Jest potencjał do odgrzania konfliktu w Naddniestrzu, Gruzji, Bośni i Hercegowinie czy państwach bałtyckich. Putin chce, aby konflikt stał się ogólnoeuropejski - mówi Jewhen Mahda, dyrektor Instytutu Światowej Polityki, autor książek o operacjach hybrydowych Rosji.

Na ile realny wydaje się wariant zorganizowania bezpośrednich rozmów Wołodymyra Zełenskiego i Władimira Putina?
Miesiąc inwazji pokazał, że na razie takie rozmowy są nierealne. Gdyby Ukraina nie wytrzymała pierwszego ataku i tego, co działo się po nim, wariant negocjacji z Putinem miałby więcej realizmu. Teraz Rosjanom nie zależy na rozmowach. Będą kupować czas, aby wzmocnić swoją pozycję. Nie wykluczam, że jakieś dokumenty w przyszłości zostaną podpisane. Ale mam wrażenie, że podpisze je Siergiej Ławrow albo ktoś tej rangi. Na dziś nie ma treści do wypełnienia dokumentu, który chciałby podpisać Putin. W wariancie rosyjskim rozmowy są możliwe tylko wtedy, gdy Zełenski będzie miał nóż na gardle. A takiej sytuacji nie ma i nie będzie.
Po ostatnich sukcesach wojsk ukraińskich na północ od Kijowa Rosjanie mogą podjąć nową próbę wtargnięcia do stolicy?
Żeby myśleć o szturmie, trzeba mieć ludzi. Trzeba mieć kim to zrobić. Rosja tych ludzi nie ma. Z Ukrainy wyjechali białoruscy dyplomaci. Mam trochę kontaktów i pewne audytorium na Białorusi i staram się przekazać ludziom po tamtej stronie, że nie są dla nas wrogami. Ale jeśli ich wojska wtargną do Ukrainy, będą niszczone bez względu na to, jaki mamy stosunek do Białorusinów. Alaksandr Łukaszenka już dziś jest przestępcą wojennym, razem z Putinem. Jeśli Białorusini wejdą na Ukrainę, to na stulecia zepsują stosunki między naszymi krajami. Kolejna sprawa: niedawno na Charkowszczyznie rozbito pułk szkolny rosyjskiej armii. To świadczy o tym, że brakuje zasobów ludzkich do prowadzenia wojny na Ukrainie. Stąd te pułki szkolne czy próba wciągnięcia do wojny Białorusinów. Z jednej strony są opowieści z gatunku „Baśni tysiąca i jednej nocy” publikowane przez RIA Nowosti, a z drugiej rzeczywistość.
Są informacje, że na granicy stoi kontyngent białoruski gotowy, aby w każdej chwili wejść. Na ile może on zmienić losy wojny?
W przypadku Białorusinów mówimy o armii, która w okresie ostatnich 30 lat nie wojowała. Ukraińcy są na wojnie od 2014 r., i to widać. Zarówno Białorusini, jak i Rosjanie muszą wiedzieć, że ukraińska armia może walczyć długo i nie będzie łatwym przeciwnikiem. Warto, aby Białorusini zadali sobie pytanie, za co właściwie mają tutaj umierać. Za jaką sprawę? Za Łukaszenkę?
Ich propaganda przedstawia Ukrainę jako reżim faszystowski. Podobnie jak rosyjska.
Łukaszenka ma dużo bardzo ostrych wypowiedzi, w których zapewnia, że wszystko jest w stanie zrobić, wszystko zabezpieczyć. W praktyce między jego słowami a rzeczywistością jest ogromna przepaść.
Skoro Rosjanie nie są w stanie wejść do ukraińskich miast, to co z opcją syryjską: bombardowanie Kijowa i próba sterroryzowania go? Bomby spadają już w obrębie centrum.
Jestem z Kijowa. Urodziłem się tu i nigdzie nie mam zamiaru stąd wyjeżdżać. Aby zrobić z Kijowa Aleppo, trzeba dużej ilości broni, dużej liczby pocisków. Taka wojna mogłaby być dla Rosjan bardzo droga. Pociski rakietowe wystrzeliwane do celów, które nie są celami wojskowymi, nie zmieniają kierunku ani losów wojny. To po prostu nic nie daje. Rujnowanie miasta za pomocą artylerii? Aby to zrobić, trzeba podejść bliżej centrum. Tymczasem ukraińska armia odsuwa Rosjan od stolicy. Miasto złapało oddech. Umacnia się po pierwszym szoku. Wariant aleppizacji Kijowa brzmi atrakcyjnie medialnie, ale zniszczenie miasta, w którym przed wojną żyły 4 mln osób, jest nierealne. Poza tym Aleppo było sytuacją, w której wojska Baszara al-Asada i jego sojuszników miały ogromną przewagę sił. Ukraina ma zestawy artyleryjskie, samoloty bezzałogowe i sprzęt konieczny do obrony. Gdy płoną czołgi, przeciwnik zaczyna szybko uciekać. Zresztą jest w Kijowie taki żart: armia ukraińska zdobyła na Rosjanach więcej sprzętu, niż sama kupiła i wyprodukowała przez lata niezależności. Ale tak zupełnie na poważnie: słyszałem opinię, że przejęliśmy więcej czołgów rosyjskich, niż sami straciliśmy w walkach.
Jakie więc scenariusze pan kreśli dla tej wojny?
Wydaje mi się, że Putin będzie próbował podpalić znacznie więcej miejsc niż tylko Ukrainę. Jest potencjał do odgrzania konfliktu w Naddniestrzu, Gruzji, Bośni i Hercegowinie czy państwach bałtyckich. Chodzi mu o to, aby konflikt stał się ogólnoeuropejski. Na razie Kreml dostał pierwszy etap światowej wojny ekonomicznej. Ciągle nie jestem pewien, czy Rosja jest w stanie przeprowadzić ogólnokrajową mobilizację. Z tym mogą być problemy. Putin ogłosił, że prowadzi na Ukrainie specjalną operację wojskową. Tymczasem mobilizacja to wojna, a nie operacja specjalna. Pytanie, jak na to zareaguje rosyjskie społeczeństwo. Z kolei Zachód powinien sobie uświadomić, że jeśli nie wytrąci Rosji broni teraz, to nikt nie będzie mógł spokojnie spać, Polska też. W Polsce przyjęto naszych uchodźców, ale jestem pewien, że poparcie dla nas nie będzie trwało wiecznie. Ponad 3 mln ludzi to poważny problem. Także dla naszej demografii, bo wśród uchodźców są przede wszystkim kobiety i dzieci. Gdy tylko skończy się wojna, trzeba będzie znaleźć sposób na ich powrót na Ukrainę. Na razie nikt nie składa broni. Chciałbym, żeby to się skończyło natychmiast, ale tak się najpewniej nie stanie.
Rozmawiał w Kijowie Zbigniew Parafianowicz
Jewhen Mahda, dyrektor Instytutu Światowej Polityki, autor książek o operacjach hybrydowych Rosji / nieznane