Oskarżony o szpiegostwo były sędzia Tomasz Szmydt ma powody do radości i z powodzeniem może naśmiewać się z ruchów, jakie wykonała Polska, chcąca dopaść zdrajcę. Powodów takich z pewnością dostarczyła mu odpowiedź Interpolu, czyli międzynarodowej policji.

Tomasz Szmydt ma powody do radości. Polska przegrywa bitwę

Po uznaniu przez prokuraturę, że Tomasz Szmydt działał na szkodę państwa polskiego i po wystawieniu za nim 16 maja listu gończego, do akcji wkroczyli polscy śledczy. Wystawiony został za nim list gończy, a dodatkowo, aby zwiększyć szansę na złapanie potencjalnego szpiega, pod koniec maja Polska skierowała do Interpolu wniosek, by wpisać go na międzynarodową listę ściganych czerwoną notą. Odpowiedź Interpolu, jaka nadeszła we wtorek po południu, mało kogo w Polsce ucieszyła.

- Interpol odmówił objęcia czerwoną notą sędziego Tomasza Szmydta z uwagi na to, że nie zezwala na przetwarzanie danych za pośrednictwem swoich kanałów dotyczących działań przeciwko bezpieczeństwu państwa określanych jako przestępstwa polityczne – poinformowała we wtorek rzeczniczka KGP mł. insp. Katarzyna Nowak.

Specjaliści, od lat zajmujący się służbami specjalnymi nie mogą przejść nad tym komunikatem do porządku dziennego. Dziwi ich nie sam fakt, że Interpol odpowiedział właśnie w ten sposób, ale to, dlaczego Polska zdecydowała się na podjęcie działań, które z góry skazane były na porażkę.

- Nie ma możliwości międzynarodowego ścigania takich ludzi, bo to są po prostu kwestie polityczne, dlatego że ocena tego, czy ktoś jest szpiegiem i czy działa z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, czy nie, to nie jest rzecz, co do której jest konsensus międzynarodowy – mówi Gazecie Prawnej płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu.

Próba ścigania Szmydta to uderzenie w wizerunek ministra Siemoniaka?

Opierając się na własnym doświadczeniu i wiedzy oraz na opinii ludzi, którzy z Interpolem przez lata mieli wiele wspólnego, Grzegorz Małecki wskazuje, że w sprawie tej może być drugie dno. Przytacza opinię prof. Tomasza Safjańskiego, byłego szefa polskiej komórki Interpolu, który już pod koniec maja zastanawiał się, po co Polska w ogóle to robi.

- Tłumaczył, aby tego nie robić, bo Interpol na pewno tego nie podejmie i że to będzie wstyd. On twierdził, że ktoś wsadza Siemoniaka na konia. Dla ludzi zorientowanych to jest oczywiste, że Interpol tego nie zrobi, bo poszliśmy ścieżką Białorusi i Rosji i innych reżimów, które starają się wykorzystać Interpol do tego rodzaju rzeczy i właśnie takie czerwone noty starają się wydębić. I dlatego Interpol tego nie robi, aby nie być narzędziem do rozgrywek politycznych – wylicza pułkownik Małecki.

Mleko się jednak wylało, Polska zapytała Interpol i dostała jasną odpowiedź, a to rodzi kolejne pytania. Czy w takiej sytuacji nasza strona ma w ogóle jakieś szanse, aby dopaść i ściągnąć do kraju osobę, którą organa ścigania oskarżają o zdradę? Jak się okazuje, możliwości ruchu demokratycznych państw prawa są w tej kwestii dość ograniczone, bowiem nie mogą one legalnie sięgać po takie narzędzia, jakich nie unikają państwa autorytarne.

- Nic nie możemy zrobić, tak jak i w wielu innych przypadkach uciekinierów. Historia pokazuje, że w podobnych przypadkach inne państwa starają się po prostu dopaść takich gości, jak robią to Rosjanie i ich ukarać. Inaczej tego nie da się zrobić – przypomina Grzegorz Małecki.

Jak dopaść Szmydta? Prawda jest niewesoła

W ocenie specjalisty, takie ruchy, jak próba sprowadzenia zdrajcy do kraju, czy ukarania go poza jego granicami kraju, w Polsce nie są możliwe, a kraj nasz nie posuwa się działań. I to nie tylko dlatego, że z pewnością Tomasza Szmydta na razie dobrze chronią białoruskie i rosyjskie służby.

- Abstrahując od wykonalności, ale tego po prostu nie da się obronić z punktu widzenia ustawowego, bo to po prostu się nie mieści w zadaniach ustawowych Agencji Wywiadu. To nie jest tak, że zawsze można coś zrobić. Zawsze można coś powiedzieć, ale niekoniecznie zrobić – podsumowuje pułkownik Małecki.