Miał być prosty tekst o społecznym zastępcy. Jest tekst o rzeczniku praw dziecka, który z nieznanych przyczyn unika odpowiedzi na stosunkowo proste pytania.
Tekst o Janie Gawrońskim, społecznym zastępcy rzeczniczki praw dziecka, miał powstać w listopadzie. Byłby wtedy dwa razy krótszy: kim jest Gawroński, czym się zajmuje, ile zarabia i czy społecznie pełnione funkcje powinny być wynagradzane.
Za trudne pytania
Jednak wysłanie do biura RPD garści pytań jesienią uruchomiło epopeję trwającą do przedwiośnia. Pytania były za trudne, by merytorycznie się do nich odnieść w ciągu ustawowych 14 dni. Kilkukrotnie przedłużano ten termin. Biuro RPD miało nadzieję, że zaspokoi naszą ciekawość deklaracją, że wszystkie swoje umowy cywilnoprawne ujawni – ale wiosną. Zimą postanowiliśmy zapytać u źródła. Jan Gawroński nie mógł rozmawiać od razu. Potrzebował czasu, co zrozumiałe: jest osobą z niepełnosprawnością, co często podkreśla. Odpowiedzi przyszły w miniony piątek.
Wywiad ratunkowy
Tego samego dnia RPD ze swoim społecznym zastępcą odpowiedzieli na pytania zadane przez DGP w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej”. Mogliśmy w nim przeczytać, że Monika Horna-Cieślak „nie wyobrażała sobie pełnić tej roli bez udziału głosu młodego pokolenia i bez posiadania młodego eksperta jako bardzo bliskiego współpracownika (…). Wszystko odbyło się zgodnie z prawem, wszystko jest sformalizowane stosownym zarządzeniem RPD, mamy też umowę o współpracy.”
To ponoć Margaret Thatcher stwierdziła kiedyś, że jeśli musisz mówić ludziom, że jesteś damą, to znaczy, że nią nie jesteś. Tu jest podobnie: jeśli trzeba ratunkowego wywiadu, w którym się zapewnia, że „wszystko było zgodnie z prawem”, to wygląda, jakby wcale nie było.
Miał być prosty tekst o społecznym zastępcy. Jest tekst o rzeczniku praw dziecka, który z nieznanych przyczyn unika odpowiedzi na stosunkowo proste pytania. Czekamy na rejestr umów. Jedna korzyść z tej nudnawej epopei.