Dziś kanclerz Niemiec Olaf Scholz spotka się z prezydentem Putinem, rozmawiać będą także ministrowie spraw zagranicznych Polski i Rosji. Ale przełomu nie należy oczekiwać.

Trwa dyplomatyczny maraton, który ma powstrzymać Rosję przed eskalacją wojny z Ukrainą. Dzisiaj w Moskwie rozmowy w tej sprawie będą prowadzić kanclerz Niemiec Olaf Scholz i Zbigniew Rau, szef polskiej dyplomacji, który w tym roku przewodzi pracom Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Wczoraj Scholz spotkał się z kolei z ukraińskim prezydentem Wołodymyrem Zełenskim.

– W Kijowie będę chciał wyrazić solidarność i poparcie. Od Moskwy oczekuję jasnych znaków deeskalacji – mówił niemiecki polityk, krytykowany wcześniej za bierność w bezprecedensowym kryzysie bezpieczeństwa, jaki wywołują Rosjanie od jesieni 2021 r. – Niemcy przyzwyczaili się, że są światowym graczem, nawet ponad swoją miarę. Angela Merkel była jedną z najważniejszych postaci w globalnej polityce bezpieczeństwa. Teraz są jednymi z wielu – komentuje niemcoznawca Tomasz Krawczyk, były doradca premiera Mateusza Morawieckiego.

W weekend zachodnie media podawały datę 15/16 lutego jako możliwy termin rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Na razie jednak Rosjanie dają do zrozumienia, że są gotowi do dalszych rokowań w sprawie swoich żądań dotyczących m.in. udzielenia gwarancji, że Ukraina nie zostanie członkiem NATO, a z Polski i innych państw wschodniej flanki zostaną wycofane zachodnie siły wojskowe. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow przekonywał wczoraj prezydenta Władimira Putina, że są jeszcze szanse na porozumienie.

Zawirowania mają wpływ na światową gospodarkę. Jeśli potrwają dłużej, ceny ropy na światowych rynkach mogą trwale przebić poziom 100 dol. za baryłkę
- W Kijowie będę chciał wyrazić solidarność i poparcie. Od Moskwy oczekuję jasnych znaków deeskalacji - mówił wczoraj przed wylotem na Ukrainę i do Rosji kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Również dzisiaj z rosyjskim ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem spotka się jego polski odpowiednik Zbigniew Rau. Polska obecnie przewodniczy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie - to w tych ramach dojdzie do tego spotkania.
Obie wizyty są kolejnymi w całym ciągu rokowań Zachodu z Rosją. W sobotę telefonicznie rozmawiali prezydenci Stanów Zjednoczonych Joe Biden i Rosji Władimir Putin, z tym drugim rozmawiał także prezydent Francji Emmanuel Macron, który wcześniej odwiedził Rosję osobiście. W piątek Moskwę wizytował sekretarz obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace, a w czwartek - szefowa brytyjskiej dyplomacji Liz Truss. Polityk wystąpiła na konferencji prasowej z Ławrowem, który porównał zakończone rozmowy do „spotkania niemego z głuchym”. Atmosfera była lodowata.
Jakikolwiek przełom także po dzisiejszych spotkaniach Scholza i Raua byłby dużym zaskoczeniem. Od kilku tygodni przedstawiciele Zachodu jak mantrę powtarzają, że cena potencjalnej agresji Rosji na Ukrainę będzie „niewyobrażalnie wysoka”, a nałożone sankcje - bez precedensu. Za to strona rosyjska gromadzi wojska przy granicy z Ukrainą i na Białorusi i odpowiada w tradycyjnym, mało wyszukanym stylu. O tym, że Zachód i Rosja poruszają się w nieco innych paradygmatach, napisała publicystka na łamach „The Atlantic” Anne Applebaum. W sobotnim tekście stwierdziła, że minister Truss też powinna wbić szpilę Ławrowowi, np. wymieniając dzieci rosyjskich dygnitarzy uczące się na zachodnich uczelniach albo zastanawiając się, skąd rodzina Ławrowa ma pieniądze na drogie nieruchomości w Londynie.
Dlatego także dzisiaj nie ma się co spodziewać fajerwerków. Scholz będzie naciskał na deeskalację, a Putin zapewne dalej będzie mówił, że Rosja czuje się zagrożona. W swoich ocenach sytuacji wokół Ukrainy Niemcy mogą w wielu punktach liczyć na wsparcie Paryża. Jeszcze przed wyjazdem kanclerza na Wschód Pałac Elizejski informował, że pozycje Berlina i Paryża są „doskonale zgodne”. Na polu dyplomatycznym Francja i Niemcy za największą szansę na wyjście z kryzysu uważają format normandzki. Problem w tym, że w ubiegłym tygodniu spotkanie doradców politycznych przywódców normandzkiej czwórki w niemieckiej stolicy nie przyniosło przełomu, a Ukraina i Rosja wciąż inaczej interpretują to, jak powinna wyglądać implementacja porozumień mińskich.
Francja zdaje się zostawiać szersze od Amerykanów pole do rozmów z Moskwą na temat europejskiej architektury bezpieczeństwa. Odcina się też od najbardziej kasandrycznych wojennych wizji prezentowanych przez amerykańskich polityków. Po sobotniej rozmowie Macrona z Putinem Pałac Elizejski informował, że rosyjski przywódca nie dał żadnej wskazówki przygotowywania się do inwazji. Na politykę Macrona należy patrzeć także pod kątem kampanii przed kwietniowymi wyborami prezydenckimi, choć ubiegający się o reelekcję przywódca oficjalnie jej jeszcze nie zainaugurował. Dzięki trudnym, wielogodzinnym rozmowom na Kremlu i aktywnej dyplomacji ma możliwość przedstawienia się elektoratowi jako mąż stanu, lider przywracający Francji należne jej na arenie międzynarodowej miejsce.
Za to wyjazd Scholza do Moskwy niektórzy komentatorzy na Zachodzie traktują jako ostatnią szansę na utrzymanie pokoju w Europie. Jeszcze wczoraj nie było zaplanowanych kolejnych wizyt zachodnich polityków w najbliższych dniach w Moskwie. Waszyngton nie zareagował też na zaproszenie Joego Bidena do złożenia pilnej wizyty w Kijowie przez Wołodymyra Zełenskiego. Mimo alarmujących sygnałów z Zachodu Kijów stara się uspokoić sytuację. Pewnym prognostykiem dalszego rozwoju wydarzeń będą dni po 20 lutego, kiedy zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami rosyjskie wojska powinny zacząć wycofywać się z Białorusi po zakończeniu wspólnych ćwiczeń. Kreml dotychczas zapewniał, że tak się stanie, choć Alaksandr Łukaszenka zastrzegł wczoraj, że data wycofania wojsk to „sprawa jego i Putina”. ©℗
ROZMOWA

Niemcy oczekują więcej od Scholza

Tomasz Krawczyk, niemcoznawca, były doradca premiera ds. europejskich
Co może dyplomatycznie osiągnąć w Kijowie i w Moskwie kanclerz Niemiec Olaf Scholz?
Moim zdaniem niewiele, nie wiążę z tymi wizytami wielkich nadziei. Niemcy zbyt długo były pasywne, by teraz współtworzyć rozwiązania. Być może pojawi się inicjatywa spotkania w formacie normandzkim, ale rozszerzonym o Stany Zjednoczone. Ewentualnie Scholz mógłby nas zaskoczyć i jednak zaoferować Ukrainie jakąś realną broń. Nie będzie jednak pozytywnej odpowiedzi na ukraińską prośbę wysłania rakiet, którymi nawet Bundes wehra nie dysponuje. Rozumiem prośbę Kijowa jako wyraz negatywnych emocji.
Czy Niemcy widzą inne opcje deeskalacji niż format normandzki? Jakie nadzieje są wiązane z rozpoczynającą się w piątek monachijską konferencją bezpieczeństwa?
Na konferencji nie należy się spodziewać nikogo na wysokim szczeblu ze strony rosyjskiej. Platformą dla Niemców jest format normandzki. Jakikolwiek postęp wymagałby ruchu ze strony rosyjskiej, tego, by Kreml przestał opowiadać kłamstwa o realizacji porozumień mińskich. Nie jestem fanem tego formatu, ale dopóki była Angela Merkel, mógł on funkcjonować, bo Niemcy nie unikały wtedy odpowiedzialności, miały inicjatywę. Jeśli tej aktywności nie ma, to trudno, by ten format funkcjonował.
Czego sami Niemcy oczekują od Scholza w sprawach wschodnich? Czy nie mają mu za złe dość niskiej aktywności w ostatnich tygodniach?
Mają. To widać w sondażach. Chadecja się odbija, socjaldemokracja traci. Brak aktywności to prezent dla Friedricha Merza i odbudowujących się chadeków. A gdyby doszło do intensyfikacji działań wojennych Rosji na terenie Ukrainy, to spadki SPD będą jeszcze większe. Co prawda elity w Niemczech mówią o „kryzysie ukraińskim”, tak jakby Ukraina odgrywała negatywną rolę, i chcą ułożyć relacje z Rosją, ale klimat nie jest już tak prorosyjski, jak był 5, 10 czy 15 lat temu. Niemcy przyzwyczaili się, że są światowym graczem, nawet ponad swoją miarę. Bo Merkel była jedną z najważniejszych postaci w globalnej polityce bezpieczeństwa. Teraz są jednym z wielu, są w drugim lub trzecim szeregu. Dzisiaj jest oczekiwanie ze strony społeczeństwa, by Niemcy odegrały czynną rolę przy rozwiązywaniu tego kryzysu.
Nie ma już mocnego przywództwa Merkel, w rządzie jest kilka głosów. Scholz może się wstrzymywać przed mocnymi deklaracjami o Nord Stream 2, ale inaczej mówi o nim szefowa MSZ Annalena Baerbock. Jak taką rozkołysaną koalicję oceniają Niemcy?
Ten wielogłos oznacza brak spójności w polityce zagranicznej. W przeszłości zdarzało się, że prezydent Frank-Walter Steinmeier opowiadał dziwne rzeczy, ale to kanclerz Merkel podejmowała ostateczne decyzje, jak ma wyglądać niemiecka polityka zagraniczna. Dawała jej twarz, szła za tym odpowiedzialność. Scholz nie jest pewien stanowiska własnej partii i dlatego pozwala Baerbock działać. Potem jednak to nie ona ponosi odpowiedzialność za politykę rządu, a kanclerz.
Na koniec sprawa Nord Stream 2. Jak zachowają się Niemcy w przypadku pełnowymiarowej inwazji Rosji?
Nigdy nie będę w stanie zrozumieć, dlaczego Angela Merkel parła do tego dziwacznego i nieodpowiedzialnego porozumienia z Joem Bidenem w sprawie Nord Stream 2. Natomiast ostatnia wypowiedź Bidena, że jeśli Rosjanie wkroczą, to Nord Stream 2 nie zadziała, pozostawia pole do interpretacji, ale w zasadzie temat jest zamknięty. Niemcy nie będą mieli ruchu, pozbawili się go. Stany Zjednoczone mają narzędzia, by ten gazociąg zamknąć. Niemcy będą petentem.
Rozmawiał Mateusz Obremski