Najpierw resort zdrowia zachęcał koncerny farmaceutyczne w Polsce do uruchomienia produkcji płynów infuzyjnych, a teraz, jak dowiedział się DGP, Ministerstwo Obrony Narodowej i RARS namawiają je do wytwarzania indywidualnych zestawów autostrzykawek (IZAS) dla wojska. Te pozwalają przetrwać żołnierzowi na polu walki do czasu, kiedy nie zajmą się nim medycy.

Do niedawna wytwarzał je dla wojska niszowy producent, jednak obecnie nie ma kto uzupełniać zapasów. A te stanowią zasoby strategiczne na wypadek potrzeby udziału w konflikcie zbrojnym, co, jeśli wziąć pod uwagę sytuację za wschodnią granicą, jest prawdopodobne.

– IZAS ma wymiary etui na okulary i zawiera ampułkostrzykawki z morfiną albo innym lekiem przeciwbólowym, z diazepamem, czyli lekiem przeciwdrgawkowym, i atropiną, która blokuje receptory przy skażeniu chemicznym. Ampułkostrzykawka to forma prostego w obsłudze zastrzyku, który można sobie podać do mięśnia – uda lub ramienia. Taki zestaw żołnierze mają zwykle w indywidualnej apteczce w plecaku – tłumaczy Sławomir Butkiewicz, wiceszef Zespołu Pomocy Humanitarno-Medycznej (ZPHM) przy KPRM, ratownik medyczny i były policjant Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji „BOA”.

A były szef GROM gen. Roman Polko precyzuje, że oprócz IZAS część jednostek zapewnia żołnierzom zestawy przeciwchemiczne w postaci płynów immunologicznych lub IPLS – indywidualny pakiet do likwidacji skażeń. – Oczywiście w GROM na misjach zawsze towarzyszył nam paramedyk, który mógł udzielić pomocy w sytuacjach trudnych – dodaje gen. Polko.

Leki tracą przydatność do użycia

Choć wojsko ma w wyposażeniu niezbędną liczbę IZAS, to trzeba je regularnie wymieniać, bo leki tracą przydatność do użycia. Według naszych rozmówców okres ich przydatności do użycia to około trzech lat.

Produkcja IZAS jest kluczowa nie tylko dla wojska. Zdaniem Sławomira Butkiewicza IZAS powinni mieć na wyposażeniu nie tylko żołnierze, lecz wszystkie służby narażone na atak, a więc także policjanci, szczególnie oddziałów kontrterrorystycznych, funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa czy strażacy z jednostek CBRN (reagujących na zagrożenia ze strony broni masowego rażenia – chemicznego, biologicznego, radiacyjnego i nuklearnego).

– Brak IZAS to kolejny dowód na to, że bezpieczeństwo lekowe jest ważnym elementem bezpieczeństwa strategicznego i geopolitycznego Polski. Jeżeli nie będziemy mieli adrenaliny, morfiny i atropiny, to nasi żołnierze nie będą mieli szansy przeżycia. Niebezpieczny jest też brak produkowanych w Polsce antybiotyków i leków przeciwzapalnych i przeciwbólowych, bo bez nich w sytuacji wojny hybrydowej jest zagrożone społeczeństwo – mówi prof. Marcin Czech, lekarz, były wiceminister zdrowia ds. polityki lekowej i autor dokumentu strategicznego „Polityka lekowa państwa na lata 2018–22”, w którym zaznaczono potrzebę wzmocnienia produkcji leków na terenie Polski.

Powrót do produkcji

Masowa produkcja tego rodzaju zestawów odbywała się w Polsce jeszcze na początku lat 2000. Potem się z niej wycofano, a zestawy wytwarzała na potrzeby wojska niszowa firma, która przestała to robić. Według naszych źródeł powrót do produkcji jest o tyle ważny, o ile zamówienie zestawów za granicą graniczy z cudem. Zapotrzebowanie rośnie, a producentów jest niewielu. Zestawy są więc robione głównie na potrzeby lokalnych rządów, a nie na eksport.

– Otrzymaliśmy zapytanie w tej sprawie i jesteśmy jak najbardziej na tak, bo zależy nam na bezpieczeństwie lekowym kraju. Potrzebujemy jednak wsparcia finansowego na uruchomienie produkcji. Realizacja tego rodzaju przedsięwzięcia z własnych środków, szczególnie że ważny jest czas, nie jest możliwa. To bowiem wymaga postawienia nowych linii produkcyjnych w fabryce, co wiąże się z wydatkiem rzędu 200-300 tys. zł. Potrzebujemy też nakładów na R&D (research and development, badania i rozwój – red.) – mówi DGP przedstawiciel jednego z producentów. I dodaje, że podobnie jak w przypadku firm namawianych do uruchomienia w Polsce produkcji płynów infuzyjnych, jego firma oczekuje gwarancji, że produkowane przez nią zestawy będą sukcesywnie zamawiane i odbierane przez lata. – Słowem: oczekujemy gwarancji zbytu. To musi być współpraca długofalowa, by była opłacalna dla koncernów farmaceutycznych – tłumaczy nasz rozmówca.

Wsparcie dla producentów

DGP zapytał MON o współpracę z producentami leków i jej warunki, jednak do czasu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi w tej sprawie. Podobnie jak od Ministerstwa Rozwoju i Technologii, którego budżet jest wskazywany jako źródło finansowania produkcji.

Eksperci podkreślają, że to nie są ogromne środki. W sytuacji gdy fabryka istnieje i w grę wchodzi jedynie dostawienie nowych linii produkcyjnych do wytwarzania m.in. adrenaliny czy morfiny w ampułkostrzykawkach, to kwota liczona w milionach, nie miliardach złotych. Co innego, gdy chodzi o budowę zupełnie nowej fabryki i jej wyposażenie zupełnie od podstaw. Wtedy nakłady rosną do nawet 25 mld zł.

W odpowiedzi na pytanie o gotowość inwestycji w produkcję leków w Polsce biuro komunikacji resortu zdrowia napisało: „Prowadzimy konsultacje z krajowymi producentami leków, którzy zostali poproszeni o przedstawienie obszarów, w których oczekiwaliby wsparcia, oraz propozycji rozwiązań, których wdrożenie skłoniłoby do uruchomienia/utrzymania produkcji. Obecnie wpływają do nas propozycje przemysłu, które zostaną poddane analizie z uwzględnieniem właściwości resortowej”.

Farmaceuci zauważają, że dyskusja o produkcji ampułkostrzykawek z adrenaliną powróci przy okazji tematu ich dostępności dla osób uczulonych, np. na jad owadów błonkoskrzydłych (os, szerszeni, pszczół i trzmieli). Część z nich ampułkostrzykawki z adrenaliną nosi przy sobie w sezonie letnim, szczególnie podczas wypraw do lasu czy nad wodę. Jednak ocieplenie klimatu powoduje większą aktywność os i szerszeni także w miastach, a ostatnio mówi się o nowym gatunku – szerszeniu azjatyckim – który pojawił się w Niemczech i niebawem może zjawić się w Polsce. ©℗