Jako ambasadorowie przy ONZ mamy pewne poczucie frustracji; chcielibyśmy, żeby działania organizacji były bardziej efektywne – mówi DGP ambasador RP przy ONZ Krzysztof Szczerski

Wołodymyr Zełenski nie zareagował zbyt entuzjastycznie na propozycję spotkania z szefem ONZ, a Rosja odrzuciła apele Antonia Guterresa o zawieszenie broni na czas Wielka nocy. Obie strony chyba niespecjalnie wierzą, że to właśnie ta organizacja może stać się platformą do osiągnięcia porozumienia. Z czego pana zdaniem to wynika?
Dla ONZ wojna w Ukrainie jest bardzo dużym wyzwaniem, bo Rosja jako stały członek Rady Bezpieczeństwa podważa porządek ustanowiony przez Kartę Narodów Zjednoczonych, a jednocześnie zachowuje swoje szczególne prawa. Dotychczas, podczas wielu konfliktów na świecie, ONZ mogła przynajmniej swobodnie dostarczać pomoc humanitarną - Rosja nawet na tej płaszczyźnie nie stosuje się do prawa międzynarodowego i blokuje działania ONZ. Pamiętajmy, że podejmowanie zdecydowanych kroków, np. przez wysłanie sił pokojowych, jest niemożliwe bez mandatu Rady Bezpieczeństwa, co Rosja ma prawo wetować. My również, jako ambasadorowie przy ONZ, mamy więc pewne poczucie frustracji. Z drugiej strony ważne jest, że zdecydowaną większością państwa członkowskie ONZ przyjęły rezolucje, które jasno zdefiniowały działania Rosji jako agresję, wbrew rosyjskim próbom zakłamania rzeczywistości. Zatem nie dziwi mnie, że za każdym razem z innych powodów zarówno Kijów, jak i Moskwa mogą mieć w pewnym stopniu krytyczny stosunek do działań organizacji. Ważne jest jednak, że do wizyty w obu stolicach sekretarza generalnego ONZ Antonia Guterresa dojdzie w tym tygodniu. Mogę też zdradzić, że Polska współdziała w organizacji tej wizyty i prezydent Duda jest w stałym kontakcie w tej sprawie z sekretarzem generalnym. Mandat do rozmów w Moskwie i Kijowie jest określony przez wspomniane rezolucje Zgromadzenia Ogólnego ONZ, to znaczy sprowadza się do wezwania do natychmiastowego przerwania agresji, wycofania wojsk rosyjskich z Ukrainy i dopuszczenia pomocy humanitarnej.
Jak pan wspomniał, ONZ krytykuje dziś także wiele państw i ekspertów, twierdząc, że organizacja pozostaje właściwie bezradna wobec wojny w Ukrainie i nie ma realnych narzędzi do tego, żeby w większym stopniu przyczynić się do rozwiązania konfliktu. Zgadza się pan z takimi opiniami?
Rozumiem te opinie, ale blokada ONZ wynika w dużej mierze z tego, o czym powiedziałem - szczególnych praw Rosji w Radzie Bezpieczeństwa. ONZ jednak podjęła - poza wspomnianymi już rezolucjami - także działania w obszarze pomocy humanitarnej i jasno zdefiniowała agresora i ofiarę, mimo prób relatywizowania tej wojny przez Rosję, która określa ją jako „operację specjalną”. Tylko pięć głosów przeciw rezolucji potępiającej rosyjską agresję pokazuje skalę izolacji Moskwy i wskazuje, jak na świecie dzisiaj myśli się o polityce rosyjskiej. Bez ONZ nie mielibyśmy możliwości skonfrontowania stanowisk krajów tak różnych i odległych, jak Ekwador, Wyspy Salomona, Madagaskar czy Brunei - każde z nich musiało publicznie ustosunkować się do wojny i to w prostej procedurze, gdzie do wyboru są tylko trzy przyciski: „za”, „przeciw”, „wstrzymuję się”, ewentualnie można nie brać udziału w głosowaniu, aby ukryć swoje stanowisko. Tylko dzięki powszechnemu charakterowi Zgromadzenia Ogólnego ONZ taki skan światowej opinii jest możliwy. Nie ma innej podobnej instytucji.
Z drugiej strony oczywiście chcielibyśmy, żeby działania ONZ były bardziej efektywne, skoordynowane, żeby pomoc dla uchodźców zarówno wewnętrznych, jak i tych opuszczających Ukrainę była większa. Zdajemy sobie sprawę ze sceptycznych głosów, ale pamiętajmy, że to właśnie w ramach i dzięki ONZ pogłębia się izolacja Rosji - zawiesiliśmy jej członkostwo w Radzie Praw Człowieka, a kandydaci rosyjscy przegrywają kolejne wybory na różne stanowiska w agendach Narodów Zjednoczonych.
Antonio Guterres, obejmując stanowisko w 2017 r., zapowiadał różne zmiany organizacyjne, decentralizację, reformę Rady Bezpieczeństwa, ale na zapowiedziach na razie się skończyło. Czy wojna w Ukrainie w jakiś sposób może to zmienić i przyspieszyć zapowiadane lub nowe reformy w organizacji?
Konieczność reformy ONZ to jest postulat tak stary jak sama ONZ. Ta reforma jest szczególnie trudna, bo swoich pozycji zdecydowanie bronią stali członkowie Rady Bezpieczeństwa, ale obecna sytuacja - najtrudniejsza od drugiej wojny światowej - stwarza szansę na to, żeby zaszły daleko idące zmiany. Oczywiście będzie do tego potrzebna wola polityczna i wszystko na to wskazuje, że jest taka wola w przeważającej większości państw. Dziś w Zgromadzeniu Ogólnym ma szansę zostać przegłosowana pierwsza od długiego czasu istotna reforma proceduralna dotycząca mechanizmu weta w Radzie Bezpieczeństwa. Współautorem tej propozycji jest m.in. Polska, z czego jestem szczególnie dumny. Poprawka dotyczy automatycznego zwoływania posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego, w przypadku gdy w danej sprawie pojawiło się weto podczas głosowania w Radzie Bezpieczeństwa. Jeśli którykolwiek stały członek RB ONZ zawetuje jakąś decyzję, wówczas automatycznie sprawa ta stanie się przedmiotem obrad Zgromadzenia Ogólnego, gdzie nikt nie ma prawa weta i każdy kraj ma równy sobie jeden głos. Dzięki temu Rosja nie mogłaby już zablokować jakiejkolwiek decyzji, a sam mechanizm będzie działał automatycznie, czego brakowało do tej pory. Nie jest to zresztą pomysł nowy, był już przedstawiany w minionych latach, ale wojna w Ukrainie zdecydowanie poszerzyła grono zwolenników tego rozwiązania, w tym o trzy państwa będące stałymi członkami RB: Francję, Wielką Brytanię i USA, które najczęściej - po Rosji - blokują decyzje w ramach tego gremium. Oczywiście formalno-prawnie decyzje Zgromadzenia mają inną wagę niż Rady, ale politycznie są wiążące. Dla mnie prawdziwym testem możliwości ONZ w dłuższej perspektywie będzie nie tyle reforma strukturalna czy instytucjonalna, ile pociągnięcie do odpowiedzialności sprawców agresji, osądzenie zbrodniarzy wojennych i wszystkich, którzy podjęli irracjonalną i bezsensowną decyzję o najechaniu Ukrainy i rozpoczęciu wojny. W innym wypadku nie tylko w Europie, ale we wszystkich częściach świata zapanuje przekonanie o bezkarności podobnych działań w przyszłości.
W Radzie Bezpieczeństwa ONZ jako niestały członek zasiadała Polska dokładnie cztery lata po aneksji Krymu, ale nie była to wówczas kwestia, nad którą szczególnie pochylałaby się organizacja - z czego to wynikało? Nie udało się Polsce przekonać pozostałych państw co do intencji Moskwy czy poszczególne działania były torpedowane przez Rosję?
Wynikało to przede wszystkim z błędnego myślenia polityków państw zachodnich w odpowiedzi na działania Rosji. Dziś te państwa same przyznają, że prowadziły złą politykę wobec Kremla - to w dużej mierze doprowadziło do dzisiejszej sytuacji. To bezpośrednio obciąża ówczesnych liderów państw Zachodu, którzy na dodatek nie słuchali głosu krajów takich jak Polska. Zwykle przy takich sytuacjach wielu ekspertów mówi: „Wszyscy byliśmy w błędzie”. Nie w tym przypadku. Polska nie była w błędzie ani w 2014 r i wcześniej, ani w 2018 i 2019 r., a nasze diagnozy, niestety, się potwierdziły. Błąd niektórych państw Zachodu jest zatem podwójny: po pierwsze, same źle działały, a po drugie, nie słuchały tych, którzy mieli rację. Są zatem w pewnym stopniu politycznie odpowiedzialne za tę wojnę, i czas, żeby z tego wyciągać wnioski, także jeśli chodzi o debatę wewnątrz Europy. Musi ona bardziej szanować zdanie naszego regionu. To już kolejny raz, po kryzysie uchodźczym, kiedy potwierdza się, że my mamy rację.
Drugą różnicą, jeśli chodzi o brak reakcji kilka lat temu, jest postawa zachodnich społeczeństw. Brutalna wojna prowadzona dziś przez Rosję wywołuje natychmiastowe reakcje społeczne; tego nie było po aneksji Krymu. Dziś politycy patrzący wcześniej z optymizmem w kierunku Rosji są poddani ogromnej presji swoich wyborców. Na przykład badania opinii publicznej pokazują, że większość Amerykanów uważa nawet, że reakcja administracji USA wciąż jest zbyt słaba wobec poziomu brutalności rosyjskiej. Ta presja wzmacnia nasz głos - opinię wyrażaną przez nasz region Europy Środkowo-Wschodniej, państwa wschodniej flanki NATO. ©℗
Rozmawiał Mateusz Roszak

Najpierw Moskwa

Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres spotka się dzisiaj w Moskwie z Władimirem Putinem, gdzie przedstawi m.in. oczekiwanie wycofania wojsk z terytorium Ukrainy. W czwartek spotka się natomiast w Kijowie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Guterres rozpoczął swoją kadencję w 2017 r. od postulatu reform, w tym reformy Rady Bezpieczeństwa - jednego z sześciu najważniejszych organów ONZ. Ta ostatnia jest rozważana właściwie od upadku Związku Radzieckiego. Dziś RB ONZ składa się z pięciu stałych członków, którzy mają prawo weta: Rosji (do 1991 r. Związku Radzieckiego), Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Chin, oraz 10 niestałych członków wybieranych na dwuletnią kadencję według preferencji kontynentalnych. Żeby osłabić weto, przy którym RB ONZ nie może podjąć zdecydowanych działań, w tym wysłać misji pokojowej, została przygotowana reforma, zgodnie z którą zawetowana decyzja automatycznie będzie trafiać na posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego, w którym nikt nie ma już prawa weta. Zmiany w funkcjonowaniu RB prawdopodobnie dziś będą głosowane przez Zgromadzenie Ogólne. ©℗
mr