Na początku kwietnia we wszystkich wojskowych magazynach Ministerstwo Obrony Narodowej zarządziło nadzwyczajną kontrolę. Jak ujawnił portal Onet, dojść miało do zakrojonej na szeroką skalę kradzieży mundurów. Z wojskowych magazynów wyparować miały tysiące ich sztuk. Trafiały one następnie do obrotu cywilnego. Żandarmeria Wojskowa zatrzymała już w tej sprawie trzy osoby. MON oficjalnie nie ujawnia, jak wyglądał cały proceder: czy dochodziło do fizycznych kradzieży ze składów, czy też do oszustw podczas dostaw.
– Wydaje mi się, że to nie sprawa ochrony, ale magazynierów. Jeśli to jest tak wielka skala, to można nawet sądzić, że niektóre transporty mundurów do jednostek nie docierały. Uważam, że to była działalność zorganizowana i jej źródeł trzeba raczej szukać nie u jakiegoś sierżanta magazyniera, ale wyżej – ocenia gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.
Cywil chroni wojsko
W tym samym czasie, gdy z magazynów znikać miało umundurowanie, wojsko zaczęło przymierzać się do zreformowania systemu ochrony swych jednostek. Myli się bowiem ten, kto sądzi, że wojskowego majątku pilnują sami mundurowi. W system ochrony są co prawda zaangażowane etatowe pododdziały ochrony (EPO), nieetatowe warty wojskowe (NWW), czy oddziały wart cywilnych (OWC), jednak na straży większości jednostek stoją cywile z tzw. specjalistycznych uzbrojonych formacji ochronnych (SUFO). Czyli ochroniarze z bronią.
– Zwiększenie liczby etatów w Siłach Zbrojnych RP, a co za tym idzie tworzenie nowych jednostek i kompleksów wojskowych, wymusza weryfikację systemu ochrony. Pod uwagę są brane m.in.: koszty czy dotychczasowa jakość wykonywania obowiązków. Niezależnie od przyjętego rozwiązania najważniejszą kwestią jest zastosowanie systemu, który w sposób efektywny zapewni ochronę jednostek i kompleksów wojskowych – informuje ppłk Marek Chmiel z Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych.
Jak ustalił DGP, tylko w 2024 r. na cywilną ochronę kompleksów wojskowych MON wydało 921 mln zł. W internecie nietrudno znaleźć ogłoszenia przetargów na chronienie wojska. I w armii zaczęła się dyskusja – czy powracać do systemu sprzed dwóch dekad, kiedy to na warcie stali sami żołnierze, czy też wymyślić coś innego. W ocenie wojskowych dziś możemy zapomnieć o tym, aby na wjeździe do jednostek wojskowych stawiać ochotników, którzy do armii wstępują po to, aby zdobyć zawód.
– Wojsko nie jest tanią siłą roboczą. Dziś wykwalifikowany i wykształcony żołnierz, który otrzymuje nowe, bardzo drogie uzbrojenie, musi się na nim szkolić, budując wręcz zdolności inżynierskie. A zupełnie inne formacje, które mogą być przy wojsku, mogą zajmować się ochroną – mówi gen. Roman Polko, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Nowa formacja tylko do ochrony
Podobnego zdania jest gen. Skrzypczak. W warunkach sukcesywnego wzrostu liczebności Wojska Polskiego chciałby on rezygnacji z usług cywilów i powołania przez resort obrony specjalnej formacji, która opierać miałaby się przede wszystkim na rezerwistach. – Taki żołnierz rezerwy byłby pracownikiem, który przychodzi do pracy na 8 czy 12 godzin, a potem idzie do domu. Ale w czasie wojny taki żołnierz z rezerwy szedłby ze swoją jednostką w bój i pracował w ramach ochrony swych jednostek wojskowych – proponuje rozmówca DGP.
Pomysł rezygnacji z usług firm cywilnych przy chronieniu jednostek wojskowych ożył też w Sejmie. Posłowie koalicji rządzącej, podobnie jak sama armia, szukają sposobu, jak połączyć skuteczną ochronę z rozrastającymi się siłami zbrojnymi. Przyznają, że zerkają szczególnie w stronę rezerwistów oraz dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej.
– Myślę, że analiza będzie skierowana w stronę przeniesienia ciężaru ochrony na regularne jednostki. Mamy spory pakiet ludzi w służbie dobrowolnej i przygotowujemy nowy system szkolenia rezerw. To dobry kierunek, a zmieniające się czasy i sytuacja geopolityczna wymuszają takie posunięcia – mówi Paweł Suski (KO), wiceprzewodniczący sejmowej komisji obrony narodowej.
Podobnie na obecność cywilnych ochroniarzy w wojsku patrzy dzisiejsza sejmowa opozycja. W ocenie posła Bartosza Kownackiego (PiS), byłego wiceministra obrony, reforma jest konieczna. Skłania się on też w kierunku utworzenia nowej, zmilitaryzowanej formacji. – Wiadomo, że człowieka, który obsługuje system Patriot, nie postawimy na bramce w jednostce wojskowej, ale piechota też jest potrzebna i przy jakiejś rotacji można ją wykorzystać. To nie musi być stricte żołnierz, ale rzeczywiście jakiś rodzaj formacji, która by się tym zajmowała – mówi DGP Kownacki.
Dyskusja o zapewnieniu ochrony rozrastającej się armii dopiero ruszyła. Nie wszystkim podoba się pomysł rezygnacji z usług SUFO. Część ekspertów ds. bezpieczeństwa uważa, że nie znajdzie się tańszego rozwiązania od cywilnych formacji. Wskazują też na problem demograficzny. – Trudno jest nam znaleźć 300 tys. żołnierzy, a skąd wziąć jeszcze kilkanaście tysięcy młodych osób do ich ochrony? – pyta Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego. ©℗