Skrajnie prawicowa Marine Le Pen wypadła lepiej niż przed pięcioma laty. We wczorajszym głosowaniu Francuzi wybrali jednak urzędującego prezydenta Emmanuela Macrona

Emmanuel Macron jest pierwszym od 20 lat francuskim prezydentem, któremu udało się uzyskać reelekcję. Według pierwszych szacunków, w niedzielnej drugiej turze wyborów pokonał Marine Le Pen, kandydatkę skrajnej prawicy, stosunkiem głosów 58 proc. do 42 proc. W ciągu kilkudziesięciu minut gratulacje złożyły Macronowi Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, Roberta Metsola, przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, Christine Lagarde, prezes Europejskiego Banku Centralnego. Sam francuski prezydent do zamknięcia tego wydania DGP nie podsumował swojej kampanii. Le Pen, pomimo przegranej, uznała swój wynik za sukces. Kandydatowi Zjednoczenia (wcześniej Frontu) Narodowego dotąd nie udało się zdobyć takiego poparcia.
W poprzednich wyborach – pięć lat temu – Le Pen otrzymała w drugiej turze niespełna 34 proc. głosów.
Różnica pomiędzy rezultatami uzyskanymi przez kandydatów była większa, niż wskazywały ostatnie sondaże przed ciszą wyborczą. Zapowiadały one wygraną Macrona stosunkiem 55 proc. do 45 proc.
Komentatorzy zwracali uwagę na niską frekwencję. W głosowaniu nie wzięło udziału ponad 28 proc. uprawnionych – najwięcej od 1969 r.
– Pomimo dwóch tygodni niesprawiedliwych, brutalnych ataków idee, które reprezentujemy, osiągają nowe wyżyny – stwierdziła Le Pen. Uznała, że jej wynik to „ogromne zwycięstwo”.
Obawy, że populistka o antyunijnych poglądach – jak postrzegają ją komentatorzy, może wygrać, było widać przed pierwszą turą. Gdy dwa tygodnie temu okazało się, że urzędujący prezydent dostał kilka punktów procentowych więcej od szefowej Zjednoczenia Narodowego, inwestorzy na rynkach finansowych odetchnęli z ulgą. CAC 40 – najważniejszy francuski indeks giełdowy – wzrósł w powyborczy poniedziałek o 0,3 proc. Paneuropejski indeks STOXX 600 spadł wtedy o 0,7 proc. Dobry wynik Macrona oznacza również wsparcie dla europejskiej waluty.
– Najważniejsze dla mnie jest jak najszybszy powrót do pracy. Jest wiele do zrobienia na froncie inflacji, na froncie gospodarczym, reindustrializacji. Musimy też brać pod uwagę, co wielu wyborców mówiło o środowisku, szybciej działać w walce z globalnym ociepleniem – mówił w trakcie wieczoru wyborczego zorganizowanego przez sztab Macrona Bruno Le Maire, minister gospodarki.
Na tle kandydatki Zjednoczenia Narodowego urzędujący prezydent jawił się jako polityk probiznesowy i zaangażowany w pogłębianie integracji europejskiej. Sam podkreślał to w trakcie środowej debaty, dając jasno do zrozumienia, że plany jego przeciwniczki związane z powrotem do Europy ojczyzn doprowadziłyby do izolacji Francji na forum europejskim.
Dla opinii publicznej jest to istotne szczególnie teraz, kiedy działania rządu niemieckiego w sprawie wojny w Ukrainie postawiły Berlin – kluczowego partnera Paryża w UE – niemalże w pozycji europejskiego pariasa. Matthias Matthijs z Council on Foreign Relations przekonuje, że dzięki zwycięstwu w wyborach Macron mógłby zyskać poparcie dla swojej wizji „strategicznej autonomii” UE. Pogląd ten był popularny podczas rządów prezydenta USA Donalda Trumpa. Waszyngton zaczął być wtedy postrzegany jako niewiarygodny partner.
Wygrana Macrona to dla Polski przewidywalność w relacjach z Paryżem oraz w ramach UE. Równocześnie polityk dał się poznać jako zwolennik Unii dwóch prędkości, w której dominującą rolę odgrywają Francja oraz Niemcy. Kończący pierwszą kadencję prezydent podtrzymał swoje stanowisko podczas środowej debaty prezydenckiej, w której wprost wskazał UE jako organizację, której kierunek działań nadaje właśnie sojusz Paryża z Berlinem. Macron – jak zauważa w rozmowie z DGP analityczka PISM ds. Francji Amanda Dziubińska – przez ostatnie miesiące zwiększał jednak zaangażowanie Francji na wschodniej flance NATO, co miało korzystny wpływ na bezpieczeństwo Polski. Podczas kampanii doszło natomiast do spięcia z szefem polskiego rządu Mateuszem Morawieckim, który ironicznie odniósł się do rozmów Macrona z Władimirem Putinem, porównując sens negocjacji z prezydentem Rosji do negocjacji z Adolfem Hitlerem. Prezydent Francji, który jeszcze przed konfliktem próbował przedstawiać się jako lider zachodniego bloku w rozmowach z Moskwą, w odpowiedzi zarzucił Morawieckiemu antysemityzm, homofobię, a jego wypowiedź określił jako ingerencję we francuską kampanię wyborczą. W ocenie Dziubińskiej przyszła polityka Macrona będzie prawdopodobnie zmierzała jednak w kierunku zwiększenia roli Francji w Sojuszu. – Ważny będzie natomiast przyszły stosunek Macrona do stałej obecności obronnej. Macron deklaruje budowę mocarstwowości UE na zasadzie tandemu francusko-niemieckiego, czego przeciwniczką jest Marine Le Pen. Ze strony Emmanuela Macrona nie spodziewałabym się zdecydowanego zwrotu w jego polityce zagranicznej – ani w ramach UE czy NATO, ani w stosunkach dwustronnych z Polską. Będzie to kontynuacja jego wizji budowania silnej, jak najbardziej zintegrowanej Unii – ocenia analityczka PISM.
Mimo sukcesu w drugiej turze wyborów rządy Macrona mogą być ograniczone. W czerwcu odbędą się wybory parlamentarne, powszechnie określane we Francji mianem „trzeciej tury”. Jeśli jego partia osiągnie słabsze wyniki niż pięć lat temu – a takie przypuszczenia pojawiają się we francuskich mediach – będzie miała trudności ze stworzeniem większości w Zgromadzeniu Narodowym. W takim przypadku prezydent będzie zmuszony do wynegocjowania koalicji rządowej złożonej z wielu partii o przeciwstawnych programach. Niewykluczone, że dojdzie do kohabitacji, czyli sytuacji, w której premierem zostanie przedstawiciel innego ugrupowania.
Nie dojdzie do radykalnej zmiany w polityce wobec NATO i UE