W środowym wydaniu DGP opisaliśmy, jak wiceminister rozwoju Jacek Tomczak w Sejmie przekonywał posłów do poparcia projektu ustawy o kredycie mieszkaniowym #naStart.

Powoływał się przy tym na analizy, które miały udowadniać, że bez dopłat do kredytów spadnie podaż mieszkań, a ceny na rynku wzrosną. Jak udowodniliśmy, słowa te nie miały pokrycia w przedstawionych dokumentach. Udostępniona nam analiza Instytutu Techniki Budowlanej, na którą chętnie w wywiadach powoływał się wiceminister, nie dotyczyła programu kredytowego, a jedynie cen materiałów i wyrobów budowlanych.

Tego samego dnia dziennikarze Wirtualnej Polski poinformowali, że wiceminister rozwoju od lat współpracuje z deweloperami poprzez swoją kancelarię notarialną. „W ostatnich czterech latach wygenerowano miliony złotych przychodu na umowach sprzedaży co najmniej 1717 nowych mieszkań” – czytamy w publikacji WP.

Jacek Tomczak nie przyznał się do błędu. W lakonicznym i niepodpisanym oświadczeniu MRiT przekazano jedynie, że wiceszef resortu złożył rezygnację „w trosce o dobro i wizerunek resortu”. Polityk w rozmowie z Polsat News stwierdził, że jego dymisja jest związana z licznymi „hejterskimi atakami”. „W tej sytuacji, w tym klimacie, najlepszym rozwiązaniem jest złożenie rezygnacji po to, żeby pozwać te osoby, które dokonały tych nieuczciwych, kłamliwych, oszczerczych ataków i wyegzekwować od nich przeprosiny w sądzie' – poinformował były już wiceminister.

Wiceminister wybrał więc dość typową w polityce linię obrony – zamiast zmierzyć się z zarzutami, zarzucił dziennikarzom hejt i zagroził pozwami. Czy którykolwiek z przedstawicieli mediów będzie musiał dowodzić swoich racji przed sądem? Szczerze wątpię. Gdyby jednak jeden z pozwów trafił na adres naszej redakcji, byłbym nawet ucieszony. Chętnie usłyszałbym, jak Jacek Tomczak na sali sądowej doszukuje się w dokumencie Instytutu Techniki Budowlanej czegoś, czego zwyczajnie w nim nie ma.

Historia z Jackiem Tomczakiem uwidacznia problem, o którym w ostatnim czasie mówiło się zdecydowanie za mało. Myślę tu o roli, którą na polskiej scenie politycznej odgrywa Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Resort – przynajmniej na papierze – jest jednym z najważniejszych ośrodków gospodarczych rządu. Nadzoruje działy: gospodarka, budownictwo, planowanie i zagospodarowanie przestrzenne oraz mieszkalnictwo. Odpowiada za m.in. konkurencyjność gospodarki, współpracę z zagranicą, innowacyjność, promocję polskiej gospodarki, rozwój przedsiębiorczości, transformację cyfrową gospodarki, a także wspieranie mieszkalnictwa, rewitalizację, rozwój infrastruktury komunalnej czy nadzór architektoniczno-budowlany. W każdym z tych obszarów mamy wiele do nadrobienia, a problemy do rozwiązania można by wyliczać bez końca: począwszy od budowania konkurencyjności polskiego przemysłu czy wyzwań technologicznych spoczywających na polskim biznesie, przez walkę z deficytem mieszkaniowym i wysokimi cenami na rynku, kończąc na reformie planistycznej i jej skutkach.

Tymczasem niecały rok rządów Koalicji 15.X to dla MRiT okres ciągłych zmian. W resorcie nie pracuje już żaden z polityków, którzy w grudniu i styczniu obejmowali w nim funkcje kierownicze. W ciągu niecałych 11 miesięcy z resortu odeszli: Krzysztof Kukucki (prezydentura we Włocławku), Krzysztof Hetman (objęcie mandatu europosła), Waldemar Sługocki (dymisja po braku udziału w sejmowym głosowaniu nad nowelizacją prawa aborcyjnego), Ignacy Niemczycki (przeniesienie do kancelarii premiera) i Jacek Tomczak (dymisja po publikacjach DGP i WP). W ubiegłym miesiącu zmienił się również dyrektor generalny – Wacława Turka zastąpił Michał Graczyk.

Taki stan rzeczy powoduje, że efektywne zarządzanie ministerstwem staje się zwyczajnie niemożliwe. Podział kompetencji pomiędzy ministrami co kilka tygodni staje się nieaktualny. Przy ciągłej rotacji trudno zadbać również o spójną wizję. Najdobitniej widać to w przypadku programów mieszkaniowych – nadal nie wiadomo, jak wygląda pomysł rządu na tę dziedzinę, kto za nią odpowiada i kiedy poszczególne rozwiązania wejdą w życie.

Profesor Mikołaj Lewicki w rozmowie z DGP stwierdził niedawno, że „działem mieszkalnictwa zarządza ministerstwo dziwnych kroków”. Nie minęło parę tygodni, a okazuje się, że przy placu Trzech Krzyży szyld zmieniono ponownie. MRiT to dziś Ministerstwo Rozgardiaszu i Tymczasowości. Patrząc na wagę problemów, jakie stoją dziś przed Polską, pozostaje tylko wątła nadzieja, że resort jak najszybciej wróci do oryginalnej nazwy. ©℗