Jeśli jest jedna rzecz, która łączy polskich użytkowników platform społecznościowych, wydaje się nią sprawa patoinfluencera działającego pod pseudonimem Crawly. Przypomnijmy: publikuje on treści w kilku serwisach społecznościowych. Jego działalność polega na zakłócaniu pracy centrów handlowych (przebiera się za gnoma i wchodzi do przebieralni, na zaplecza restauracji czy za kasy) i generalnie podburzaniu porządku społecznego. Choć należałoby właściwie napisać: polegała. Władysława Olijnyczenko, bo to prawdziwe imię i nazwisko patoinfluencera, pod koniec listopada wydalono z Polski.
Jak poinformował Jacek Dobrzyński, rzecznik MSWiA, mężczyzna został zatrzymany w Warszawie 29 listopada i tego samego dnia przewieziono go na granicę. Chwilę po godz. 21 został przekazany ukraińskim służbom granicznym na przejściu w Dorohusku. Jak podała Wyborcza.pl, MSWiA podjęło decyzję o deportacji Olijnyczenki na wniosek kierującego Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego Rafała Syryski.
Po tym, jak wrócił na Ukrainę, patoinfluencer ma zakaz ponownego wjazdu do Schengen przez najbliższe 10 lat. Według informacji przekazanych przez Dobrzyńskiego od 18 listopada Olijnyczenko widnieje w Systemie Informacyjnym Schengen. To baza danych prowadzona przez Komisję Europejską. SIS jest wykorzystywany przez 31 krajów europejskich do wyszukiwania informacji o osobach i podmiotach w celach związanych z bezpieczeństwem narodowym, kontrolą graniczną i egzekwowaniem prawa.
Choć komentujący sprawę w serwisach społecznościowych raczej odetchnęli z ulgą i zaczynali już życzyć patoinfluencerowi powodzenia na froncie rosyjsko-ukraińskim (także za pomocą AI, parodiując jego filmiki z TikToka – na jednym z nich w przebraniu gnoma przeciska się między żołnierzami w okopach), patoinfluencer nagle objawił się w… czeskiej Pradze. A przynajmniej tak utrzymuje.
Gnom zniknął z TikToka. Ale z Instagrama czy Telegrama nie. Tam patostreamer wciąż działa
Co wiemy o tej sytuacji?
W jednym z filmików opublikowanych w social mediach widzimy Olijnyczenkę w dorożce. W tle słychać jego głos: „Na razie chłopaki życie po deportacji z Polski bardzo się pogorszyło. Muszę poruszać się takim transportem. Co robić, nie mam już pieniędzy na taksówki. Jeśli ktoś ma jakieś pomysły, co robić, napiszcie. Tak nie da się żyć” – mówi, a następnie przekierowuje telefon tak, że obiektyw łapie zaparkowany czeski radiowóz.
A to nie koniec, bo w serwisie Instagram opublikował z kolei oświadczenie, w którym przekonuje, że nie jest rosyjskim szpiegiem (według hipotezy Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych działania Crawly’ego mogą być elementem wojny hybrydowej, a osłabianie porządku – celowym działaniem) i zapowiada serię pozwów wobec polskich mediów oraz polityków, którzy mieli godzić w jego dobre imię.
I, wisienka na torcie, oskarża Polskę o tłumienie wolności słowa: „Jeszcze nigdy od czasów PRL wolność słowa i możliwość wyrażania siebie nie były tak zagrożone jak obecnie” – napisał.
Choć więc fizycznie Olijnyczenko nie może podważać porządku społecznego w Polsce, nadal wykorzystuje do tego swoje kanały w mediach społecznościowych. Po filmie z praskiej dorożki od razu pojawiły się komentarze, które obwiniają polskie służby o nieskuteczność. Podburzają szacunek do nich czy ich pozycję w Unii Europejskiej (według części anonimowych komentarzy Czesi mieli zignorować polską decyzję o wydaleniu patoinfluencera). Sęk w tym, że wideo mogło być nagrane znacznie wcześniej. Jeśli wpis do SIS rzeczywiście miał miejsce 18 listopada, influencer miał czas na to, by pojechać do Pragi, przygotować materiał i nieniepokojony wrócić do Polski.
Crawly znalazł też naśladowców
W internecie pojawiły się filmiki z kolejnymi gnomami przeszkadzającymi w centrach handlowych.
Choć więc patoinfluencer został wydalony, nadal może wpływać na polską przestrzeń informacyjną. I to jest miejsce, którym obecnie powinny się zająć służby państwowe. Co ciekawe, gnom już zniknął z TikToka (ma siedzibę w Singapurze, należy do chińskiej spółki ByteDance) – jak potwierdziły nam służby prasowe platformy, został zablokowany za łamanie regulaminu. Tego samego nie zrobił należący do amerykańskiego koncernu Meta Instagram ani mający siedzibę w Dubaju (ale założony przez Rosjanina, obecnie z francuskim obywatelstwem, Pawła Durowa) Telegram. Tam może działać bez przeszkód. Być może właśnie tam powinny też zadziałać polskie służby. ©℗