Niebywały wręcz wydaje się proceder znikania z magazynów wojskowych mundurów, o którym w weekend poinformował Onet. Mówi się o całej masie wojskowych kompletów, które miały po prostu wyparować z magazynów, a gdy sprawa wyszła na jaw, Ministerstwo Obrony Narodowej zarządziło zakrojoną na szeroką skalę kontrolę wszystkich obiektów magazynowych.
Kradzieże mundurów. "To wielkie zagrożenie"
Na ten czas ich pracę wstrzymano do końca maja, a w sprawie zatrzymać miano już trzy podejrzane osoby. Specjaliści są przerażeni, że w obecnych czasach dojść mogło do takiego skandalu.
- Jeśli to jest tak wielka skala, to można nawet sądzić, że niektóre transporty mundurów do jednostek nie docierały. Dla mnie to jest porażające, że takie rzeczy mogą mieć miejsce. Uważam, że to była działalność zorganizowana i jej źródeł trzeba raczej szukać nie u jakiegoś sierżanta magazyniera, ale wyżej - ocenie generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.
Jednak gdy śledczy pracują nad ustaleniem, czy mundury z magazynów ktoś fizycznie wynosił, czy też dojść mogło do przestępstwa fałszowania fraktur, oficerowie przez lata zajmujący się bezpieczeństwem już biją na alarm. Roberta Chedę, byłego oficera Agencji Wywiadu, przez lata pracującego w Rosji i doskonale znającego sposoby pracy tamtejszych służb, niepokoi, co może się stać, gdy tak wielka liczba mundurów wpadnie w niepowołane ręce.
- Ależ oczywiście, że taka kradzież jest dla bezpieczeństwa państwa wielkim zagrożeniem. Dla działań w epoce wojny hybrydowej, sabotażu, dywersji, każda przebieranka w mundur obowiązujący jest groźna. Po pierwsze, Rosjanie mogą korzystać z takich mundurów celem wdarcia się do jednostek wojskowych, ale to tylko jedna strona medalu. Posiadanie dużej ilości takich mundurów to też pole do różnego rodzaju prowokacji, no bo jak cywil rozróżni obowiązujący, czy nie obowiązujący mundur? – zastanawia się Robert Cheda.
"Zielone ludziki" mogą narodzić się w Polsce
Na poparcie swych słów, które na pierwszy rzut oka brzmieć mogą dość niezwykle, przytacza polskie doświadczenia z ostatnich lat i przypadki, gdy bandyci skutecznie przebierali się za policjantów, co pozwalało im dokonywać bardzo groźnych przestępstw. W ich organizowaniu zaś Rosjanie, toczący z Zachodem wojnę hybrydową, specjalizują się od lat.
Wystarczy sięgnąć pamięcią do 2014 roku, kiedy to rosyjskie siły zajmowały Krym i rozpoczynały podbój Donbasu. Wówczas to nie kto inny, jak sam Władimir Putin, oskarżany o to, że wysyła na Ukrainę swych żołnierzy w ukraińskich mundurach, rzekł, iż „takie mundury można kupić w każdym sklepie z mundurami”. Śmiejąc się w ten sposób światu w twarz, odkrył jednocześnie jeden ze sposobów działania swych służb i pokazał, że tzw. zielone ludziki to nie fantazja scenarzystów i autorów książek. A mając dostęp do tak wielkiej liczby oryginalnych mundurów Wojska Polskiego można zrobić bardzo wiele złego.
- U nas takie zagrożenie jest realne, ale nie już, nie teraz. Oni będą czekali na odpowiednią chwilę i moment, bo doskonale wiedzą, że pierwsze użycie takiej broni to jest ostatnie jej użycie. Posłużą się nimi w jakichś krytycznych, decydujących momentach, kiedy trzeba będzie na przykład wywalić w powietrze elektrownię, wodociągi w Warszawie, czy podobne grube akcje– ostrzega Robert Cheda.
Sabotaż w kilku miejscach naraz. Poważne ostrzeżenie
Jak przyznaje, do takiego ataku nie musi dojść tylko w jednym miejscu, ale najlepszym wyjściem byłoby zsynchronizowanie uderzeń w wiele punktów jednocześnie. Tak wielkiej akcji żadna policja, czy Żandarmeria Wojskowa nie byłyby w stanie zapobiec.
- I co z tego, że policja i wojsko dostaną wtedy ostrzeżenie? Jak zweryfikują takich ludzi, bo przecież policja nie zatrzyma rzekomych żołnierzy, którzy będą gdzieś sobie jechać. Należy pamiętać, że przeciwnik tu jest i to w dużych ilościach i czeka na właściwy moment – mówi ekspert.
Na razie w sprawie znikania mundurów z magazynów trwa dochodzenie, jednak zarówno generał Skrzypczak, jak i Robert Cheda, nie sądzą, aby do przestępstwa dojść mogło na najniższym szczeblu. Oceniają, że po właściwej kontroli i weryfikacji polecieć mogą głowy znacznie wyżej.
- Winnych tego procederu trzeba by szukać raczej dość wysoko, chociażby za to, że nie przeprowadzano rutynowych kontroli. Należy mieć świadomość, że wszystkie wyjazdy kontrolne, które nie wykazywały braków, już powinny być brane pod lupę i to pokaże, ile jest osób umoczonych w te zaniedbania – kwituje Robert Cheda.