Niechęć chińskich władz do większej otwartości rzuca cień na opracowanie Światowej Organizacji Zdrowia na temat genezy pandemii.

W najbliższych dniach Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikuje raport dotyczący początku pandemii koronawirusa. Dokument powstał na podstawie wizyty, jaką pod egidą organizacji kilkunastu ekspertów z całego świata odbyło w Chinach na przełomie stycznia i lutego, odwiedzając m.in. miasto Wuhan.
Z powstaniem raportu wiązano duże nadzieje. Wiedza o tym, jak wirusy przeskakują ze zwierząt na człowieka (najbardziej prawdopodobna hipoteza w przypadku SARS-CoV-2) oraz jaka była dynamika pandemii w jej pierwszych dniach, jest kluczowa, jeśli chcemy zapobiegać takim zdarzeniom w przyszłości. Publikacja nie zaspokoi jednak wszystkich apetytów. Już teraz wiadomo, że pozostawi wiele znaków zapytania.
Oficjalnie przedstawiciele WHO pozytywnie wypowiadają się o misji do Chin. Wskazują, że uzyskali dostęp do zupełnie nowych danych, którymi Pekin dotychczas się nie dzielił. W ten sposób wizytę oceniał m.in. Peter Daszak, jedyny członek ekipy ekspertów, który na co dzień pracuje w USA. Nie wszyscy jednak podzielają jego zdanie, w tym Dominic Dwyer – australijski specjalista od chorób zakaźnych – który po powrocie z Chin narzekał, że gospodarze nie udostępnili nieobrobionych danych pierwszych pacjentów, u których pod koniec 2019 r. podejrzewano COVID-19 (choroba jeszcze wtedy się tak nie nazywała). Ekspertom przedstawiono tylko wnioski z uprzednio przygotowanej analizy.
O sprawie napisały w połowie lutego dzienniki „New York Times” oraz „Wall Street Journal”. Dwyer potwierdził zarzuty w rozmowie z Reutersem. Spotkało się to z natychmiastową reakcją amerykańskiej dyplomacji. Wątpliwości co do ustaleń WHO wyrazili zarówno nowy sekretarz stanu Antony Blinken, jak i doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan. Kilka dni temu „Wall Street Journal” opublikował z kolei tekst, z którego wynika, że zarzutów pod adresem misji może być więcej.
Najważniejszy z nich jest taki, że chińska dyplomacja na forum WHO starała się opóźnić misję, jak to tylko było możliwe. Pekin zarezerwował sobie możliwość zaakceptowania, kto wejdzie w skład grupy ekspertów i faktycznie, jeden z nich został zawrócony 5 stycznia już po wylocie do ChRL. Dwóch innych nie wpuszczono pod pretekstem wykrycia przeciwciał w ich krwi, chociaż testy na obecność wirusa dawały negatywny wynik.
Strona chińska miała też ostatnie słowo co do programu wizyty. Pomimo niewielkiej ilości czasu, jaką mieli do dyspozycji eksperci, pierwsze dwa tygodnie po przyjeździe do Państwa Środka spędzili na kwarantannie w hotelu. W tym czasie chińscy naukowcy przedstawiali im konkluzje ze swoich badań, co można było zrobić przed przyjazdem do Państwa Środka, żeby nie tracić czasu. Zdziwienie budzą też elementy programu po zakończeniu kwarantanny. Ekspertom pokazano m.in. specjalną wystawę, która upamiętniała „decydujące zwycięstwo” w walce z wirusem dzięki przywództwu prezydenta Xi Jinpinga.
Przedstawicieli misji WHO nurtowało przede wszystkim pytanie, jak szeroko wirus krążył po Wuhanie, zanim pod koniec 2019 r. go zidentyfikowano. W tym celu chcieli uzyskać dostęp do danych medycznych pacjentów leczonych w tamtym czasie w różnych placówkach w mieście oraz do lokalnego banku krwi. Gdyby w jej próbkach wykryto przeciwciała, wskazywałoby to, że wirus skakał po ludziach w pierwszych dniach pandemii bardziej swobodnie, niż nam się dotychczas wydawało. W tym pierwszym przypadku naukowcy otrzymali jedynie analizę zagregowanych danych, czyli nie mogli sami przejrzeć pojedynczych przypadków. W tym drugim dowiedzieli się, że takich badań nie przeprowadzono.
Niczego też nie udało się zrobić, by całkowicie wykluczyć hipotezę, jakoby SARS-CoV-2 uciekł Chińczykom z laboratorium. Owszem, eksperci WHO odbyli wizytę w laboratorium wirusologicznym w Wuhanie, gdzie pracują światowej klasy specjaliści od koronawirusów zwierzęcych, ale nie otrzymali danych, które pozwoliłyby odrzucić raz na zawsze ten scenariusz, w tym informacji o zatrudnionych, przeprowadzanych badaniach czy trzymanych w placówce zwierzętach.
Ten ostatni wątek jest o tyle niepokojący, że – jak przyznali publicznie członkowie ekipy WHO – kilku pracowników laboratorium było chorych pod koniec 2019 r. Od razu jednak stwierdzili, że prawdopodobnie była to grypa. Fakt, że taka informacja pojawia się teraz, skłoniła kilkunastu naukowców z całego świata do podpisania petycji w sprawie powołania kolejnej ekipy ekspertów. Wygląda więc na to, że nad raportem WHO już zawsze będzie wisiało widmo niedopowiedzeń. Tym bardziej że strona chińska zagwarantowała sobie prawo przejrzenia dokumentu przed jego publikacją.