UE na liście potencjalnych punktów zapalnych ponownie musi umieścić sprawę greckich wysp we wschodniej części Morza Śródziemnego.

Wschodnia część Morza Śródziemnego to obszar ścierania się interesów zarówno lokalnych, jak i globalnych graczy. Dzisiejsze napięcia są konsekwencją odkrycia 10 lat temu dużych złóż gazu pod dnem morskim w tym regionie i roszczeń zarówno Turcji, jak i m.in. Cypru i Grecji do ich wydobycia. Choć najdłuższą i najbardziej rozwiniętą agendę sporu o wydobycie z Turcją ma Cypr, to właśnie wysunięte na wschód greckie wyspy stały się przyczynkiem do wznowienia tej kwestii przez Ankarę.
Szef tureckiej dyplomacji Mevlüt Çavuşoğlu poinformował pod koniec ubiegłego tygodnia, że Turcja wysłała dwa listy do ONZ w związku z – jak mówił w wywiadzie dla tureckiej telewizji TRT – łamaniem przez Ateny reżimu demilitaryzacyjnego wysp. Turcja powołuje się przy tym na dwa traktaty: z Lozanny z 1923 r. i Paryża 1947 r. Szef tureckiego MSZ przypomniał, że wyspy wschodniej części basenu Morza Śródziemnego zostały dołączone do państwa greckiego pod warunkiem ich demilitaryzacji. Çavuşoğlu zagroził, że jeśli Grecja swojego stanowiska nie zmieni, wówczas jej zwierzchność nad wyspami będzie „dyskusyjna”. Zarzut łamania wspomnianych traktatów nie jest niczym nowym – Ankara twierdzi, że Grecja robi to od lat 60. XX w.
Część wysp, które są przedmiotem sporu, w tym m.in. Limnos, Samotraka, Lesbos, Samos, Chios i Ikaria, Grecja uzyskała kosztem Imperium Osmańskiego w wyniku wojen bałkańskich w latach 1912–1913 oraz traktatu londyńskiego z 1914 r., który przyznawał je pod warunkiem ich demilitaryzacji. Następnie został podpisany traktat w Lozannie w 1923 r., który w pełni sankcjonował zwierzchność Aten nad wyspami. Władze tureckie od lat twierdzą, że warunkowość z traktatu z Londynu została przeniesiona do traktatu z Lozanny i na tej podstawie domagają się demilitaryzacji. Grecja odrzuca tę interpretację, twierdząc, że traktat zakazuje budowy baz morskich, fortyfikacji i dużej koncentracji wojsk. Od wzrastania napięć między Turcją a Cyprem w latach 60. XX w. greckie władze regularnie kierują wojska na wyspy, jednak konsekwentnie twierdzą, że nie są to liczne jednostki. W odpowiedzi Turcja utworzyła jednostki desantowe w Izmirze – zaledwie dwie godziny drogi od greckiej wyspy Chios.
W tle sporu terytorialnego jest interes gospodarczy, czyli możliwość prowadzenia odwiertów. Kością niezgody stały się złoża w nieco innej części wschodniego basenu Morza Śródziemnego – w okolicach oddalonej o 2 km od tureckiego wybrzeża greckiej wyspy Kastelorizo. Po tym jak Ankara zaczęła prowadzić w tej okolicy odwierty na własną rękę, Grecy odpowiedzieli wysłaniem statku wiertniczego. W efekcie doszło do rozmieszczania w regionie po obu stronach sporu kilkunastu okrętów wojennych. Skutkiem było nałożenie w 2020 r. przez UE sankcji na Turcję za prowadzenie nielegalnych odwiertów i działania także wobec Cypru.
W ubiegłym roku doszło do dezeskalacji konfliktu, przerwania nielegalnych odwiertów i wznowienia rozmów dwustronnych między Grecją a Turcją pod auspicjami ONZ. Liderzy państw UE potwierdzili swoje zobowiązania do dezeskalacji sporu we wschodniej części Morza Śródziemnego w czerwcu ubiegłego roku. Zapowiedź szefa tureckiej dyplomacji z ubiegłego tygodnia może świadczyć jednak o powrocie tego problemu w pełnym wymiarze. Na oczekiwania Ankary Komisja Europejska odpowiedziała w weekend oświadczeniem swojego rzecznika, który stwierdził, że wypowiedź Çavuşoğlu przynosi efekt przeciwny do zamierzonego i zaprzecza prowadzeniu przez Turcję wysiłków na rzecz dezeskalacji. KE podkreśliła, że zwierzchność Grecji nad wyspami wschodniej części Morza Śródziemnego jest „niekwestionowana”, a Turcja powinna się do tego faktu zastosować i powstrzymać od „prowokacyjnych wypowiedzi”.
Choć wydaje się, że konflikt na Ukrainie wywołany przez Rosję nieco zbliżył będącą w Sojuszu Północnoatlantyckim Turcję do UE, to sytuacja we wschodniej części Morza Śródziemnego może na nowo pogorszyć relacje Ankary i Brukseli. Zwłaszcza w chwili, w której potencjalna duża migracja uchodźców z Ukrainy może nałożyć się z ruchami migracyjnymi z Afryki i Bliskiego Wschodu, które w dużej mierze są w Europie kontrolowane dzięki roli Turcji w regionie.
W tle sporu jest interes gospodarczy, czyli możliwość prowadzenia odwiertów