6-7 mandatów – na taki wynik w europarlamencie nastawiali się liderzy Konfederacji w czasie ogłoszenia wyników wyborów samorządowych. – W 2027 chcemy rozdawać w Polsce karty – mówił Witold Tumanowicz, poseł i pełnomocnik wyborczy partii.

Jak pokazują niedzielne exit polls – przewidywania partyjnych liderów były realistyczne. Konfederacja – z wynikiem 11,9 proc. - okazała się trzecią siłą polityczną w Polsce. – To jest największy sukces w historii naszego środowiska – mówił podczas wieczoru wyborczego Sławomir Mentzen, jeden z liderów formacji.

O ile podczas ogłoszenia wyników wyborów w przestrzeni Gama Concept w warszawskim Koneserze było tylu uczestników, co na studenckiej domówce, o tyle tym razem – goście wieczoru wypełniali ją dość szczelnie, a atmosfera była bardzo podniosła. - Każde kolejne wybory zwiększają nasze poparcie, nie było takich wyborów, w których byśmy się cofnęli – przypomniał Mentzen. – w przeciwieństwie do Platformy Obywatelskiej i PiS jesteśmy jeszcze bardzo młodzi, pełni pasji i determinacji – mówił współlider partii. Nagrodziła go gorąca owacja.

Ale prognozowana liczba mandatów objętych przez tę partię to niejedyny powód do radości dla jej członków. W kwietniu na wieczorze wyborczym świętowano tryumf nad Lewicą (którą Konfederacja ustawia jako swojego głównego politycznego wroga). W czerwcu – zwycięstwo nad Trzecią Drogą. Formacja Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka- Kamysza spadła poniżej 10 proc. Nie ma jeszcze danych dotyczących przepływu elektoratu, ale można założyć, że część głosujących na tę formację w wyborach parlamentarnych po prostu przeniosła się do Koalicji Obywatelskiej (pierwsze miejsce w wyborach, ponad 38 proc. w sondażu). Lewica i TD stopniowo rozpuszczają się w koalicyjnym rządzie Tuska, dzieląc los Nowoczesnej czy wcześniej Ruchu Palikota.

Jaki jest teraz polityczny cel konfederatów? Niezmienny – budowa struktur lokalnych, rozpoznawalności polityków poza liderami i poprawa sondażowych wyników. Kiedy konfederaci ocierali łzy po październikowej porażce, jeden z ważnych polityków partii dość szczerze mówił nam, że i tak nie byłoby kim obsadzać wszystkich stanowisk, które należałoby przejąć, kiedy sięga się po władzę. Celem jest tak rozwinąć partię, żeby to zmienić. – W 2027 chcemy rozdawać w Polsce karty – mówił Witold Tumanowicz, poseł i pełnomocnik wyborczy partii.

Przyczółek w Brukseli może pomóc, o ile dostaną się do niej głośni i charakterystyczni posłowie. Wszystko wskazuje na to, że do Brukseli Konfederacja wyśle m.in. Grzegorza Brauna i Annę Bryłkę. - Myślę, że będzie jeszcze straszniej, że Mordor dopiero ryknie – przestrzegał Braun przed Unią Europejską.

- Powiedzieliśmy w kampanii najwięcej krytycznych rzeczy o Unii Europejskiej – przekonywał z kolei współprzewodniczący Konfederacji Krzysztof Bosak. I dodawał: - To był wspaniały czas współpracy, pokaz prawdziwego zjednoczenia sił – zapewniał.

Jak jednak słyszymy między działaczami, ta współpraca była raczej szorstką przyjaźnią. W czasie kampanii wyborczej silnie zaznaczył się podział na „bosakowców” i „mentzenowców”. Liderzy stawali nie za całymi listami, a za kandydatami ze swoich skrzydeł. – Rywalizacje wewnątrz okręgów są pasjonujące – mówił ze sceny Tumanowicz, a Braun przekonywał, że Konfederacja powinna istnieć jako całość.

Sprawdzian tego konserwatywnego małżeństwa z rozsądku już za rok, kiedy trzeba będzie zdecydować, kto zostanie wspólnym kandydatem na prezydenta.