- Spalanie plastiku nie rozwiązuje problemu jego utylizacji, bo generuje nadmierne CO2 i tzw. wieczne chemikalia. Wyjściem mogą być biologiczne metody jego recyklingu - mówi Szymon Niemczura, ekspert zrównoważonego rozwoju, dyrektor organizacji not-for-profit Ecomyko.
Recycling plastiku w dobie prośrodowiskowej polityki UE to obecnie intratny biznes?
ikona lupy />
Szymon Niemczura, ekspert zrównoważonego rozwoju, dyrektor organizacji not-for-profit Ecomyko / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Gdyby taki był, to świat nie miałby problemu z ogromną ilością plastikowych odpadów, które zalegają głównie na wysypiskach, w rzekach, morzach i oceanach. Recykling plastiku jest trudnym procesem, zarówno na etapie jego selekcji, oczyszczania, jak i przetwarzania. Drugą barierą znacząco ograniczającą opłacalność tego biznesu są ograniczenia we właściwościach fizycznych finalnego produktu, bo do większości produktów konsumpcyjnych odzyskany plastik ma ograniczone zastosowanie. To wynika z nieco ułomnych właściwości fizycznych i estetycznych finalnego produktu i wysokich oczekiwań konsumentów.

Postęp technologiczny i naukowy nie pomagają?

Pojawiają się nowe metody neutralizacji plastiku, jak chociażby przez łączenie go z enzymami, ale to wciąż wymaga dużych nakładów finansowych. Nasza firma pracuje nad technologią, która sprawi, że recykling stanie się opłacalny, a plastik zostanie przetworzony w produkty do dalszego użytkowania. Mówiąc w uproszczeniu, mieszamy odpad plastikowy z żywą grzybnią, która go zjada i w efekcie powstanie nowy, w pełni biodegradowalny produkt w formie gąbki czy materiału grzybowego. Nakarmiona plastikiem grzybnia może mieć zastosowanie jako materiał izolacyjny, alternatywa dla folii bąbelkowej czy wkładu tekturowego. Prowadzimy testy laboratoryjne tej metody, jeszcze nie jesteśmy na etapie wprowadzenia produktu na rynek, więc komercyjne wykorzystanie tej technologii pozostaje na razie melodią przyszłości.

Raport ONZ wskazuje, że do 2050 r. ilość odpadów plastikowych prawie się potroi.

Z roku na rok odzyskujemy coraz więcej plastiku, ale i tak nie nadążamy za wzrostem produkcji. Do końca lat 70. XX w. skala produkcji plastiku była tak niewielka, że byliśmy w stanie bezpiecznie zutylizować każdy kilogram odpadu. W kolejnych dwóch dekadach produkcja się potroiła, a w dekadzie XXI w. wzrosła o więcej niż w poprzednich 40 latach. To pokazuje, z jakim wyzwaniem się mierzymy. Obecnie generujemy 400 mln t odpadów plastiku rocznie, a agenda ONZ ds. środowiska przewiduje, że przy obecnym tempie wzrostu popularności plastiku ta wartość do 2050 r. wzrośnie do 1100 mln t.

Co więc dziś dzieje się z niepotrzebnym plastikiem?

Producentom i podmiotom zajmującym się odpadami znacznie bardziej kalkuluje się oddać plastikowe odpady do spalarni. W wysoko rozwiniętych krajach, jak Polska czy inne kraje OECD, na wysypiska śmieci lub bezpośrednio do spalarni trafia 80–90 proc. plastiku. W innych krajach, w których technologia spalania nie jest tak rozwinięta i w których obowiązują inne regulacje prawne czy społeczne podejście do problemu śmieci, zdecydowana większość zużytego plastiku kończy w rzekach i oceanach. Z ok. 7 mld t tego tworzywa, jakie zostało wyprodukowane przez człowieka, jedynie ok. 10 proc. przeszło recykling. Skala tego problemu jest ogromna, bo prawie 40 proc. to plastik jednorazowy, np. opakowania żywności. Spalarnie nie rozwiązują problemu, bo każda tona spalonego plastiku oznacza 3 t CO2 generowanego do powietrza, czyli więcej niż w przypadku spalania benzyny czy ropy. Oprócz CO2 do środowiska uwalniają się toksyczne związki, w tym tzw. wieczne chemikalia.

To temat, o którym dużo się mówi w UE, czy to nadal pomijany problem?

W Europie Zachodniej, a szczególnie w krajach skandynawskich, społeczne podejście do kwestii środowiskowych jest diametralnie inne niż w Polsce, ale i tam problem plastikowych śmieci nie został rozwiązany ze względu na zbyt wysokie koszty. Niemniej wiele jednostek samorządowych – na poziomie miast czy regionów – uruchamia własne programy zajmujące się odpadami plastikowymi. Dodatkowym problemem jest brak jasnej, długofalowej i ciągłej polityki UE zarządzania odpadami i CO2. Pojawiły się regulacje, zgodnie z którymi do 2030 r. spalarnie miały być obłożone dodatkowymi opłatami za produkcję CO2. Biorąc pod uwagę przewidywane ceny praw do emisji, byłby to koszt rzędu ok. 150 euro za każdą tonę CO2. To diametralnie zmieniłoby ekonomiczne spojrzenie na opłacalność spalania, pojawiłby się duży rynkowy bodziec do szukania alternatywy choćby w kierunku wspomnianych biotechnologii z wykorzystaniem enzymów czy grzybni. Kwestia tych opłat została jednak podana w wątpliwość, więc od strony legislacyjnej panuje chaos, który utrudnia kształtowanie długofalowej polityki zarządzania odpadami plastikowymi.

Polska próbowała taką politykę na poziomie krajowym wypracować?

Od lat zajmuję się od strony badawczej i biznesowej tymi zagadnieniami i nie dostrzegam zainteresowania problemem odpadów ze strony naszej administracji. Choć ekologia i klimat są coraz ważniejsze dla społeczeństwa i powoli budzi się poczucie odpowiedzialności za środowisko, to nadal brakuje kooperacji na linii nauka–biznes–samorządy. W tym tygodniu odbędzie się pierwsza edycja GreenBio Forum poświęconego rozwojowi biotechnologii i biogospodarki i być może będzie to impuls do przyspieszenia działań w kierunku opracowania długoletniej koncepcji zarządzania odpadami w Polsce. Na razie stawiamy na tradycyjne metody utylizacji plastiku. Przykładem może być Kraków, który otworzył nowoczesną spalarnię śmieci, która oprócz utylizacji odpadów produkuje też energię i podgrzewaną wodę.

W Polsce główną barierą rozwojową w branży biotechnologicznej jest brak finansowania. Start-upy muszą rywalizować z wielkimi korporacjami, np. farmaceutycznymi. Sprowadza się to do problemu choćby z wynajmem laboratoriów, które – choć na wielu uczelniach świetnie wyposażone – pozostają poza możliwościami finansowymi małych podmiotów badawczych. Dlatego niektóre znane mi start-upy prowadzą działalność dosłownie w garażach i choć znamy wiele pięknych historii biznesowych, które miały początek w domowych warunkach, to akurat branża biotechnologiczna wymaga specjalistycznych warunków laboratoryjnych.

Zarządzanie biogospodarką powinno być oddane w ręce prywatnego sektora czy jednak to państwo musi wziąć na siebie ciężar utylizacji odpadów?

Jak w wielu innych obszarach powinna wykształcić się synergia między biznesem a administracją publiczną. Przykładem może być Francja, która stworzyła odgórną strategię, w której start-upy biotechnologiczne znakomicie się rozwijają. Taki ekosystem start-upów, uczelni, samorządów i administracji centralnej powinniśmy przenieść do Polski. To jest branża kapitałochłonna, wiele start-upów nie jest w stanie wyjść poza opracowania koncepcyjne. Jednocześnie wielu polskich naukowców pracuje dla zachodnich firm – albo za granicą, albo w Polsce dla globalnych firm farmaceutycznych. Mam wrażenie, że kapitał ludzki w Polsce nie jest odpowiednio wykorzystany, a przecież biotechnologia ma zastosowanie w wielu gałęziach gospodarki, nie tylko w utylizacji odpadów. Spójrzmy na rolnictwo – dość prężnie rozwija się segment bionawozów i biowsparcia upraw roślinnych, a społeczna świadomość dotycząca ekologii w procesie produkcji żywności oraz zdrowego żywienia się zwiększa. Wraz z rozwojem nauki w segmencie rolnym będziemy odchodzić od tradycyjnej chemii rolniczej i warto, żeby Polska była forpocztą tych zmian. Kwestie technik genomowych, które będą stymulować transformację sektora rolno-spożywczego, będą istotnym punktem dyskusji podczas wspomnianego forum biotechnologicznego. Jako środowisko liczymy na większą integrację nauki, biznesu i administracji, żeby wspólnie wypracować wieloletnią strategię rozwoju biotechnologii w Polsce. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski