A zmiana na granicy polsko-białoruskiej widoczna jest gołym okiem. Po kilku latach względnego spokoju, od początku tego roku nasila się presja migracyjna i nie ma dnia, aby Straż Graniczna nie udaremniała setek prób nielegalnego przedostania się na teren Unii Europejskiej.
Gorąco na polskiej granicy. Dyplomata ujawnia plan Putina
Tylko w miniony weekend udaremniono 480 prób wtargnięcia do Polski od wschodniej strony. W poniedziałek liczba ta wyniosła 70, we wtorek -110, a we środę kolejnych 50. Zagrożenie najwyraźniej zauważyły polskie władze, gdyż obecny pod koniec marca na granicy premier Donald Tusk, podkreślając, że 98 proc. prób przekroczenia granicy udaje się powstrzymać, przyznał, kto odpowiada za to całe zamieszanie.
- Wiemy też o rosyjskim zaangażowaniu, więc mamy do czynienia z machiną państwową, oprócz tego przemytniczą – powiedział premier.
I wydawałoby się, że to oczywiste, jednak spostrzeżenia polskiego premiera rozwija białoruska opozycja. W ocenie Pawła Łatuszki, jednego z jej liderów, po latach względnego spokoju od strony Białorusi, Łukaszenka musiał zacząć działać.
- Jest to jeden z elementów wojny Rosji przeciwko Ukrainie, bo to jest część zobowiązań, które wykonuje Łukaszenka. Jego zadaniem jest teraz wzmacniać presję na ukraińskich sojuszników. Chodzi mu też o destabilizację granicy Unii Europejskiej, co ma spowodować zwiększenie w społeczeństwach europejskich niechęci we wspieraniu Ukrainy – mówi Paweł Łatuszka.
To jednak nie koniec planów, jakie opracowano na Kremlu i w Mińsku, a w których ważną rolę przypisano Polsce. Sforsowanie naszej granicy wpłynęłoby bowiem na komfort życia mieszkańców innych europejskich państw, które gdyby nasz granica pękła, a na zachód zaczęły podróżować tysiące migrantów, musiałby podjąć drastyczne kroki.
- Taka destabilizacja Unii Europejskiej, w myśl planu Rosji i Łukaszenki, może spowodować wzmożenie kontroli na granicach wewnątrz Unii i zawieszenie strefy Schengen – ostrzega opozycjonista.
Czy Moskwa i Mińsk chcą wpłynąć na polskie wybory?
Mając w pamięci jesień 2021 roku i prawdziwy szturm na polską granicę wschodnią, kiedy to na teren Unii Europejskiej próbowały przedostać się tysiące migrantów z Bliskiego Wschodu, trudno oprzeć się wrażeniu, że dzisiejsza sytuacja zaczyna przypominać tę sprzed 4 lat. Wówczas nacisk na Polskę zakończył się rosyjskim atakiem na Ukrainę. Teraz znów pojawiają się tłumy migrantów, a na jesień tego roku planowane są, pierwsze od czasu ataku na Ukrainę, rosyjsko-białoruskie ćwiczenia Zachód 2025. Ich areną znów będzie Białoruś, a członkom opozycji udało się dowiedzieć, jak wyglądać ma wstępny plan ruchów rosyjskich wojsk tuż przy polskiej granicy.
- Według informacji, jakie do nas docierają, ćwiczenia odbyć mają się w trójkątach – pierwszy to granica Białorusi, Litwy i Polski, czyli przesmyk suwalski, a drugi to granica Polski, Białorusi i Ukrainy. Chcą w ten sposób spowodować, aby Ukraina przerzuciła swoje rezerwy na ochronę granicy białoruskiej, a Zachód skierował rezerwy na ochronę swoich granic – wyjawia białoruski opozycjonista.
Już dziś Polska do ochrony wschodniej granicy, jak oficjalnie informuje polski rząd, wysłać musiała 11 tysięcy żołnierzy i funkcjonariuszy policji oraz Straży Granicznej. Opierając się zaś na doniesieniach białoruskich opozycjonistów, planistom z Kremla chodzi o to, aby między innymi nasz kraj jeszcze bardziej skupił się na pilnowaniu granicy. Liczą na pojawienie się jakichś incydentów, czy prowokacji, by pokazać, iż Polska po prostu sobie nie radzi.
- To nasilenie wykorzystywane jest też w związku z polską kampanią wyborczą, żeby pokazać rzekomą nieskuteczność władz w przeciwstawianiu się temu. Kreml i Łukaszenka chcą też mieć wpływ na te wydarzenia, które dzieją się w Polsce – mówi Paweł Łatuszka.