Rosja od lat zwiększa kontrolę nad runetem, jak jest nazywany miejscowy internet. Niedawno wprowadzono przepisy pozwalające na blokowanie serwisów za dyskryminację rosyjskich wydawców.

Rozpoczęta w minionym tygodniu próba sił między rosyjskim rządem a Twitterem była próbą generalną infrastruktury prawnej i technicznej powołanej do szybkiej reakcji na niepokojące z politycznego punktu widzenia trendy w internecie. Moskwa podąża w ten sposób kursem wytyczonym w 2020 r. przez władze Białorusi. 10 marca Federalna Służba Nadzoru Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej (Roskomnadzor) zapowiedziała spowolnienie Twittera. Według władz amerykańska platforma mikroblogowa nie reaguje na wnioski o usunięcie treści sprzecznych z rosyjskim prawem. Roskomnadzor połączył przy tym pornografię dziecięcą i wezwania do samobójstw z materiałami ekstremistycznymi, jak bywają określane zwykłe treści antyrządowe. Służba dodała, że jeśli polityka Twittera się nie zmieni, sięgnie po inne środki, co interpretuje się jako groźbę całkowitego zablokowania serwisu na terenie Rosji.
Według Twittera w I połowie 2020 r. Moskwa wysłała 8949 wniosków o usunięcie treści, z czego w 16 proc. przypadków platforma rzeczywiście uniemożliwiła dostęp do konkretnych tweetów na terenie Rosji, a w 7 proc. przypadków podjęła pewne działania wobec kont, które je kolportowały. Jednak spór jest bardziej fundamentalny. Rosjanie jeszcze w 2015 r. zobowiązali sieci społecznościowe, by przechowywały dane rosyjskich użytkowników na serwerach znajdujących się na terenie tego kraju. Twitter nie spełnił tego żądania, za co w zeszłym roku został ukarany 4 mln rubli kary (210 tys. zł). Amerykański serwis nie chce też usuwać treści wzywających do nielegalnych protestów, a tak Kreml interpretował choćby zimowe wystąpienia w obronie Aleksieja Nawalnego. Regularnie są za to usuwane konta podejrzewane o kolportowanie rosyjskiej propagandy w ramach tzw. fabryk trolli.
Przepisy, zwłaszcza wprowadzona w 2019 r. ustawa o suwerennym internecie, bardzo ogólnie opisują możliwości przeciwdziałania łamaniu prawa przez portale. Do spowolnienia prędkości Twittera wykorzystano technikę DPI (głęboka inspekcja pakietów), polegającą na analizie treści pod kątem słów kluczy lub wywoływanych adresów, by je spowalniać (np. poprzez obniżenie priorytetu danego połączenia) lub w całości blokować. Jak pisał „RBK”, Roskomnadzor jeszcze w 2019 r. zwrócił się do najważniejszych operatorów z wnioskiem o przetestowanie oprogramowania służącego DPI. Wówczas miano sprawdzić możliwości ograniczenia prędkości You Tube’a. Właśnie z tej techniki korzystali w zeszłym roku Białorusini, by ograniczyć komunikację przeciwników władz zbierających się na protesty przeciw sfałszowaniu wyborów.
Środowa interwencja Roskomnadzoru nie zakończyła się pełnym sukcesem. Użytkownicy informowali o problemach z ładowaniem tweetów zawierających multimedia (zdjęcia albo filmy), spowolnienie nie było jednak odczuwane w równym stopniu w całej Rosji. Jak pisze Meduza.io, najpewniej nie cała infrastruktura miejscowej sieci została już wyposażona w oprogramowanie DPI. Mimo to test wykazał, że państwo rosyjskie poczyniło pewne postępy w porównaniu z 2018 r. Wówczas Roskomnadzor chciał zablokować dostęp do Telegramu, popularnego na Wschodzie komunikatora internetowego, ale niechcący ograniczył zarazem dostęp do… własnej strony internetowej, odblokował zaś zakazane wcześniej serwisy, jak Kasparov.ru opozycjonisty Garriego Kasparowa czy dżihadystyczny KavkazCenter.
Kreml od lat zwiększa kontrolę nad runetem, jak jest nazywany miejscowy internet. Niedawno wprowadzono przepisy pozwalające na blokowanie serwisów za dyskryminację rosyjskich wydawców, co może zostać wykorzystane do uderzenia w Facebooka, Twittera czy YouTube’a za kasowanie treści nadawców państwowych. Na społecznościówki nałożono dodatkowe obowiązki związane z monitorowaniem treści pod kątem ich zgodności z rosyjskim prawem. Półtora roku temu wprowadzono zaś regulacje przewidujące przebudowę sieci tak, by komunikacja przebiegała przez punkty węzłowe na terenie Federacji Rosyjskiej. Jak tłumaczono, runet miałby działać nawet wówczas, gdyby Zachód odciął Rosję od sieci. Działa to jednak w obie strony, bo teoretycznie otwiera drogę do samoodcięcia się Rosji od światowego internetu.
W internecie dmuchamy na zimne
Wydarzenia w Rosji pokazują, że wystarczy jedna ustawa, by rządzący mogli skrępować wolność wypowiedzi w internecie. Powołując się na prawo o informacji regulator rynku nałożył na Twittera kaganiec powolnego transferu. Oficjalnie – w imię ochrony dzieci przed nieodpowiednimi treściami. Nad Wisłą powstała niedawno obawa, że do podobnych celów może posłużyć nowelizacja ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa (KSC). Przy złej woli ze strony władzy mielibyśmy wtedy wyłączanie internetu w imię obrony państwa przed atakami hakerskimi. Do projektu KSC wprowadzono bowiem przepisy o tzw. poleceniu zabezpieczającym wydawanym przez ministra ds. informatyzacji (obecnie jest nim premier). Operatorzy telekomunikacyjni byliby na jego podstawie zobowiązani do zakazania połączeń z określonymi adresami IP lub stronami internetowymi – nawet na dwa lata. Pomysł tych regulacji wzbudził zaniepokojenie. Kwestia, czy przy takich przepisach grozi nam np. blokowanie dostępu do serwisów społecznościowych w kampanii wyborczej, stanęła m.in. na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Praw Konsumentów i Przedsiębiorców. W efekcie projekt został zmieniony tak, by ograniczyć ryzyko nadużycia nowych uprawnień do tłumienia wolności wypowiedzi w sieci. W najnowszej wersji nie ma już furtki pozwalającej premierowi odstąpić od podania uzasadnienia polecenia zabezpieczającego. Wcześniejszy zapis umożliwiał to bowiem, gdyby tajemniczości w tej sprawie wymagały „względy obronności lub bezpieczeństwa państwa lub bezpieczeństwa i porządku publicznego” – kryteria tak ogólne, że można by się na nie powołać właściwie w każdej sytuacji. Doprecyzowano też krytyczny punkt ustawy. Nowa wersja mówi o ograniczeniu ruchu sieciowego tylko z adresów IP lub stron WWW, które Zespół Reagowania na Incydenty Bezpieczeństwa Komputerowego (CSIRT) sklasyfikował jako przyczynę trwającego incydentu krytycznego.
Widmo rosyjskiego scenariusza zostało więc oddalone.