Śledczy dowodzą, że eksprezydent sprzyjał sprowadzaniu węgla z okupowanego Donbasu. Opozycja nazywa te oskarżenia sfabrykowanymi

Dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego postawienie w poniedziałek zarzutu zdrady stanu jego poprzednikowi to kropka nad i w polowaniu na najgroźniejszego rywala w kolejnych wyborach. Dla Petra Poroszenki – rubikon na drodze do budowy autorytarnego państwa prześladującego opozycję. Zagranicznych obserwatorów zaś najbardziej zaskoczył moment postawienia zarzutów, gdy Kijów znajduje się pod rosnącą presją Rosji, której działania wskazują na możliwość inwazji na Ukrainę.
Pod datowanym na 20 grudnia postanowieniem o postawieniu zarzutów nie podpisała się prokurator generalna Iryna Wenediktowa, ale jej zastępca Ołeksij Symonenko. Według niektórych źródeł tylko on był chętny, by podpisać się pod dokumentem budzącym poważne wątpliwości prawników. A Ilja Nowikow, rosyjski prawnik Poroszenki, który w przeszłości reprezentował m.in. ukraińską pilotkę Nadiję Sawczenko i mołdawskiego oligarchę Veaceslava Platona, nazwał dokument „prawniczym łajnem”. Prawnik dodał, że jego klient nie stawi się na kolejne przesłuchanie, wyznaczone na 23 grudnia, ponieważ przebywa za granicą, a zarzuty zostały postawione nielegalnie, bo nie osobiście, lecz pocztą. Sam Poroszenko odniósł się do nich dopiero wczoraj, na nagraniu opublikowanym na Facebooku podczas wizyty w Polsce.
– Postawienie głowie państwa zarzutów zdrady państwa, finansowania terroryzmu i wspomagania organizacji terrorystycznych to przekroczenie czerwonej linii. To już nie żarty. Żarty się skończyły. Ale o tym potem, bo na razie ktoś musi być mądrzejszy. Teraz musimy się zjednoczyć, musimy uratować Ukrainę i odeprzeć rosyjską agresję. Razem do zwycięstwa! I do zobaczenia na Ukrainie! – powiedział lider partii Solidarność Europejska. Poroszenko obiecał, że wróci do Kijowa w pierwszej połowie stycznia, choć dobrze poinformowana zwykle dziennikarka Sonia Koszkina z portalu Lb.ua zasugerowała, że może zmienić zdanie, jeśli w ślad za zarzutami zostanie wysłany za nim list gończy. 17 grudnia Poroszence próbowano wręczyć wezwanie na przesłuchanie, ale wyraźnie zdenerwowany polityk wyjechał do Turcji na spotkanie z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem. Wczoraj był już w Polsce, gdzie spotkał się z szefem sejmowej komisji spraw zagranicznych Markiem Kuchcińskim.
Eksprezydent zasugerował, że to Zełenskiemu powinno się zarzucić zdradę, m.in. za „zakup przez dwa lata węgla z Rosji i ORDŁO za 3 mld dol.”. ORDŁO to neologizm, pod jakim funkcjonują w ukraińskiej przestrzeni publicznej tereny Zagłębia Donieckiego okupowane przez Rosję, na których Moskwa stworzyła samozwańcze parapaństwa, Doniecką i Ługańską Republiki Ludowe (DRL/ŁRL). I właśnie zakupy antracytu – najbardziej energetycznego rodzaju węgla – od separatystów były podstawą do postawienia zarzutów. Sęk w tym, że w latach 2014–2015, których dotyczą zarzuty, handel z DRL/ŁRL nie był w świetle ukraińskiego prawa nielegalny. Wymagana była do tego zgoda Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), a sami prokuratorzy przyznają, że zakupy poprzedziło wystąpienie do SBU o taką zgodę przez ówczesnego ministra energetyki Wołodymyra Demczyszyna, zaufanego człowieka Poroszenki. Wymiana handlowa z DRL/ŁRL została zdelegalizowana dopiero w 2017 r. Po tej dacie węgiel był nadal kupowany przez Ukraińców, także przez spółki skarbu państwa. Trafiał też na eksport, m.in. do Polski. Tego jednak śledztwo nie badało.
W powiadomieniu o postawieniu zarzutów, które opublikował Nowikow na swoim blogu w serwisie Censor.net, prokuratorzy podciągnęli jednak legalny w tym czasie handel z ORDŁO pod zdradę stanu. Według śledczych Poroszenko, sprzyjając sprowadzaniu antracytu z DRL i ŁRL, naruszył konstytucję zobowiązującą go do stania na straży suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Jako prezydent miał wspomagać jednego z liderów prorosyjskiej opozycji Wiktora Medwedczuka w ustaleniu zasad sprowadzania antracytu. Medwedczuk miał być pośrednikiem w rozmowach z przedstawicielami rosyjskich władz Władisławem Surkowem i Dmitrijem Kozakiem. Ten pierwszy odpowiadał przez lata za polityczne zarządzanie DRL/ŁRL. Kozak był uznawany za kuratora spraw ekonomicznych. Medwedczukowi postawiono zarzuty już w październiku. Równolegle serwis śledczy Bihus.info opublikował wielogodzinne nagrania rozmów telefonicznych Medwedczuka z przedstawicielami Kremla i donbaskich separatystów.
Medwedczuk wielokrotnie powołuje się w nich na ustalenia zawarte z „głównym”. Z kontekstu wynika, że chodzi o Poroszenkę. Schemat funkcjonowania biznesu zakładał utworzenie przez separatystów spółek na terenie kontrolowanym przez Ukrainę, mianowanie sprzyjających im ludzi na ważne stanowiska w spółkach energetycznych i gwarancje bezpieczeństwa, obejmujące także przewóz gotówki przez linię frontu, co po stronie kontrolowanej przez rząd miała nadzorować SBU. Poroszenko w sprawach dyplomatycznych zachowywał zdecydowaną linię wobec Rosji, ale równolegle stał za powrotem do polityki zapomnianego wówczas Medwedczuka. Ówczesny prezydent własną karierę zaczynał pod koniec lat 90. z partii Medwedczuka, a w 2014 r. uznał, że skorzysta z jego pośrednictwa w negocjacjach z Rosją. Władimir Putin chrzcił córkę Medwedczuka Darynę. Jako kum prezydenta Rosji kreował się na „wchoża”, czyli kogoś, kto ma bezpośredni dostęp do ucha rosyjskiego prezydenta. Opublikowane przez Bihus.info nagrania pokazały, że była to autokreacja.
Zimą 2014 r. Ukraina znalazła się w trudnej sytuacji energetycznej. Wszystkie kopalnie antracytu znalazły się na terenie kontrolowanym przez separatystów, choć do 2017 r. część z nich funkcjonowała w dualizmie prawnym, fizycznie znajdując się na terenie DRL/ŁRL, ale rozliczając się z ukraińskim fiskusem. Tymczasem duża część ukraińskiego ciepłownictwa funkcjonowała na bazie tego rodzaju węgla. Władze obawiały się, że zimne kaloryfery doprowadzą zimą do wybuchu społecznego. Rosja odmawiała sprzedaży własnego antracytu, więc Kijów postanowił zawrzeć umowy z firmami z Południowej Afryki. Śledczy uważają, że za namową Medwedczuka Poroszenko podjął decyzję o dogadaniu się z separatystami, a następnie doprowadził do zerwania umów z RPA. W ten sposób prezydent miał postawić „sferę energetyki Ukrainy w stan uzależnienia od Federacji Rosyjskiej i organizacji terrorystycznych”. Wartość sprowadzonego następnie węgla oszacowano na 1,5 mld hrywien (po obecnym kursie 225 mln zł). Gdyby Poroszenko został uznany za winnego, groziłoby mu od 12 do 15 lat więzienia z konfiskatą majątku.
Jego zwolennicy argumentują, że sformułowane zarzuty mają charakter raczej publicystyczny i polityczny niż prawny. Wcześniej jednak postępowanie w tej samej sprawie doprowadziło do nałożenia sankcji na Medwedczuka i jego wspólnika Tarasa Kozaka oraz do zamknięcia kontrolowanych przez nich kanałów telewizyjnych 112, NewsOne i ZiK. Wówczas te decyzje zostały powszechnie odebrane jako skuteczne uderzenie w aktywa Putina, choć pojawiały się też głosy, że procedura nałożenia sankcji budzi wątpliwości konstytucyjne, a motywacje Zełenskiego są polityczne. Medwedczukowska partia O Życie zagrażała rządzącemu Słudze Narodu w sondażach, a po uderzeniu w jej współlidera jej popularność osłabła. Obóz prezydencki liczy, że teraz podobnie się stanie z Solidarnością Europejską, której lider jest najpoważniejszym rywalem słabnącego Zełenskiego w planowanych na 2024 r. wyborach prezydenckich. Opozycja przypomina czasy Wiktora Janukowycza, który po wątpliwym procesie pozbył się swojej najpoważniejszej rywalki Julii Tymoszenko, wtrącając ją do więzienia. Tymoszenko na wolność wyszła dopiero po zwycięstwie rewolucji godności w 2014 r.