów w 37 państwach. Późniejsze analizy powielały tamte wyniki. Niedawno ponownie przeprowadziłem badania preferencji w Chinach, Brazylii i Indiach. Okazało się, że różnice psychologiczne między płciami są tak samo wyraźne jak ponad 30 lat temu. Ich niezmienność potwierdzają również rozmaite studia etnograficzne dotyczące kultur tradycyjnych.
Czyli normy społeczne, wzorce kulturowe i prawo się zmieniają, ale różnice między kobietami i mężczyznami pozostają stałe - to chce pan powiedzieć?
Tak, przy czym to mechanizmy psychologiczne, które leżą u podstaw różnic międzypłciowych, są stałe, ale ich ekspresja, czyli zachowanie ludzi, podlega zmianom w czasie, zależy od norm społecznych, kontekstów kulturowych, wzorców grup odniesienia, wartości przekazanych przez rodziców itd. Spójrzmy na kulturę przygodnego seksu (hookup culture), która pojawiła się w ostatniej dekadzie w uniwersyteckich kampusach w USA, Kanadzie czy zachodniej Europie. Z badań wynika, że studentki wchodzące w przelotne relacje czerpią z tego mniejszą satysfakcję niż ich partnerzy. Częściej deklarują też, że wolałyby, żeby te przelotne znajomości seksualne przeszły w stały związek. Tymczasem studenci odpowiadają raczej, że ich celem jest po prostu więcej przygodnego seksu z różnymi partnerkami. Procesy i wynalazki kulturowe zmieniają ramy, w jakich wyraża się ludzka seksualność - np. pigułka antykoncepcyjna uwolniła kobiety od ryzyka niechcianych ciąż. Jednak ewolucyjnie ukształtowane mechanizmy mogą nadal działać, nawet jeśli nie mają już żadnej funkcji adaptacyjnej.
A jakie mechanizmy leżą u źródła przemocy wobec kobiet?
Jej główną przyczyną jest zazdrość, szczególnie gdy chodzi o przemoc w związku lub wobec byłej partnerki. To uniwersalne uczucie przejawiające się we wszystkich kulturach, które motywuje ludzi do odparcia zagrożenia ze strony potencjalnego czy faktycznego rywala. Ale obie płcie doświadczają go inaczej. O ile kobiety bywają szczególnie zazdrosne o zdradę emocjonalną, o tyle mężczyźni są głównie zazdrośni o to, że ich partnerka może współżyć z kimś innym. U naszych męskich przodków reakcja taka wyewoluowała jako rozwiązanie problemu adaptacyjnego, jakim była niepewność ojcostwa. Zazdrość popycha mężczyzn do kontrolowania seksualności swojej obecnej lub byłej partnerki, od jej pilnowania i wszczynania kłótni po pobicia i gwałty. To strategia obliczona na zatrzymanie jej przy sobie. Trzeba jednak podkreślić, że tylko niewielki odsetek mężczyzn sięga po przemoc, by osiągnąć ten cel.
Jakie cechy osobowości zwiększają prawdopodobieństwo użycia siły?
Jeśli chodzi o zgwałcenia, to najczęściej dopuszczają się ich mężczyźni wykazujący cechy tzw. ciemnej triady: narcyzmu, psychopatii i makiawelizmu. Osoby narcystyczne są silnie roszczeniowe, uważają, że ich pragnienia muszą być bezwzględnie zaspokajane. Odmowę seksualną mogą traktować jak afront lub odrzucenie. Mężczyźni o wysokich wynikach na skali psychopatii nie przejawiają empatii, są obojętni wobec cierpienia innych. Z kolei makiawelizm wiąże się ze skłonnością do manipulacji, instrumentalnego traktowania ludzi. Cechy te są szczególnie niebezpieczne, gdy łączą się z nastawieniem na krótkoterminowe kontakty seksualne. To tacy mężczyźni najczęściej stają się seryjnymi gwałcicielami.
David Buss, „Kiedy mężczyźni źle się zachowują. Ukryte korzenie oszustw, molestowania i przemocy seksualnej”, Smak Słowa, Sopot 2022 / nieznane
Wielu mężczyzn, którzy odpowiadają tej charakterystyce, nigdy się jednak nie dopuści przemocy seksualnej. Czy z perspektywy psychologii ewolucyjnej istnieje jakiś czynnik, który popycha człowieka do gwałtu?
Jeśli pyta pani, czy u mężczyzn wyewoluowały mechanizmy psychiczne odpowiedzialne za gwałt, to moja odpowiedź brzmi: nie. A przynajmniej nie istnieją na to przekonujące dowody. Tak, mężczyźni silnie pragną różnorodności seksualnej, mają skłonność do kontrolowania seksualności partnerek, częściej niż kobiety sięgają po agresywne środki, aby osiągnąć swoje cele, ale nie ma adaptacji skłaniających ich do gwałcenia.
Istnieje hipoteza, że po przemoc seksualną częściej sięgają mężczyźni o niskim statusie socjoekonomicznym, którzy nie są w stanie przyciągnąć partnerki.
To mit. Wśród skazanych za gwałt przeważają rzeczywiście mężczyźni mający skromne zasoby, ale to nie znaczy, że najczęściej się go dopuszczają. Bardziej prawdopodobne, że napaści seksualne dokonywane przez sprawców o wysokim statusie społecznym i zawodowym są po prostu dużo rzadziej zgłaszane. Mowa o Harveyach Weinsteinach, Billach Cosbych i Jeffreyach Epsteinach tego świata, którym przestępstwa przez lata uchodziły na sucho, bo mogli uciszać swoje ofiary za pomocą pieniędzy i prawników.
Jedno z najpopularniejszych wyjaśnień, dlaczego mężczyźni stosują przemoc wobec kobiet, mówi, że jest ona wpisana w instytucję i ideologię patriarchatu. I że dopóki go nie obalimy, mężowie będą bić żony, szefowie molestować podwładne, eksnarzeczeni stalkować swoje wybranki. A pan mówi, że źródłem przemocy są ewolucyjnie ukształtowane mechanizmy psychiczne. Czy to nie sprzeczne twierdzenia?
Niekoniecznie, ale sądzę, że koncentrowanie się na patriarchacie daje niepełne, upraszczające tłumaczenie. Nawet jeśli zmienimy prawo, normy społeczne i wzorce kulturowe, mężczyźni dalej będą pragnęli kontrolować kobiecą seksualność. To ewolucyjnie ukształtowany mechanizm: męscy przodkowie, którym udało się zatrzymać partnerkę przy sobie, odnosili większy sukces reprodukcyjny. Bez tego nie zrozumiemy, skąd się biorą drapieżnicy seksualni. Niektórzy ludzie, gdy słyszą, że coś jest „ewolucyjnie ukształtowane”, obawiają się, że to coś koniecznego, nieuchronnego. Myślą, że to biologiczne uzasadnienie dla dyskryminacji ze względu na płeć. A tak nie jest. Jak już mówiłem, czym innym jest psychologia leżąca u podstaw różnic międzypłciowych, a czym innym jej ekspresja. Zachowanie ludzi można zmienić. ©℗
Procesy i wynalazki kulturowe zmieniają ramy, w jakich wyraża się ludzka seksualność, jednak ewolucyjnie ukształtowane mechanizmy mogą nadal działać, nawet jeśli nie mają już żadnej funkcji adaptacyjnej