Pod koniec marca prezydent Andrzej Duda podpisał tzw. ustawę azylową. Na jej mocy rząd wydał rozporządzenie o czasowym ograniczeniu prawa do złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej. Co realnie zmieniło się na granicy z Białorusią?
ikona lupy />
dr hab. Maciej Duszczyk prof. UW, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji odpowiedzialny za politykę migracyjną / Materiały prasowe / fot. Wojtek Górski

Znacząco ograniczony został jeden z głównych czynników przyciągających migrantów do próby nielegalnego przekroczenia granicy, czyli właśnie prawo do ubiegania się o ochronę międzynarodową. Cała ta sprawa pokazuje, że mamy do czynienia ze sztucznie wykreowanym szlakiem migracyjnym, który jest ręcznie sterowany przez Alaksandra Łukaszenkę.

Pierwsze dni po wprowadzeniu rozporządzenia były bardzo trudne. Nagle dzienna liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy istotnie wzrosła. Mieliśmy do czynienia z testowaniem naszej reakcji. Odpowiedź polskich służb była jednoznaczna. W ostatnich dniach sytuacja znacząco się uspokoiła. System działa. Mamy obecnie jednak do czynienia z rosnącą agresją przeciwko polskim żołnierzom i strażnikom granicznym. Z pewnością to efekt frustracji z powodu niemożliwości przekroczenia zapory. To zupełnie nowa sytuacja, z którą nie mieliśmy do czynienia w ostatnich trzech latach.

To po kolei. Hipotetyczna sytuacja: przez granicę z Białorusią próbuje przejść osoba i zgłasza chęć złożenia wniosku. Co się dalej dzieje?

Jeżeli nie należy do grup wrażliwych, to wniosek nie jest przyjmowany, a ona jest zawracana. Jeżeli należy do grup wrażliwych, czyli np. jest kobietą ciężarną, małoletnim bez opieki, osobą starszą lub schorowaną, wniosek jest przyjmowany.

Ile takich wniosków zostało złożonych po wejściu w życie rozporządzenia?

Do tej pory były cztery takie wnioski – dwa dotyczyły kobiet w ciąży, dwa osób, których stan zdrowia był na tyle ciężki, że musiały trafić do szpitala. W związku z tym, że ich powrót na Białoruś byłby ryzykowny dla ich zdrowia i życia, funkcjonariusze Straży Granicznej zdecydowali o przyjęciu wniosków. Zostały one przyjęte od obywateli Kamerunu oraz Sudanu. Jednocześnie odmówiono przyjęcia wniosków m.in. od obywateli Somalii, Erytrei i Egiptu.

Nie obawia się pan, że osoby z grup wrażliwych zaraz zaczną być wykorzystywane przez białoruskie służby?

Oczywiście, że istnieje takie ryzyko. Natomiast Polska jest państwem demokratycznym, więc zarówno ustawa, jak i rozporządzenie, są zgodne ze wszystkimi ratyfikowanymi przez nas regulacjami prawa międzynarodowego. Dlatego też furtka dla osób z grup wrażliwych musiała się tam znaleźć.

Jak się na to przygotowujemy?

Obowiązują dotychczasowe procedury. Jednak pamiętajmy, że w ustawie jest zapis mówiący o tym, że jeżeli osoby z grup wrażliwych znajdują się w grupie agresywnych osób, próbujących przekroczyć granicę, to niejako wykluczają się z prawa do złożenia wniosku o ochronę międzynarodową, wskazanego w ustawie. Na pewno nie damy się z jednej strony sprowokować, a z drugiej wykorzystywać. Jesteśmy w pełni zdeterminowani, aby osiągnąć cel zamknięcia tego sztucznie wykreowanego szlaku migracyjnego, a więc zapobieżenia próbom zdestabilizowania Polski i UE.

Jak osoby spoza grup wrażliwych mogą się dziś ubiegać o azyl w Polsce? Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski mówił niedawno, że takie osoby zawsze mogą się udać do polskich konsulatów w Mińsku czy Moskwie. To prawda?

Tak. Konsulaty są odpowiednim do tego miejscem, jeżeli chodzi o uzyskanie prawa do otrzymania wizy humanitarnej uprawniającej do wjazdu do Polski. Do tego pamiętajmy, że rozporządzenie działa tylko na granicy polsko-białoruskiej, bo to tam przebiega szlak migracyjny.

Pytamy o to nie bez powodu. Dyrektorka Amnesty International w Polsce Anna Błaszczak-Banasiak w rozmowie z TOK FM kategorycznie zaprzeczyła tym informacjom, mówiąc, że konsulaty nie przyjmują takich wniosków.

Trudno mi to skomentować. Mogę tylko powiedzieć, że pod względem prawnym wnioski o wizę humanitarną można składać właśnie w konsulatach. Miało to miejsce w przeszłości i jest możliwe teraz. Niestety coraz częściej muszę korygować lub uzupełniać wypowiedzi różnych osób na temat poszczególnych instrumentów polityki migracyjnej.

Wróćmy do kwestii rozporządzenia. W sieci pojawiły się zarzuty, że może być ono bublem. Zawieszenie prawa do azylu dotyczy bowiem tylko „granicy z Białorusią”, a nie pasa drogi granicznej czy strefy nadgranicznej. Zwracał na to uwagę m.in. mec. Dariusz Goliński.

Wynika to – jak przypuszczam – z pewnego niezrozumienia i czytania rozporządzenia bez uwzględnienia ustawy. Ustawa mówi o czasowym i terytorialnym zawieszeniu prawa do aplikowania o ochronę międzynarodową. Jeśli ktoś przekroczy granicę z Białorusią w czasie obowiązywania rozporządzenia, nie ma prawa złożyć wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej. I nie ma znaczenia, czy funkcjonariusze Straży Granicznej zatrzymają go na granicy, 30 kilometrów dalej, czy po drugiej stronie naszego kraju. Jeśli ma za sobą „białoruski ślad”, jego wniosek nie zostanie przyjęty. Oczywiście, jeżeli mamy do czynienia z instrumentalizacją migracji zgodnie z definicją z ustawy. Jeżeli byłoby to inaczej określone, mielibyśmy ciągłe dyskusje, czy ta osoba mogła, czy nie mogła złożyć wniosku o ochronę. Naprawdę bardzo dokładnie przemyśleliśmy i skonsultowaliśmy projekt ustawy i rozporządzenia.

Niemcy przywróciły kontrole na granicy z Polską. Jednym z powodów była nieszczelność naszej wschodniej granicy. Tymczasem premier Donald Tusk mówił niedawno, że dziś ok. 98 proc. nielegalnych prób przekroczenia granicy jest udaremnianych. Na jakim etapie są rozmowy z Berlinem, aby znieść te kontrole?

Przede wszystkim czekamy na nowy niemiecki rząd. Wiemy, że umowa koalicyjna została podpisana, ale nie znamy szczegółów np., kto będzie nowym ministrem do spraw wewnętrznych. Bardzo mnie cieszy, że Friedrich Merz zapowiedział, że Polska będzie jednym z pierwszych miejsc, które odwiedzi jako kanclerz. Czekamy na te rozmowy. Wiem, że premier Tusk będzie chciał poruszyć podczas nich temat migracji i kontroli granicznych. Nasze stanowisko w tej sprawie jest jednoznaczne – nie ma dziś żadnych podstaw do tego, aby utrzymać kontrole graniczne. Polska podejmuje bardzo duży wysiłek, żeby zamknąć szlak migracyjny przez Białoruś. Monitorujemy także granicę z Litwą.

Co z podrzucaniem cudzoziemców przez stronę niemiecką? Do takich przypadków faktycznie dochodzi?

To absolutny fake news! Po prostu jedno wielkie kłamstwo. Używam mocnych słów, ponieważ tu nie ma miejsca na żadne relatywizowanie. Nie ma miejsca podrzucanie do Polski migrantów z Niemiec. Jak wiemy, doszło do takiego jednego przypadku w połowie zeszłego roku w Osinowie Dolnym. Nasza reakcja na tamto zdarzenie była ekstremalnie dosadna. Premier rozmawiał w tej sprawie z kanclerzem Olafem Scholzem. Minister Tomasz Siemoniak podczas wizyty w Berlinie został przeproszony i zapewniony, że był to incydent. Niemcy doskonale zdają sobie sprawę, że podobna sytuacja nie może się powtórzyć.

Przekazywanie cudzoziemców odbywa się w ramach istniejących trzech procedur: readmisja prosta i uproszczona oraz Dublin III. Nikt do Polski nikogo nie podrzuca. Chciałbym tu podkreślić bardzo dobrą współpracę w ramach polsko-niemieckich zespołów, które efektywnie walczą z przestępczością przygraniczną.

Jak zatem ocenia pan działalność niemieckich ośrodków dla migrantów, które miały powstać wskutek nieszczelności wschodniej granicy UE? Przynajmniej tak w okresie przedwyborczym przedstawiano to w Niemczech.

Po pierwsze, nie został wybudowany żaden nowy ośrodek. Nie zmieniły się do tej pory procedury, choć było to zapowiadane w czasie niemieckiej kampanii wyborczej. Z perspektywy wspomnianych obecnych procedur nie ma znaczenia, czy ta osoba będzie czekać na ich zakończenie w Hamburgu, Berlinie czy Norymberdze.

Muszę jednak dodać, że w tym temacie pojawia się w przestrzeni publicznej bardzo dużo manipulacji, często udostępnianych przez polityków Konfederacji i PiS-u. Olbrzymia większość informacji pojawiających się w mediach prawicowych jest po prostu nieprawdziwa. Przecież autobusy z migrantami miały do nas trafić do końca marca. I co? I nic. Później do dziesiątego kwietnia. I co? I nic. Ciekawe, czy politycy, krzyczący o podrzucaniu migrantów przez Niemcy, zaczną powoli przepraszać za to, że straszyli Polaków bez żadnych podstaw. Ta dyskusja jest po prostu absurdalna.

Co ma pan na myśli?

Absurdalne jest chociażby nawoływanie, aby ludzie mieszkający blisko granicy z Niemcami robili zdjęcia niemieckich radiowozów po polskiej stronie. Pojawienie się policjantów z Niemiec u nas w kraju nie jest żadną sensacją. To normalna sytuacja od 2007 r., gdy Polska weszła do strefy Schengen, a więc konieczna była zmiana w zakresie współpracy w temacie walki z przestępczością zorganizowaną. Jeżeli jest taka potrzeba, mogę pokazać zdjęcia samochodów polskiej Straży Granicznej po niemieckiej stronie. Co więcej, lokalna społeczność zazwyczaj cieszy się, że taka współpraca ma miejsce. Po demonstracji Roberta Bąkiewicza rozmawiałem z mieszkańcami tamtych terenów. Uważali, że formułowane przez niego zarzuty to kompletna paranoja.

A kiedy w prawicowych mediach zorientowano się, że temat granicy polsko-niemieckiej nie chwycił, to rzucono się na Centra Integracji Cudzoziemców. Kiedy pokazaliśmy, że to jest projekt PiS-u, kontynuowany przez nas, ale z włączeniem do niego promocji zasad, norm i wartości obowiązujących w Polsce, to dalej wymyślono rzekomy problem ośrodka w Czerwonym Borze, który działa od lat i nigdy nie było z nim problemu. Skrajna prawica próbuje więc migrację wykorzystywać w kampanii, ale opiera się na nieprawdziwych tezach. Jednocześnie trzeba cały czas przypominać, że to poprzedni rząd jest odpowiedzialny za kompletny chaos i utratę kontroli nad procesami migracyjnymi.

Rząd nadal podtrzymuje, że nie ma zamiaru ratyfikować paktu o migracji i azylu? Czy po prostu zakłada pan, że pakt ulegnie jeszcze zmianie, zanim będziemy musieli go ratyfikować?

Pakt został w praktyce przyjęty przed objęciem władzy przez obecny rząd, z terminem wejścia w życie do czerwca 2026 r. Przez ostatni rok wiele się jednak zmieniło. Mamy komunikat Komisji Europejskiej, który zmienia myślenie o zarządzaniu kryzysowym. Wskazuje, że dziś nie jest kluczowe wydłużenie procedury, tylko w ogóle jej zawieszenie. Na tej podstawie działa nasza ustawa o zawieszaniu prawa do azylu. To jest jeden z przykładów pokazujących, że pakt w takiej formie, w jakiej został przyjęty, nigdy nie wejdzie w życie. I mogę spokojnie powiedzieć, że to nasza zasługa.

W polityce europejskiej nie ma co krzyczeć, tylko prezentować argumenty i budować koalicje. Nasz głos został najpierw usłyszany, a następnie zaakceptowany przez wiele państw. Chyba najlepszym przykładem są dodatkowe środki na wzmocnienie naszej granicy z Białorusią. To jest przełom w myśleniu o ochronie granic. Moim zdaniem na poziomie UE dalej będziemy dążyć do zaostrzania przepisów i przez następny rok bardzo dużo wydarzy się w kwestii migracji. Niemniej chcę podkreślić, że jako wiceminister spraw wewnętrznych i administracji na pewno nie zarekomenduję rządowi przyjęcia jakiegokolwiek rozwiązania, które jest ryzykowne z punktu widzenia bezpieczeństwa czy spójności społecznej Polski.

Czyli dziś bardziej będziemy się opierać na kolejnych wytycznych KE niż na przepisach negocjowanych niemal przez dekadę?

Niekoniecznie. Przykładowo mamy projekt zupełnie nowego podejścia do polityki dobrowolnych powrotów i deportacji do państw trzecich. Rozporządzenie dotyczące zintensyfikowania powrotów może być wynegocjowane bardzo szybko, to nie zajmie więcej niż kilka miesięcy. Pracujemy także nad nową polityką wizową z instrumentem szybkiego zawieszania ruchu bezwizowego, jeżeli powstają problemy migracyjne. Na naszych oczach zmienia się pozycja wielu państw członkowskich. Pojawia się też wiele nowych tzw. innowacyjnych instrumentów. My zawieszamy prawo do azylu na granicy polsko-białoruskiej, Włosi budują ośrodki w Albanii, Niemcy odsyłają migrantów do Afganistanu i to bezpośrednio komunikują. Austria zawiesza prawo do łączenia rodzin. Kilka miesięcy temu to wszystko byłoby nie do pomyślenia.

A nie ma pan poczucia, że przydałby się jasny komunikat ze strony Unii w jakimkolwiek zakresie, który by trochę uporządkował tę sytuację? W przestrzeni publicznej panuje chaos, wokół przepisów migracyjnych narosło wiele mitów i nieścisłości.

Pojawił się już komunikat, na którym nam najbardziej zależało – że Polska nie będzie karana za to, że nikogo nie przyjmie w ramach mechanizmu solidarności. Pojawiła się też oficjalna informacja, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej będzie brana pod uwagę. Dyskutujemy teraz z KE, z Frontexem na temat definicji „próby przekroczenia” granicy i jestem przekonany, że ta sytuacja będzie zupełnie jasna do końca roku, jeszcze długo przed wejściem w życie Paktu. Ponadto, nasze zawieszenie azylu spotkało się z bardzo dużym zainteresowaniem w UE – w pewien sposób Polska nadaje ton debacie migracyjnej.

A w samej UE mamy jednomyślność wokół tego ostrzejszego podejścia do nielegalnej migracji?

Różnimy się w niektórych kwestiach. Jest kilka państw, które naciskają na to, żeby Pakt był wdrażany jak najszybciej. Ich liczba jednak, pod wpływem wielu argumentów, szybko się zmniejsza. Natomiast w kwestii szczelności granic, przemyślenia roli ochrony międzynarodowej, to wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy jednego zdania. Europa musi na nowo przemyśleć swoją otwartość, swoją politykę opartą na bezkompromisowym podejściu do udzielania ochrony międzynarodowej i to jest konstatacja podzielana przez wszystkich.

Plany UE przygotowywane są na dziś, natomiast przyrost naturalny w Afryce z punktu widzenia Europy jest abstrakcją, którą nie da się zarządzać – migracja pana zdaniem pozostanie jednym z kluczowych tematów w Unii na kilka lat czy raczej dekad?

Pamiętajmy, że wszystkie szacunki ONZ, które dotyczyły tak zwanej eksplozji demograficznej, są już bardzo mocno redukowane. W Egipcie wskaźnik dzietności 20 lat temu wynosił 5, a dzisiaj to 2,7. Przy większej umieralności niemowląt i nastolatków tak naprawdę w niektórych miejscach nie ma już prostej zastępowalności pokoleń. Natomiast obok mamy Sudan, gdzie te wskaźniki są wyższe. Do tego mamy do czynienia z wojną domową, dlatego ludzie migrują, ale w pierwszej kolejności do sąsiedniego Egiptu, gdzie mieszka dziś około 1,5 mln Sudańczyków. Także migracja będzie problemem nie tylko dla Europy, ale całego świata.

Jednak to nie demografia będzie głównym czynnikiem, lecz destabilizacja polityczna i wojny. Cofając się i patrząc na historię migracji, to migracje są procesem generalnie pozytywnym – jeżeli jest to proces zaplanowany odpowiedzialnie i nie budzi kontrowersji. Natomiast można stracić kontrolę nad migracjami i Europa tę kontrolę straciła, a teraz musi ją odzyskać w sposób szybki i czasami radykalny.

Na pewno migracje będą tematem politycznym na kolejne lata, ale mam nadzieję, że ta debata zostanie trochę ucywilizowana, a politykom znudzi się już grać na stereotypach, a postawią na efektywne zarządzanie tymi procesami. Nie wierzę, że wrócimy do liberalnej polityki migracyjnej, takiej jak była w przeszłości w Niemczech, Szwecji czy innych państwach. Nie, to już na pewno nie wróci. Przyszła polityka migracyjna będzie bardzo restrykcyjną polityką, ale też uzupełniającą niedobory na rynkach pracy. ©℗

Rozmawiali Marek Mikołajczyk i Mateusz Roszak