Umowa za 250 mln zł dotycząca monitoringu zagrożeń śródlądowych wód powierzchniowych, w tym Odry, a także budowy systemu wczesnego ostrzegania, prawdopodobnie zostanie rozwiązana – dowiedział się DGP.
Projekt został zapowiedziany po katastrofie na Odrze w 2022 r., a w 2023 r. podpisano umowę z Instytutem Rybactwa Śródlądowego (IRŚ). – Celem projektu jest zbieranie w czasie rzeczywistym danych służących ochronie środowiska i zdrowia publicznego. W jego ramach w rzekach i jeziorach naszego kraju zostanie rozmieszczonych ponad 800 nowoczesnych stacji pomiarowych – przekazuje DGP Marek Czarkowski, rzecznik prasowy IRŚ. Obecnie działa 48 sond, w tym 30 na Odrze. – Ponad 200 sond zostało zmontowanych i względnie szybko mogą być one zainstalowane – dodaje rzecznik.
Umowa do rozwiązania
NFOŚiGW podkreśla, że system miał powstać do końca tego roku. Tymczasem przeprowadzona w kwietniu kontrola wykazała ryzyko niezrealizowania przedsięwzięcia w terminie. – Wynika to z niskiego stanu zaawansowania finansowego i rzeczowego oraz niezakontraktowania całości zakresu rzeczowego przedsięwzięcia – przekazuje DGP NFOŚiGW. Dodaje, że IRŚ nie dotrzymał terminów pośrednich w realizacji umowy. NFOŚiGW zawiesił więc realizację umowy, dokonywanie wypłat i rozliczanie wydatków do czasu wykonania zaleceń sformułowanych po przeprowadzonych kontrolach. Dotychczas IRŚ przekazano 52,9 mln zł, z czego 52,2 mln zł w formie zaliczki.
IRŚ podkreśla, że niewielkie opóźnienia miały miejsce na początku 2024 r., jednak zostały nadrobione. – W czerwcu br. fundusz przesłał nam pismo, w którym domagał się kontynuacji prac. Instytut od maja prowadzi korespondencję z NFOŚiGW, informując, że wstrzymanie finansowania projektu negatywnie odbije się na jego realizacji – mówi Marek Czarkowski. Chodzi m.in. o brak możliwości ogłoszenia kolejnych przetargów na dostawy sprzętu i realizację usług informatycznych.
– Planujemy rozwiązać umowę z IRŚ za porozumieniem stron. Jesteśmy na etapie finalizacji tej decyzji, przekazaliśmy naszą propozycję do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi – mówi DGP Urszula Zielińska, wiceministra klimatu i środowiska. IRŚ podlega pod MRiRW. Resort jednak nie chce komentować sprawy. – Właściwym do oceny realizacji umowy w przedmiotowej sprawie jest NFOŚiGW – przekazuje nam ministerstwo w odpowiedzi na pytania.
Monitoring na życzenie społeczne
Projekt niemal od początku był objęty szczególną kontrolą instytucji państwowych. Rzecznik IRŚ wymienia objęcie przez CBA „tarczą antykorupcyjną”, kontrolę przez MRiRW, NIK, NFOŚiGW i kontrolę poselską. – Jak dotychczas żadna z instytucji państwowych oficjalnie nie przedstawiła nam zarzutów związanych z realizacją projektu – mówi Marek Czarkowski.
Samo wyznaczenie IRŚ jako instytucji do realizacji tego zadania było jednak szeroko komentowane. Monitoringiem środowiska zajmuje się bowiem GIOŚ. Wiceministra Urszula Zielińska mówi DGP, że umowa ma wątpliwą konstrukcję. – Co do zasady, monitoring środowiska jest prowadzony na bazie bardzo szczegółowej ustawy. Tymczasem nagle za bardzo wysoką kwotę powstał równoległy twór, w dodatku realizowany z opóźnieniami – tłumaczy.
– Poprzedni rząd szybko podpisał umowę z IRŚ, bez wystarczającej analizy, jaki jest cel tego monitoringu, czy i w których miejscach powinien się znaleźć. Zabrakło też m.in. zarządzania kryzysowego, mówiącego o tym, co zrobić, jeśli monitoring wykryje realne zagrożenie. Zakładanie, że monitoring rozwiąże wszystkie nasze problemy, jest błędem – mówi DGP Maria Włoskowicz, prawniczka z Fundacji Frank Bold.
Monitoring IRŚ miał być „systemem wczesnego ostrzegania”. Dziś jednak, jak czytamy w komunikacie międzyresortowego zespołu ds. Odry, aktywny model hydrologiczny, który umożliwia prognozowanie sytuacji na rzece i wzajemne „widzenie się” zrzutów przemysłowych, buduje IMGW-PIB. Nie jest do końca jasne, jaką rolę odgrywa przy tym monitoring IRŚ.
A co z zasoleniem?
Wciąż brakuje też odpowiedzi na przyczynę katastrofy na Odrze, czyli wysokiego zasolenia rzeki. Wcześniej oczekiwano, że propozycja w tym zakresie znajdzie się w nowelizacji tzw. specustawy odrzańskiej. Tak się jednak nie stało.
Przemysław Koperski, wiceminister infrastruktury, podkreślał w zeszłym tygodniu, że projekt jest tylko pierwszym krokiem, który jest możliwy do osiągnięcia „w miarę szybko”. Nie znalazły się tam więc zapisy dotyczące podwyższenia opłat za zrzuty solanki do rzek ani wymóg posiadania instalacji odsalających. Przemysław Koperski podkreślał, że wymaga to konsultacji międzyresortowych. Według niego zmuszanie do posiadania instalacji odsalających nie jest dobrym rozwiązaniem. – To muszą być instrumenty zachęcające – przekonywał.
– Systemów odsalania nie da się wprowadzić z dnia na dzień. To dość długotrwała inwestycja. Wcześniej można za to koordynować zrzuty z zakładów – jest to prostsze i możliwe do wdrożenia stosunkowo szybko. Chodzi o to, żeby do rzeki nie trafiały nagle ścieki z wielu zakładów, szczególnie przy niskim poziomie wody – mówi Maria Włoskowicz.
Niezbędnym warunkiem jest także budowa odpowiednich systemów retencyjno-dozujących przez zakłady. – W obowiązującej wersji specustawy odrzańskiej systemy te są dobrowolne, a w dodatku mają umożliwiać wstrzymanie ścieków przez pięć dni. To jednak zdecydowanie za mało – zakłady powinny mieć taką możliwość przez przynajmniej 30 dni – tłumaczy ekspertka
Okazuje się jednak, że zmian w tym zakresie w ramach specustawy także nie będzie, choć, jak przekonywał Jacek Jasnowski z departamentu gospodarki wodnej w Ministerstwie Infrastruktury, na temat rozwiązań związanych z zasoleniem „podjęto rozmowy”. Według komunikatu międzyresortowego zespołu ds. Odry „plan inwestycyjny związany z tworzeniem systemów retencyjno-dozujących i instalacji odsalających wody kopalniane” opracowuje Ministerstwo Przemysłu.
Jacek Jasnowski podkreślił jednak, że inwestycje w zbiorniki retencyjno-dozujące należałoby planować w perspektywie kilkuletniej. Nie jest to więc odpowiedź na sytuacje kryzysowe w najbliższych tygodniach czy miesiącach. W dodatku wspomniał, że systemy powinny móc wstrzymać zrzuty „najlepiej przez 20 dni”. ©℗