Czy Platforma Obywatelska zdiagnozowała już przyczyny porażki Rafała Trzaskowskiego? Wiedzą państwo, co zawiodło?
ikona lupy />
Bartosz Arłukowicz, europoseł, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, były minister zdrowia / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Przede wszystkim warto podkreślić, że Rafał Trzaskowski uzyskał prawie 10,3 mln głosów. To olbrzymie społeczne poparcie, nawet jeśli miałoby nie wystarczyć do zwycięstwa. To, co się dzieje w ostatnich dniach, może pokazać, że tych głosów jest jednak więcej. Uważam, że przyczyny tego, co zawiodło w tej kampanii, powinny zostać zdiagnozowane w ciągu najbliższych kilkunastu tygodni. Nie możemy przejść nad tym obojętnie; powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski.

Na pewno ma pan swoje hipotezy.

Mam kilka przemyśleń. Na pewno struktura społeczna i oczekiwania społeczne czy polityczne były inne w 2020 r. niż w kampanii w 2025 r. To wszystko, co mogę ujawnić publicznie – szczegóły omówimy wewnątrz partii.

Nie ma pan poczucia, że dla Trzaskowskiego obciążeniem stały się obietnice z listy 100 konkretów? Duża część z nich wciąż nie została zrealizowana przez rząd.

Znam te głosy, ale nie jestem zwolennikiem tej teorii. Oczywiście działania rządu mają wpływ na to, jak oceniany jest kandydat przez niego popierany. Ale na pewno nie był to czynnik kluczowy. Rafał Trzaskowski jest politykiem samodzielnym, nie jest członkiem rządu. Miał swoją wizję Polski i w kampanii ją prezentował.

Przez ostatnie dni rozgorzała dyskusja o nieprawidłowościach przy liczeniu głosów. Na ile w pana opinii miały one wpływ na wynik wyborów?

Nie mamy dziś pewności, jak dokładnie rozłożyły się głosy. Wiemy, że w kilku komisjach udowodniono poważne nieprawidłowości. Ponowne przeliczenie głosów w paru miejscach pokazało, że co najmniej kilka tysięcy głosów policzono nieprawidłowo. Jeśli pyta mnie pan, czy Karol Nawrocki jest prezydentem elektem, to odpowiem, że na ten moment jest, ale powinniśmy sprawdzić wszystkie oddane głosy. Nie odważę się dziś postawić tezy, że wybory wygrał Rafał Trzaskowski. Wiem natomiast, że trzeba sprawdzić każdy oddany głos.

Inaczej do tej sprawy podchodzi pana partyjny kolega Roman Giertych. Forsuje on tezę, że wybory zostały sfałszowane i powinny zostać unieważnione. Podoba się panu ta retoryka?

Roman Giertych jest doświadczonym politykiem. Ma prawo przedstawiać swoje przemyślenia i analizy. Tym bardziej że z dnia na dzień stają się one coraz bardziej prawdopodobne.

A pan wymagałby od marszałka Sejmu Szymona Hołowni, aby nie przyjmował ślubowania od Nawrockiego? Takie pomysły w serwisach społecznościowych też się pojawiały.

Do 6 sierpnia mamy jeszcze sporo czasu. Najpierw powinniśmy ponownie przeliczyć głosy – na pewno tam, gdzie są wątpliwości, choć ja byłbym zwolennikiem, aby przeliczono jeszcze raz całość.

Kodeks wyborczy takiej procedury nie przewiduje. Muszą być dowody, aby w danej komisji Sąd Najwyższy mógł zlecić oględziny kart wyborczych.

I te dowody się pojawiają.

W pojedynczych przypadkach.

Oczywiście to prawda, ale pytał mnie pan o moją opinię. Uważam, że powinniśmy znaleźć rozwiązanie, aby móc skutecznie przeliczyć 100 proc. głosów.

Przejdźmy do kwestii gabinetowych. Premier Donald Tusk zapowiedział nowe otwarcie rządu. Czego pan się spodziewa?

To trudny, ale ważny moment dla rządu i całej koalicji 15 października. Nie ma co ukrywać, spodziewaliśmy się innego wyniku wyborów, więc musimy dostosować się do nowej sytuacji. Czas na korektę polityki rządu, bo sytuacja polityczna uległa zmianie. Po tym półtora roku nastąpił moment, w którym powinniśmy wyciągnąć wnioski co do skuteczności i efektywności działań poszczególnych resortów. Nie chciałbym jednak wchodzić w kompetencje premiera i personalnie układać mu gabinet. To jego decyzje.

Zapytam inaczej: w jakich sprawach oczekiwałby pan przyśpieszenia?

Myślę, że dziś wszyscy oczekują nowych rozwiązań dotyczących zwiększenia kwoty wolnej od podatku. Znam ograniczenia budżetowe, ale to obietnica, do której się zobowiązaliśmy i która powinna zostać etapowo zrealizowana. Poza tym jestem przekonany, że powinniśmy w koalicji dojść do porozumienia w kwestiach związanych z prawami kobiet, chociażby prawa aborcyjnego. Do rozwiązania pozostaje także sprawa związków partnerskich czy roli Kościoła w państwie. To postulaty ważne dla rządu i naszego środowiska politycznego.

O ile w kwestii kwoty wolnej od podatku Nawrocki powinien pójść rządowi na rękę, o tyle w pozostałych wymienionych kwestiach tak łatwo może nie być.

To prawda, nie spodziewam się, by potencjalna współpraca z Karolem Nawrockim była szczególnie aksamitna. W wielu kwestiach może być bardziej radykalny niż Andrzej Duda, dużo bliższy Konfederacji niż Prawu i Sprawiedliwości. Ale w polityce nie ma łatwych zadań; od tego jest rząd i większość sejmowa, aby próbować wprowadzać zmiany. Nie ma miejsca na zniechęcenie. Tak jak zresztą powiedział Donald Tusk podczas exposé: „znam smak zwycięstwa i gorycz porażki, ale nie znam takiego słowa jak kapitulacja”, z czym w 100 proc. się zgadzam.

Przez wiele lat zajmował się pan ochroną zdrowia. Jest pan zadowolony z polityki rządu w tym zakresie? W ostatnich tygodniach nazwisko minister Izabeli Leszczyny było wymieniane w kuluarowych rozmowach o rekonstrukcji.

Znając trud zarządzania resortem zdrowia i szanując pracę, którą wykonuje minister Leszczyna, nie chciałbym recenzować jej pracy publicznie. Swoje uwagi i podpowiedzi staram się przekazywać prywatnie.

Parę dużych tematów do załatwienia w tym obszarze jednak jest. Po wyborach miał wrócić temat obniżenia składki zdrowotnej. Ostatnią ustawę w tej kwestii zawetował prezydent Duda.

Obiecaliśmy to w kampanii, a umów należy dotrzymywać. Jestem zwolennikiem obniżenia składki zdrowotnej. Może w mniej radykalnej formie, krok po kroku. Uważam, że to dobry kierunek. Warto przede wszystkim powiedzieć, że kwestia pieniędzy w ochronie zdrowia nie jest jedynym problemem. Ci, którzy upatrują leku na całe zło w postaci wysokiej składki zdrowotnej, są w błędzie. To nie jest tak, że od zwiększonej lub zmniejszonej składki nagle znikną problemy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Czymś trzeba jednak uzupełnić braki po ewentualnym obniżeniu składki.

To kwestia odpowiednich proporcji i przeformułowania budżetu. Politycy PiS za swoich rządów przesunęli kolejne wydatki z budżetu państwa do Narodowego Funduszu Zdrowia. Wcześniej ratownictwo medyczne, bezpłatne leki, szczepienia czy wyjątkowo drogie terapie były finansowane z budżetu państwa. Po zmianach przejął to NFZ. Nie zagwarantowano jednak odpowiednio większych środków finansowych, a mówimy tu o miliardach złotych. Pieniądze są więc istotne, ale nie można o nich rozmawiać w oderwaniu od całego systemu ochrony zdrowia.

Pytam o to nie bez powodu. Próba obniżenia składki zdrowotnej uwidoczniła mocne spory wewnątrz koalicji rządzącej. I to nie była jedyna tego typu historia – Nowa Lewica i Polska 2050 nie szczędzą słów krytyki wobec działań KO. Napięcia pomiędzy koalicjantami wciąż są spore.

Koalicja jest złożona z czterech partii, ale wewnątrz niej jest tak naprawdę siedem środowisk politycznych. Kiedy po wyborach w 2023 r. formowała się koalicja 15 października, nie miałem najmniejszych wątpliwości, że zarządzanie tą koalicją będzie niezwykle trudne. Gdy w latach 2011–2015 byłem ministrem zdrowia, widziałem od środka, jak trudno czasem pogodzić interesy tylko dwóch środowisk politycznych. Teraz sytuacja nieco bardziej się skomplikowała. Ale nie mam żadnych wątpliwości, że ta koalicja przynosi nam w ostateczności o wiele więcej korzyści niż strat, które mielibyśmy, gdyby PiS rządził trzecią kadencję.

Nie ma pan żalu do Hołowni? Podczas kampanii to on z grona koalicji 15 października należał do największych krytyków rządu.

Twarda polityka to nie piaskownica, w której ktoś się na kogoś obraża. Dostrzegam pewne różnice pomiędzy środowiskami politycznymi, interesem politycznym i ambicjami poszczególnych graczy. O żalu nie może być więc mowy, choć – nie ukrywam – że przy dłuższej kawie miałbym o czym z Szymonem Hołownią pogadać.

W piątek rzecznikiem rządu został Adam Szłapka. Ruch dobry, pytanie, czy nie spóźniony.

Od lat współpracuję z Adamem Szłapką, bardzo go lubię i szanuję za determinację. Rację miał Donald Tusk, który stwierdził, że prawda sama się nie obroni. Przy tak nasilonej ofensywie narracyjnej ze strony PiS potrzebny jest ktoś, kto będzie potrafił się temu codziennie przeciwstawiać. Potrzebne jest zbudowanie solidnego zespołu, który będzie odpowiadał za sprawną komunikację nie tylko premiera, ale i całego rządu. ©℗

Rozmawiał Marek Mikołajczyk