Coraz groźniej robi się w rejonie Morza Bałtyckiego, a ostatnia aktywność Rosjan przechodzi najśmielsze oczekiwania. Wiele wskazuje na to, że właśnie na Bałtyku może dojść do prawdziwej próby sił, a bezczelności Rosjan niektóre kraje mają po prostu już dość. Były szef BBN, generał Stanisław Koziej wyjawia Gazecie Prawnej, czemu Rosjanie tak prężą muskuły i co z tego może wyniknąć.
Spokojny Bałtyk, który dla wielu Polaków stanie się już wkrótce celem wakacyjnych wypraw, z dnia na dzień staje się też miejscem coraz bardziej bezwzględnej rywalizacji militarnej i gospodarczej. Rosja wykonuje coraz więcej nerwowych ruchów.
Pełno Rosjan nad Bałtykiem. Putin szykuje niespodziankę
Jak poinformował resort obrony Litwy, tylko w ciągu ostatniego tygodnia myśliwce państw NATO przechwyciły w międzynarodowej przestrzeni powietrznej aż 20 rosyjskich samolotów, które nie chciały poddać się identyfikacji. Większość stanowiły myśliwce, ale w jednym przypadku do akcji Rosjanie użyli nawet maszyny pasażerskiej. Tak wielka, rosnąca z dnia na dzień aktywność Rosjan nad Bałtykiem nie dziwi specjalistów, od lat czujnie obserwujących poczynania naszego wschodniego sąsiada.
- Bałtyk jest dla Rosjan ważny, dlatego że utracili na nim bardzo wygodne położenie. Z chwilą wstąpienia Szwecji i Finlandii do NATO w zasadzie Bałtyk dla nich został prawie że zamknięty – mówi Fosalowi generał Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Niepokój Rosjan wzmógł się w ostatnich tygodniach, kiedy to NATO rozpoczęło na Bałtyku wielkie ćwiczenia BALTOPS 24, w których udział bierze 20 członków Sojuszu, ponad 50 okrętów, 45 samolotów i blisko 9000 żołnierzy. I chociaż przestrzeń powietrzna cały czas patrolowana jest przez samoloty zwiadowcze NATO, Rosjanie nie zamierzają odpuścić i za wszelką cenę chcą pokazać, kto rządzi na Bałtyku. W ocenie generała Kozieja widać niepokojącą prawidłowość w ich działaniach teraz z tym, co działo się przed dekadą.
- Dla nich odzyskanie jakiejś kontroli w rejonie Bałtyku staje się powoli takim priorytetem strategicznym, jak kiedyś było zajęcie Krymu, aby panować na Morzu Czarnym. Mnie nie dziwi taka zintensyfikowana aktywność powietrzna Rosjan, bo po pierwsze oni chcą kontrolować wszelkie nasze ćwiczenia i ruchy, próbują zdobyć jak najwięcej informacji o potencjale NATO na Morzu Bałtyckim, o jego przyroście, szkoleniach – mówi generał Koziej.
Szykują atak na „flotę widmo. Jak zareaguje Rosja?
Tymczasem uderzenie w rosyjskie interesy na Bałtyku ma już wkrótce nadejść z najmniej spodziewanej strony. Do akcji postanowiła bowiem włączyć się Dania, która od wielu miesięcy alarmuje, jak wielkim problemem stała się rosyjska „flota widmo”. Mianem tym określa się stare i zdezelowane rosyjskie tankowce, które pływając pod obcą banderą rozwożą po świecie ropę naftową, na której sprzedaż państwa Zachodu nałożyły sankcje.
Jak ujawnił minister spraw zagranicznych Danii, Anders Lokke Rasmussen, jego kraj zebrał grupę sojuszników z NATO w celu opracowania nowych sposobów na powstrzymanie floty widmo na Bałtyku. Nie doprecyzowano co prawda szczegółów, w jaki sposób Zachód mógłby dotkliwie uderzyć w rosyjską „flotę widmo”, ale w ocenie generała Kozieja, są pewne sposoby.
- Gdyby NATO chciało zablokować w jakiś sposób cieśniny duńskie, co nie jest łatwą sprawą, bo w grę wchodzi na przykład prawo międzynarodowe, morskie, ale zapewne gdyby Rosja dawała istotne preteksty, można robić w nich manewry, ćwiczenia, albo podejrzewać, że mają jakieś miny. Mogłoby to utrudniać życie Rosji – mówi generał.
Gdyby doszło do takiej sytuacji, należałoby się spodziewać, iż Rosja nie pozostanie bezczynna i w jakiś sposób będzie chciała odpowiedzieć. Generał jednak uspokaja, że gdzie jak gdzie, ale na Bałtyku nie ma wielkich możliwości, aby odgryźć się państwom Zachodu.
- Mogłaby jedynie propagandowo oskarżać Zachód, ale to w normalnej rywalizacji strategicznej ma niewielkie znaczenie – podsumowuje Stanisław Koziej.