To wyraźny zwrot w kierunku polityki, w której migracja jest przedstawiana przede wszystkim jako zagrożenie, z którym obecny rząd rzekomo potrafi sobie poradzić w przeciwieństwie do swoich poprzedników. Taka narracja przeważała w przemówieniu premiera. Niestety niemal całkowicie pominięty został pozytywny aspekt migracji. Zabrakło także odpowiedzi na pytanie, czy i dlaczego Polska potrzebuje imigrantów. Pojawiły się jedynie asekuracyjne wzmianki o uczciwych cudzoziemcach, którzy chcą się integrować i np. studiować w naszym kraju.
Donald Tusk oświadczył, że jednym z elementów strategii będzie czasowe, terytorialne zawieszenie prawa do azylu.
To absolutnie fatalne stwierdzenie, które wzbudziło ogromne oburzenie wśród osób broniących praw uchodźców. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak premier Tusk zamierza to przeprowadzić.
Zakładam, że szef rządu miał na myśli granicę z Białorusią. Prawdopodobnie plan polega na tym, że osoby, którym udało się nielegalnie przekroczyć granicę, a zostały zatrzymane przez polskie służby – i nie poddano ich natychmiastowemu push backowi, np. ze względu na interwencję wolontariuszy działających na rzecz praw uchodźców – będą pozbawiane prawa do ubiegania się o ochronę międzynarodową. Odmowa ta może być uzasadniana tym, że migranci powinni złożyć wniosek o ochronę w pierwszym bezpiecznym kraju, do którego przybyli po opuszczeniu swojego państwa. Absurdalnie, może to prowadzić do próby dowodzenia, że Białoruś pod rządami Alaksandra Łukaszenki jest „bezpiecznym” miejscem, gdzie można szukać ochrony – co, oczywiście, brzmi groteskowo.
Nie znamy planów rządu. Nie wiemy, jak miałoby to wyglądać. Nie zamierzam również usprawiedliwiać takiej polityki, ponieważ humanitaryzm uważam za wartość absolutnie fundamentalną. Zwrócę natomiast uwagę na sytuację, w której znajduje się premier i rząd. Poprzedni rząd prowadził politykę migracyjną opartą na tuszowaniu problemu – granica była pilnowana, ale jeśli ktoś ją przekroczył, traktowano to jako sprawę marginalną, bo większość migrantów i tak chciała dotrzeć do Niemiec. Obecnie Berlin wyraźnie kontroluje granice i próbuje ograniczyć napływ osób, które nielegalnie przekroczyły terytorium Polski w drodze do nich. To realny problem – według danych Komisji Europejskiej w Niemczech przebywa obecnie około ćwierć miliona nielegalnych imigrantów. Wielu z tych ludzi wcześniej próbowało przekroczyć granicę, zostali zatrzymani, pobrano od nich odciski palców, a mimo to – po kolejnych próbach – niektórzy zdołali przedostać się dalej. Trzeba jednak pamiętać, że to nie zawsze są przestępcy, lecz bardzo często zwykli ludzie. Polskie służby nie zatrzymały tych osób, co ostatecznie pozwoliło im dostać się do Niemiec. Teraz, jeśli Niemcy skorzystają z systemu, mogą mieć prawo do ich zawrócenia do Polski. Istnieje realna możliwość, że to właśnie Polska będzie musiała przyjąć tych ludzi z powrotem.
Trudno jednoznacznie ocenić, ponieważ nie znamy jeszcze konkretnych założeń strategii. Raport zlecony Komitetowi Badań nad Migracjami Polskiej Akademii Nauk, zatytułowany „Polityka migracyjna Polski w opiniach aktorów instytucjonalnych”, został przygotowany na zlecenie wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Macieja Duszczyka, odpowiedzialnego w resorcie za kwestie migracyjne. Miał on na celu ocenę dotychczasowej polityki migracyjnej, wskazując, co było dobre, a co wymaga poprawy. Jako badacze nie wyrażaliśmy własnych opinii, lecz zebraliśmy je m.in. od pracodawców, organów administracji różnych szczebli, a także organizacji pozarządowych. Kwestia bezpieczeństwa rzeczywiście często pojawiała się jako kluczowy cel polityki migracyjnej w opiniach ankietowanych, ale zwracali oni również uwagę na konieczność humanitarnego podejścia do tych kwestii.
Dla mnie najważniejszy jest pragmatyzm. Musimy pogodzić kwestię bezpieczeństwa z potrzebami polskiej gospodarki. Niepokoją mnie wypowiedzi premiera Donalda Tuska i szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Przykładem są choćby wizy studenckie. Zgodzę się, że za poprzedniego rządu wizy były wydawane zbyt liberalnie, ale nie możemy popadać w skrajności. Ostatnio otrzymałem informację, że na jednej z największych polskich uczelni 500 zagranicznych maturzystów, którzy dostali się na studia, nie otrzymało wiz i nie podjęło nauki. Jeśli podobna sytuacja ma miejsce na innych uczelniach, to łącznie kilka tysięcy uczciwych studentów mogło zostać pozbawionych możliwości nauki. Nie mówimy tutaj o przypadkowych szkołach, ale o uznanych instytucjach z ugruntowanymi zasadami rekrutacyjnymi. I to bardzo zły sygnał, bo ci studenci mają przecież swoje rodziny i znajomych. Przekaz jest taki, że Polska staje się coraz mniej przyjaznym krajem dla migracji edukacyjnych. A przecież to mogłoby być ogromnym atutem, zarówno dla polskiej gospodarki, jak i dla samych uczelni. Szczególnie w obliczu niżu demograficznego, o którym wspominał premier. ©℗