W położonej na zachodzie Nadrenii Północnej-Westfalii mieszka prawie 20 mln ludzi, a gospodarka tego kraju związkowego jest większa od gospodarki Polski. W niedzielę odbyły się tam wybory do władz regionalnych. W ostatnich latach rządziła koalicja chadeków i liberałów. W weekend ponownie zwyciężyli chrześcijańscy demokraci z CDU, uzyskując prawie 36 proc. głosów, czyli o 3 proc. więcej niż w wyborach w 2017 r.

Za to drugi koalicjant poniósł spektakularną porażkę: liberałowie zdobyli ponad 50 proc. głosów mniej i ledwo pokonali 5-procentowy próg wyborczy. Jako porażkę należy też rozpatrywać wynik socjaldemokratów pod wodzą kanclerza Olafa Scholza, którzy w stosunku do poprzednich wyborów stracili prawie 5 pkt proc. i uzyskali niecałe 27 proc. poparcia.
Za to zdecydowanym, obok chadeków, zwycięzcą tej elekcji są Zieloni, którzy zajęli trzecie miejsce, zdobywając prawie trzy razy więcej głosów niż poprzednio. Teraz głosował na nich prawie co piąty mieszkaniec Nadrenii Północnej-Westfalii. Prawdopodobnie to właśnie oni wspólnie ze zwycięzcami wyborów utworzą kolejny rząd, a premierem tego kraju związkowego dalej pozostanie chadek Hendrik Wüst, który przejął pałeczkę od Armina Lascheta i wyrasta na jedną z najważniejszych postaci centroprawicy. Możliwą, ale znacznie mniej prawdopodobną koalicją jest powtórzenie współpracy z poziomu rządu republiki, czyli tzw. koalicja sygnalizacji świetlnej, którą tworzą socjaldemokraci, zieloni i liberałowie.
Dla socjaldemokracji to druga porażka z rzędu w wyborach regionalnych – tydzień temu przegrali w położonym na północy Szlezwiku-Holsztynie. I choć, jak na łamach DGP tuż przed wyborami pisała Lidia Gibadło, „nieroztropnie byłoby przenosić sytuację w jednym z 16 regionów na cały obszar federacji”, to jednak nawet w wyborach na szczeblu regionalnym trudno uciec od kwestii rosyjskiej napaści na Ukrainę i jej konsekwencji gospodarczych, m.in. rosnącej także w Niemczech inflacji. A tutaj postawa socjaldemokratów jest przez dużą część społeczeństwa oceniana raczej krytycznie.
Pewne problemy socjaldemokratów widać także w badaniach oceniających pracę ministrów obecnego rządu. W opublikowanym tuż przed majówką sondażu najlepiej ocenianymi przedstawicielami rządu byli ministrowie gospodarki i klimatu Robert Habeck oraz spraw zagranicznych Annalena Baerbock. Ci liderzy Zielonych należą do największych krytyków Rosji i jasno opowiadają się za pomocą Ukrainie, włącznie z dostawami uzbrojenia. W cyklicznych badaniach DeutschlandTrend ich pracę tym razem pozytywnie oceniło po 56 proc. respondentów. Negatywnie o dokonaniach Habecka w rządzie myśli 30 proc. Niemców, a o Baerbock 39 proc. To najbardziej popularni obecni politycy w Niemczech. Na trzecim miejscu uplasował się minister zdrowia z SPD Karl Lauterbach, który jest twarzą walki z pandemią. Dopiero na piątym, za liderem liberałów Christianem Lindnerem, znalazł się kanclerz Olaf Scholz. Z jego postawy niezadowolonych jest aż 57 proc. badanych, co stanowi największy wynik negatywny wśród czołowych polityków. Trudno tej oceny nie łączyć z polityką zagraniczną rządu Republiki Federalnej. W marcu w sondażu Politbarometer dla ZDF większość naszych zachodnich sąsiadów (63 proc.) była przeciw dostawie ciężkiego uzbrojenia do Ukrainy. Teraz przeciw jest już tylko 39 proc. Niemców, a ponad połowa popiera takie działanie. Tymczasem rząd w Berlinie mimo deklaracji wciąż nie wspomaga Ukrainy znaczącymi dostawami uzbrojenia.
Kolejnym problemem dla socjaldemokratów może być to, że wśród najmłodszych wyborców zdecydowanie wygrywają Zieloni. Wśród tych w wieku 18–24 lata na tę partię zagłosowało aż 28 proc. osób. To wzrost aż o 17 proc. – Zieloni prezentują się jako partia przyszłości – skomentował na Twitterze Kamil Frymark z Ośrodka Studiów Wschodnich.
O tym, czy mniejsze poparcie dla lewicy to długotrwały trend, czy tylko chwilowa zadyszka Scholza i spółki, przekonamy się najpóźniej jesienią, gdy odbędą się wybory regionalne w Dolnej Saksonii. ©℗
Zdecydowanym, obok chadeków, zwycięzcą tych wyborów są Zieloni