Jednym z argumentów, że manewry są zwykłą demonstracją siły, był fakt, że brakowało równoległego nasilenia antyukraińskiej retoryki w mediach państwowych, a w ten sposób Rosjanie zwykli przygotowywać własne społeczeństwo do działań wymierzonych wsąsiada.
W ostatnim czasie można już obserwować nasilającą się nagonkę na Ukrainę. Jej symbolem stał się artykuł eksprezydenta Dmitrija Miedwiediewa opublikowany 11 października w „Kommiersancie”. Jednak obelgi rzucane pod adresem Ukraińców przez człowieka, który jeszcze półtorej dekady temu był nadzieją zachodnich liberałów na demokratyczne przemiany w Rosji, to tylko wierzchołek góry lodowej. Miedwiediew napisał, że jakiekolwiek rozmowy z obecnym ukraińskim kierownictwem nie mają sensu, ale rosyjskie władze „umieją czekać”. Obserwatorów zdziwił zwłaszcza antysemicki sos, jakim był podlany cały tekst; prezydent Wołodymyr Zełenski został w nim określony mianem człowieka „o konkretnych korzeniach etnicznych”.
Ichoć rację mają ci, którzy interpretują aktywizację Miedwiediewa jako obronę własnej, coraz słabszej pozycji wżyciu politycznym, fakt, że były prezydent sięgnął akurat po tematykę ukraińską, nie jest przypadkowy. Dużo brutalniej oKijowie wypowiedział się przed tygodniem wiceszef parlamentu Piotr Tołstoj. – Ukraina to część Rosji iwkrótce się otym przekonacie. Cała jej publika, która chodzi pod faszystowskimi flagami iheiluje, pobiegnie za natowskimi samolotami, jak uciekali mudżahedini wAfganistanie – mówił na antenie NTW.
Także Putin pozwolił sobie na niejednoznaczne sugestie. – Wszyscy nam sugerują: zwiększcie dostawy gazu przez Ukrainę. To niebezpieczne. Infrastruktura nie była tam remontowana dziesięcioleciami. Jeśli zwiększyć ciśnienie, w ogóle trzaśnie – mówił 13 października. Wiele wskazuje właśnie na to, że jeszcze tej zimy Rosja sięgnie po naciski o charakterze energetycznym. Zwłaszcza jeśli uda jej się doprowadzić do uruchomienia Nord Stream 2. Za błąd polegający na niezablokowaniu projektu w pierwszym rzędzie zapłaci Ukraina. Kreml tradycyjnie bierze ustępstwa za oznakę słabości. Skoro Zachód taką słabość okazał, czas go docisnąć.
Pustki w magazynach gazu w krajach, w których podobna infrastruktura jest kontrolowana przez spółki powiązane z Gazpromem, powinny być sygnałem ostrzegawczym. Ukraina rozpoczęła sezon grzewczy z 19 mld m sześc. gazu w magazynach. To mniej niż w dwóch poprzednich latach, ale więcej niż wcześniej. Jak pisze Ośrodek Studiów Wschodnich, w sezonie 2020/2021 Kijów musiał pobrać z magazynów 13,2 mld m sześc. Jeśli zima będzie równie zimna, na przednówku Ukraińcy mogą mieć problem. Tym bardziej że rekordowo niskie są zapasy węgla. Obecnie wynoszą 753 mln t, gdy rok temu było o 2 mld t więcej.
Rosja liczy zaś na destabilizację wywołaną problemami energetycznymi. O tym, że miałyby one wywołać ludowy bunt, w domyśle – prorosyjski, mówił wprost choćby Piotr Tołstoj, ale i niemal każdej jesieni piszą prokremlowskie media. To mrzonki, ale jeśli wziąć pod uwagę ogólny kontekst globalny – chaotyczne wycofanie się Amerykanów z Afganistanu i ich skupienie na Chinach, tranzycję władzy w Niemczech oraz start kampanii we Francji – zimowe uderzenie w ukraińską energetykę robi się prawdopodobne. Na obecnym szczycie UE tematyka wschodnia wylądowała na marginesie. Wkrótce to się może zmienić.