Kierowane przez Łukaszenkę pod adresem Polski zarzuty trudno by było nawet zliczyć, a białoruski dyktator co kilka miesięcy się uaktywnia i macha w naszą stronę szabelką. Najczęściej jednak ostrzega swych rodaków, że Polska ma szykować się do wkroczenia na Białoruś i zajęcia jej zachodnich regionów, jednak niedawno tamtejsza propaganda weszła na wyższy poziom.
Żądania terytorialne wobec Polski
Uczynił to redaktor naczelny „Kuriera Mińskiego” wspierającej Mińsk i Kreml gazety – Kirył Kazakou. Wymyślił sobie, że tak naprawdę część wschodniej Polski powinna należeć do Białorusi, a swe aneksyjne zapędy skierował w stronę dwóch polskich miast: Augustowa i Białegostoku. W pokrętny sposób starał się nawet uzasadnić roszczenia terytorialne względem Polski.
- Teren ten leży w obrębie tzw. przesmyku suwalskiego. Nie rozumiem, dlaczego klejnot naszego regionu nazywa się "Kanałem Augustowskim", podczas gdy miasto Augustów nie jest w przyjaznych stosunkach z obwodem grodzieńskim – powiedział Białorusin.
Również patrząc na Białystok uznał, iż od dawien dawna jest to białoruskie miasto i powinno zmienić właściciela, podobnie jak okoliczne podlaskie miejscowości. Na myśli miał Hajnówkę oraz Białowieżę. - Znajduje się tam wspaniałe miasto Hajnówka, które leży na terenie Puszczy Białowieskiej. I ogólnie - Białowieża to terytorium Białorusi – uznał Kirył Kazakou.
Stawiane przez Białorusina żądania terytorialne w Polsce spotkały się albo z lekceważeniem, albo też zbyto je śmiechem, mimo iż obydwa wymienione przez niego miasta znajdują się na terenie tzw. przesmyku suwalskiego, czyli terenu, który nawet w strategii obronnej NATO uznany został jako jeden z możliwych celów Rosji. Obszar ten, po polskiej stronie pokryty licznymi lasami i jeziorami mógłby jednak okazać się dla żądnych przygód Białorusinów, czy Rosjan twardym orzechem do zgryzienia, a w ocenie generała Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych, kompletnie nie mamy się czego bać.
- Teren Podlasia jest terenem dogodnym do prowadzenia działań obronnych i ja się niczego ze strony Białorusi bym nie obawiał. Niech się bardziej sam Łukaszenka boi, a nie my. Białoruś nie ma odpowiedniego potencjału wojskowego, aby nam zagrozić, a do tego Łukaszenka nie ma narodu po swojej stronie, tylko ten naród jest zniewolony. I jeśli on chciałby na nas napaść, to Białorusini przyjdą do nas do niewoli, a nie po to, aby nas bić – ocenia białoruskie groźby generał Skrzypczak.
Żądania Białorusi to początek gry z Polską
Wojskowy zwraca też uwagę, że tego typu wypowiedzi mają głównie za zadanie wystraszyć Polaków i stworzyć wrażenie, iż Rosja wraz ze swymi sojusznikami, może zrobić z nami wszystko, co tylko będzie chciała. A myślenie takie, jak podkreśla generał Skrzypczak, to błąd.
- Rosjanie nie mogą być wszędzie, nie demonizujmy ich. Historycznie Białoruś jest nam bardzo bliska, Polacy są bliscy Białorusinom i nie ma między nami żadnych antagonizmów, a starają się je wywoływać Rosjanie. Nie przywiązujmy do tego żadnej wagi. Nie mają żadnych szans. Nie bójmy się Rosji. Jeśli mamy mówić o naszej odporności, to nie możemy bać się Rosji – apeluje generał.
Optymizmu wojskowego nie podziela major Robert Cheda, były oficer Agencji Wywiadu, który wiele lat przepracował na placówkach w Rosji. Znając sposób działania rosyjskich propagandystów, uważa iż tego typu słowa nie pojawiają się przez przypadek. Z jednej strony zgadza się z oceną, iż groźby te skierowane są do Polaków i mają nas wystraszyć, ale z drugiej widzi w nich bardziej dalekosiężny cel.
- Chociaż u nas możemy się śmiać z takich słów, to jest to jednak niebezpieczne. Pojawia się seria żądań i retoryki, gdy Putin mówi, że Europa jest nazistowska, a z nazizmem oni walczą, jak w Kijowie. Potem roszczenia białoruskie są podobne, jak rosyjskie wobec obwodów Ukrainy – mówi Robert Cheda.
Na razie tego typu żądania pozostają w sferze retoryki, lecz stanowić mają jeden z wielu drobnych elementów, które w przyszłości mogą dać Kremlowi podstawę do stawiania konkretnych żądań. Na razie zaś ludność Rosji i Białorusi ma się oswoić z myślą, że na zachodzie istnieje zły sąsiad, który bezprawnie posiada jakieś ziemie.
- W pewnym momencie, gdy nadejdzie decyzja polityczna, to przestanie być retoryka, a oni mają będą mieli już gotową ludność do tego, że mają prawo to zrobić. I to jest uzasadnienie ewentualnej wojny, albo gry w zastraszanie, szantaż. To będzie składało się z wielu małych głupot, które jednostkowo u nas będzie się wyśmiewać, ale to jest ciąg, który do czegoś prowadzi – ostrzega Robert Cheda.