„Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych w 2024 r. stanowił 6,6 proc. PKB, natomiast dług sektora ukształtował się na poziomie 55,3 proc. PKB” – poinformował we wtorek Główny Urząd Statystyczny. To dane, które przekazujemy Komisji Europejskiej. Służą one ocenie stanu finansów publicznych naszego kraju (analogiczne informacje przekazują pozostałe kraje UE). Analitycy liczyli się z tym, że wynik będzie gorszy od zapowiedzi rządowych na poziomie 5,7 proc. PKB, ale tak złe informacje okazały się zaskoczeniem.
Powody zwiększonego deficytu finansów w 2024 r.
„Przyspieszenie wydatkowania środków na odbudowę zdolności obronnych (wg metodyki UE), niższa od oczekiwań konsumpcja (większe oszczędności) przekładająca się na niższe wpływy z VAT oraz wydatki związane z powodzią to główne przyczyny wyższego deficytu w 2024 r.” – wyjaśnił w serwisie X Andrzej Domański, minister finansów. Szacunki deficytu przedstawione przez GUS opierają się na zasadach unijnych. Zgodnie z nimi wydatki są liczone memoriałowo. Metodyka krajowa opiera się na metodzie kasowej. W uproszczeniu to różnica jak między dostawą a płatnością. To rozróżnienie nie będzie mieć dużego znaczenia w dłuższym terminie, ale w momencie przyspieszenia zakupów – jak w przypadku zbrojeniówki – może przekładać się na znaczące przesunięcie. Na razie nie dysponujemy szczegółowymi informacjami na temat kwot, jakie złożyły się na wzrost deficytu w stosunku do wcześniejszych deklaracji w ujęciu unijnym.
Zgodnie z metodyką krajową deficyt budżetu centralnego w 2024 r. wyniósł 201,9 mld zł. Po jesiennej nowelizacji limit deficytu wynosił zaś 240,3 mld zł. Do wyniku sektora finansów publicznych wchodzą również samorządy. „Budżety JST zamknęły się zbiorczo z deficytem w kwocie 819 mln zł przy planowanym deficycie w wysokości 29 mld zł” – podało Ministerstwo Finansów. Wynik całego sektora uwzględnia również inne państwowe jednostki, z których najważniejsze są fundusze pozabudżetowe. Wśród nich dwa największe to Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 i Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Z danych prowadzącego je Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że pierwszy w 2024 r. zwiększył zadłużenie o 40,3 mld zł, a drugi o 17,6 mld zł. Deficyt budżetu i samorządów oraz wzrost zadłużenia dwóch największych funduszy celowych to łącznie 260 mld zł (mniejsze jednostki mogły poprawić wynik).
Konsekwencje dla stóp procentowych i procedury nadmiernego deficytu
Wysoki deficyt może mieć dwojakie konsekwencje. Po pierwsze to czynnik ryzyka z perspektywy Rady Polityki Pieniężnej ustalającej wysokość stóp procentowych. – Mamy prawie 7 proc. PKB deficytu, a sam wzrost PKB wynosi ok. 3 proc. To wygląda trochę jak gospodarka na sterydach. Nie zdziwię się, jeśli ze strony RPP będą padać komentarze o swoistej nieprzewidywalności polityki fiskalnej – komentuje Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao. Luźna polityka fiskalna, z jaką mamy w tej chwili do czynienia, to czynnik utrudniający obniżenie inflacji.
Drugi problem to konieczność równoważenia budżetu, czyli konsolidacji finansów publicznych. Od ubiegłego roku Polska – podobnie jak kilka innych krajów Unii Europejskiej – jest objęta procedurą nadmiernego deficytu. Warszawa zobowiązała się do zmniejszenia ujemnego salda finansów do 2028 r. Problem w tym, że już na starcie mamy wynik wyraźnie słabszy od deklarowanego w średniookresowym planie budżetowo-strukturalnym. Według niego deficyt w 2024 r. miał wynosić 5,7 proc. PKB, a na ten rok zapowiadano jego zmniejszenie do 5,5 proc. PKB (tak zakłada też ustawa budżetowa).
Żeby wrócić na planowaną ścieżkę redukcji deficytu, w tym roku musiałby on być zmniejszony nie o 0,2 pkt proc., ale aż o 1,1 pkt proc. PKB. Ta druga wartość to ponad 40 mld zł. Wyższy deficyt to również większy dług publiczny. Plan budżetowy zakładał, że 2024 r. zakończymy z zadłużeniem na poziomie 54,6 proc. PKB (w ujęciu unijnym). Mimo planowanej konsolidacji finansów państwa, według tego planu dług na koniec tego roku miał wynieść 58,4 proc. PKB, a w przyszłym roku miał przekroczyć 60 proc. PKB.
Dane GUS o deficycie i zadłużeniu nie miały negatywnego wpływu ani na notowania złotego, ani na krajowy rynek obligacji. ©℗