Rząd Donalda Tuska ma jedną czwartą kadencji za sobą. Większość Polaków patrzy na niego dość sceptycznie.

Jak wynika z najnowszego badania United Surveys dla DGP i RMF FM, łącznie 51,5 proc. Polaków negatywnie ocenia rząd Donalda Tuska po roku od zaprzysiężenia. Odpowiedź „zdecydowanie negatywnie” wskazało 21,5 proc. ankietowanych. Pozytywnie gabinet premiera ocenia w sumie 39,6 proc. osób. 8,9 proc. nie ma w tej kwestii zdania.

W sondażu zapytaliśmy również o ocenę poszczególnych liderów koalicji. Jak wynika z badania, po roku nowych rządów najbardziej rozczarowali Polaków premier Donald Tusk (30,5 proc.), a także marszałek Sejmu Szymon Hołownia (21,3 proc.) oraz wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz (21,6 proc.). Wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty otrzymał 4,4 proc. wskazań. Opcję „żaden” zaznaczyło 9,4 proc. osób. 12,8 proc. badanych nie ma w tej kwestii zdania.

Polacy negatywnie oceniają również proces rozliczania przez rząd Donalda Tuska nieprawidłowości, do których miało dojść za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Negatywne zdanie w tej kwestii ma w sumie 54,5 proc. respondentów, w tym „zdecydowanie negatywne” 24,5 proc. osób. Pozytywne – łącznie 33 proc. Zdania w tej kwestii nie ma 12,5 proc. ankietowanych.

Rozliczenia piętą achillesową

W gronie niezadowolonych z procesu rozliczeń znajduje się Donald Tusk. Premier dał temu wyraz w mediach społecznościowych. „Rozliczanie PiS postępuje wolniej, bo nie wszyscy w koalicji zrozumieli, że bez rozliczenia nie będzie naprawy Rzeczypospolitej. I jeśli się wreszcie nie ogarną, sami zostaną przez ludzi rozliczeni” – przekazał szef rządu w ubiegłym tygodniu. Dwa dni później doprecyzował, że każdy polityk, „nawet prezes”, powinni odpowiadać za drobne wykroczenia. „To właśnie ludzie władzy powinni szczególnie przestrzegać prawa i odpowiadać za każde jego naruszenie” – podkreślił Tusk.

Premier nawiązywał przym tym do kwestii głosowania nad immunitetem Jarosława Kaczyńskiego. W piątek Sejm zgodził się na pociągnięcie prezesa PiS do odpowiedzialności w związku z oskarżeniem go o uderzenie jednego z aktywistów podczas obchodów miesięcznicy smoleńskiej. Posłowie nie zgodzili się natomiast na uchylenie immunitetu w sprawie zniszczenia tabliczki na wieńcu pod pomnikiem smoleńskim.

– Z pełnym przekonaniem głosowałem przeciw. Bardzo bym nie chciał, aby symbolem rozliczeń PiS stały się wieńce, kwiaty i inne przepychanki na placu Piłsudskiego. Platforma zapowiadała wielkie rozliczenia, a po roku nie są w stanie postawić nikogo przed sądem. Mają w rękach resort sprawiedliwości, prokuraturę i służby. Nie tak to chyba powinno wyglądać – mówi nam jeden z posłów Polski 2050.

Podobnych głosów w koalicji nie brakuje. W kuluarowych rozmowach często wskazywanym przykładem porażki jest kwestia trzech komisji śledczych, które w zamyśle miały widowiskowo przesłuchać polityków PiS. – Pamięta pan chociaż jedno takie przesłuchanie? Bo ja niekoniecznie, a oglądałem ich sporo – przyznaje nasz rozmówca z ugrupowania Hołowni. – Nie jestem przekonany, że dobrze wytypowano skład komisji ds. Pegasusa. To miała być najważniejsza komisja śledcza z tych trzech powołanych. Dziś widać, że część członków po prostu nie zdaje egzaminu – dodaje z kolei jeden z posłów KO.

Wśród 100 konkretów Platformy Obywatelskiej znalazło się 10 punktów dotyczących rozliczeń rządu PiS. Dziś na stronie cztery z nich świecą się jako „zrealizowane”. Władze PO uznały, że „odpolityczniły i uspołeczniły media publiczne”, wyciągnęły konsekwencje wobec „funkcjonariuszy MSZ odpowiedzialnych za korupcję, która doprowadziła do niekontrolowanego napływu migrantów do Polski”, wymienili członków rad nadzorczych i zarządów z udziałem Skarbu Państwa, a także „przywrócili przejrzystość finansów publicznych”.

Na zrealizowanie nadal czeka natomiast m.in. obietnica, aby postawić przed Trybunałem Stanu: Andrzeja Dudę, Jacka Sasina, Zbigniewa Ziobrę, Adama Glapińskiego, Macieja Świrskiego i Piotra Glińskiego, a także pociągnąć do odpowiedzialności: Jarosława Kaczyńskiego, Łukasza Szumowskiego, Antoniego Macierewicza, Jacka Kurskiego, jak również hejterów z tzw. afery Piebiaka, policjantów, którzy „pobili kobiety” po wyroku TK ws. prawa aborcyjnego, oraz prokuratorów ścigających „niezawisłych sędziów za wydawane przez nich orzeczenia”.

Ważnym punktem na mapie rozliczeń jest także kwestia nieprawidłowości przy rozdzielaniu pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. W poniedziałek mokotowski sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu byłego wiceszefa resortu sprawiedliwości Marcina Romanowskiego. Prokuratura Krajowa zarzuca politykowi m.in. ustawianie konkursów na wielomilionowe dotacje z funduszu, nad którym były wiceminister pełnił nadzór. Sam Romanowski uznaje, że działania wymiaru sprawiedliwości wobec niego są „polityczną zemstą” i „polityczną ustawką”.

Koalicja trwa i trwać będzie

Nasi rozmówcy w Sejmie przyznają, że choć obecna koalicja nie jest łatwa, to zgodnie deklarują wolę jej utrzymania, nawet jeśli majowe wybory prezydenckie miałyby pójść nie po myśli rządzących. – Wyborcy dali nam mandat do wspólnego rządzenia, zdecydowali, że mamy odsunąć PiS od władzy, i nigdy by nam nie wybaczyli, gdybyśmy nie byli w stanie wytrwać do końca kadencji w tym, na co się z nimi umówiliśmy 15 października zeszłego roku – podkreśla w rozmowie z DGP Dorota Łoboda, rzeczniczka klubu KO.

Nieoficjalnie jednak od posłów poszczególnych ugrupowań można usłyszeć, że wygrana Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich byłaby potężnym ciosem dla obozu rządowego i mogłaby spowodować eskalację już istniejących sporów. – Wówczas jakieś ruchy tektoniczne mogą nastąpić – przewiduje jeden z naszych rozmówców.

Napięć w koalicji i tak nie brakuje, zwłaszcza na tle różnic programowych, z jednej strony wokół takich kwestii jak liberalizacja prawa do aborcji czy związki partnerskie, a drugiej – składki zdrowotnej i programów mieszkaniowych. – Uważam, że w obszarze gospodarki zrobiliśmy stanowczo za mało. Nie mówię, że to był stracony rok, ale naprawdę potrzebne jest przyspieszenie – ocenia Ryszard Petru z Polski 2050. I ocenia, że hamulcowym jest tu Lewica, która stawia przede wszystkim na politykę społeczną. – Ale trzeba z nimi rozmawiać, dać im przestrzeń do sukcesów, niech się skupią na tych elementach światopoglądowych. Trzeba zrobić wszystko, żeby przeszła choćby ustawa dotycząca depenalizacji – dodaje poseł.

Ostrzej w tej sprawie wypowiada się Marek Sawicki z PSL. – Lewica ciągle nie może zrozumieć, że socjalizm skończył się w roku 1989 i że samym rozdawnictwem nie zbudujemy pomyślniej przyszłości dla naszych dzieci i wnuków – przekonuje poseł i przypomina, że Koalicja 15 października obiecywała m.in. odwrócenie skutków tzw. Polskiego Ładu. – Zwolnienie składki zdrowotnej od środków trwałych to dużo za mało – dodaje.

Lewicę cieszy natomiast przeforsowanie paru prospołecznych projektów. – MRPiPS pod kierownictwem Agnieszki Dziemianowicz-Bąk jest jednym z najaktywniejszych ministerstw – mówi Katarzyna Ueberhan. I wylicza: ustawa o rencie wdowiej, program „Aktywny rodzic”, urlopy dla rodziców wcześniaków, a ostatnio ustanowienie Wigilii dniem wolnym od pracy. – Mamy też ustawę o dofinansowaniu zabiegów in vitro czy zmianę definicji zgwałcenia – przypomina posłanka.

Na atmosferę w koalicji może negatywnie wpłynąć kampania prezydencka, bo kandydatom mniejszych ugrupowań będzie trudno konkurować z faworytem Rafałem Trzaskowskim. Będą więc szukać sposobów na to, by odróżnić się od kandydata KO. A to, jak mówią nasi rozmówcy, może skutecznie wykorzystywać PiS. Z kolei politycy z PSL i Polski 2050 dość otwarcie (choć raczej nieoficjalnie) przyznają, że po wyborach nastąpi koniec projektu Trzeciej Drogi. ©℗

opinia

Światopoglądowy impas

ikona lupy />
Marta Rawicz, dziennikarka DGP / Materiały prasowe

Nie ma dla mnie ważniejszej sprawy niż prawa kobiet i równość obywateli wobec prawa, równość obywateli niezależnie od ich statusu społecznego, wyznania, orientacji seksualnej – deklarował w exposé Donald Tusk. Po roku jednak w kwestii realizacji obietnic prawnoczłowieczych panuje impas, a projekty oczekiwanych społecznie rozwiązań prawnych grzęzną w niekończących się sporach między liberalną częścią koalicji a konserwatystami z PSL.

KO i Lewica obiecywały legalną aborcję do 12. tygodnia ciąży. Od lipca, kiedy w Sejmie upadł pierwszy projekt dekryminalizujący pomoc w aborcji, jest jasne, że żadnych daleko idących zmian nie będzie. Liberalna i zarazem kobieca część koalicji rządowej nie złożyła jednak broni, bo zdaje sobie sprawę, że to w dużej mierze głosy kobiet i młodzieży pozwoliły jej przejąć władzę w Polsce. Powstała więc koncepcja dealu z ludowcami: przywrócenia stanu prawnego sprzed wyroku TK, który zakazał aborcji w przypadku ciężkich wad płodu, w zamian za ustawę depenalizacyjną (projekt wniosły latem do Sejmu wspólnie Lewica i KO). I wydaje się, że to obecnie jedyne rozwiązanie, które ma szansę na realizację. – Poprzemy dekryminalizację – usłyszałam kilka dni temu od jednego z czołowych polityków PSL.

Koncepcja dealu wciąż jest jednak w fazie narad i uzgodnień. Jeszcze gorzej wygląda kwestia innej z flagowych obietnic rządowych liberałów, czyli ustawy o związkach partnerskich. Tu co prawda w resorcie minister Kotuli powstały dwa projekty – ustawy bazowej i ustawy wprowadzającej jej przepisy – ale wciąż nie jest jasne, kiedy i w jakim ostatecznie kształcie trafią do Sejmu. Z jednej strony trwają nad nimi prace (z poszczególnych resortów wpłynęło do nich ok. 1000 stron poprawek), z drugiej – znów – coraz to nowe wątpliwości w tej sprawie zgłasza PSL. Najpierw poszło o kwestie przysposobienia dzieci, które już wychowują pary w związkach nieformalnych, później o możliwość organizacji uroczystości w urzędzie stanu cywilnego. Najnowsze stanowisko PSL? – Na pewno nie zgodzimy się na nazwę „związek partnerski” – mówi mi jeden z polityków Stronnictwa. Co w tej sytuacji? – OK, niech się nazywa „związek rodzinny”, choć i tak poszliśmy na dość ustępstw wobec PSL – odpowiada polityczka Lewicy.

Z kwestii równościowych rządowi udało się skierować do Sejmu zmiany w kodeksie karnym, które mają pomóc w walce z dyskryminacją i mową nienawiści (także na tle niepełnosprawności, wieku, płci czy orientacji seksualnej). ©℗

OPINIA

Z mieszkaniem, Polaku, radź sobie sam

ikona lupy />
Marek Mikołajczyk, dziennikarz DGP / Materiały prasowe

Cofnijmy się w czasie. Jest połowa czerwca 2022 r. Lider PO Donald Tusk w Gołkowicach Górnych w Małopolsce spotyka się z młodymi. Jedna z uczestniczek pyta przyszłego premiera, czy ten po wyborach zagwarantuje młodym „europejskie standardy mieszkania” w Polsce.

W odpowiedzi szef PO wraca wspomnieniami do czasów, gdy całą swoją pensję musiał przeznaczać na wynajem 12-metrowego pokoju. – Ja wiem, co to znaczy być młodym człowiekiem, wziąć ślub, być po raz pierwszy ojcem i nie mieć żadnej szansy na mieszkanie. (…) Dlatego bym dzisiaj powiedział bez chwili wahania, że mieszkanie jest prawem człowieka. Móc mieszkać w godnych warunkach to nie jest jakiś przywilej, to nie może być marzenie i dorobek całego życia – podkreśla Tusk. I jak zapowiada, wsparcie dla rozwoju mieszkalnictwa powinno być przedmiotem porozumienia wszystkich, którzy po wyborach będą tworzyli rząd. Po jego odpowiedzi w tłumie rozbrzmiewają oklaski.

Dwa i pół roku od tamtego przemówienia mieszkanie dla wielu Polaków nadal pozostaje czymś nieosiągalnym. Za 1 mkw. mieszkania w Warszawie trzeba zapłacić dziś ok. 17,7 tys. zł (dla porównania – w połowie 2022 r., gdy Donald Tusk wypowiadał swoje słowa, średnia cena ofertowa w stolicy wynosiła ok. 13,5 tys. zł za 1 mkw.). W zawartej rok temu umowie koalicyjnej politycy zobowiązali się do „istotnego przyspieszenia tempa oddawania nowych mieszkań”. Zwiększyć miała się dostępność nie tylko lokali własnościowych, lecz także socjalnych i komunalnych, jak również mieszkań dostępnych na tani wynajem.

Obietnice spełzły jednak na niczym. Dziś polską politykę mieszkaniową kształtuje konflikt pt. ludowcy kontra reszta świata. Przez wiele miesięcy PSL, które zarządza resortem rozwoju, próbowało szukać większości dla programu kredytowego #naStart. Po odejściu z resortu wiceministra Jacka Tomczaka zapowiedziano prezentację nowej formuły. Co się w niej znajdzie? Nie wiadomo. Szczegóły minister Krzysztof Paszyk miał zaprezentować w listopadzie. Tak się jednak nie wydarzyło.

Brak zgody w koalicji co do kredytów wpłynął również na inne obszary mieszkalnictwa. Zaprezentowany przez Lewicę w kwietniu br. rządowy projekt ustawy o społecznych formach rozwoju mieszkalnictwa wciąż nie został skierowany do Sejmu. Jak słyszymy, ma on stanowić kartę przetargową. Albo uchwalamy wszystko, albo nie uchwalamy nic. ©℗

OPINIA

Mało sukcesów, dużo min, czyli o naprawianiu sądownictwa

ikona lupy />
Małgorzata 
Kryszkiewicz, redaktor DGP / Materiały prasowe

Niekonstytucyjna Krajowa Rada Sądownictwa, zdemolowany Trybunał Konstytucyjny, podzielony Sąd Najwyższy, neosędziowie czy zabetonowana prokuratura – to tylko najważniejsze problemy z obszaru wymiaru sprawiedliwości, z jakimi musi się mierzyć obecna władza. I idzie jej to jak po grudzie. Rząd Zjednoczonej Prawicy skutecznie zaminował wymiar sprawiedliwości. Nie ma się więc co dziwić, że Adamowi Bodnarowi, ministrowi sprawiedliwości, co jakiś czas coś w rękach wybuchnie.

Na razie jedynym niezaprzeczalnym jego sukcesem jest odbicie Prokuratury Krajowej. Bodnarowi udało się pozbyć ze stanowiska szefa tej struktury zaufanego człowieka Zbigniewa Ziobry (mowa o Dariuszu Barskim) i doprowadzić do tego, że objęła je osoba, z którą jest w stanie sprawnie współpracować (chodzi o Dariusza Korneluka). PK działa i robi swoje, dzięki czemu rząd jest w stanie realizować swoją politykę karną.

Koalicja obiecywała rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Projekt jest gotowy, lada chwila powinien zostać przyjęty przez rząd. Prezydent zapewne nie podpisze tej ustawy, rządzącym się więc nie śpieszy. Trzeba jednak przyznać, że prace się toczą.

Tego samego nie można powiedzieć o projekcie, który ma stanowić remedium na problem neosędziów. Tu widać tarcia między MS, organizacjami pozarządowymi a środowiskiem sędziowskim. Każdy ma inny pomysł, jak potraktować sędziów powołanych przez wadliwą KRS. Prace legislacyjne trwają, a neosędziowie dalej produkują orzeczenia, za które później jako podatnicy musimy płacić odszkodowania.

Nadal działają również TK i KRS. Sąd konstytucyjny wydaje kolejne wyroki. KRS zaś wskazuje prezydentowi kandydatów na neosędziów. Podobnie jest w SN – na jego czele wciąż stoi osoba, która została powołana na urząd sędziego SN w wadliwej procedurze, a obsadzona w całości neosędziami Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nadal produkuje orzeczenia. Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno dopatrzeć się spektakularnych sukcesów rządu w obszarze przywracania praworządności.

To prawda, że wielu problemów nie da się załatwić, bo funkcję głowy państwa sprawuje osoba, która nie zamierza współpracować z rządzącymi. Nie ma się jednak co łudzić, że zmiana lokatora Pałacu Prezydenckiego rozwiąże problemy i niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki polski wymiar sprawiedliwości, dzięki podpisaniu przez nowego prezydenta kilku ustaw, błyskawicznie wróci do równowagi. ©℗

ikona lupy />
Jak oceniasz rząd Donalda Tuska po roku od zaprzysiężenia? / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe