Polska przygotowuje się na działania tzw. poniżej progu wojny, czyli ataki dywersyjne m.in. na infrastrukturę krytyczną. Problem w tym, że w czasie pokoju prawo zabrania użyć przeszkolonych do tego celu jednostek.
Ostatnie miesiące to znacząca zmiana w postrzeganiu bezpieczeństwa Polski. Wzrost z 6 na 10 proc. PKB wydatków Rosji na zbrojenia, alarmujące raporty wywiadu brytyjskiego o możliwej dywersji ze strony rosyjskiego FSB, aktywność białoruskiego KGB w Polsce to tylko część z przesłanek do zmiany kursu.
Misja: Ochronić infrastrukturę krytyczną
Delegatury ABW w każdym województwie, rozbudowa SKW - to znak, że zagrożenie traktujemy poważnie. Polska obecnie tworzy obecnie ustawę o ochronie infrastrukturą krytycznej. Pod tym hasłem kryją się kluczowe elementy, systemy i zasoby, które są niezbędne do funkcjonowania społeczeństwa oraz gospodarki. Przykłady obejmują sektory takie jak energetyka, woda i kanalizacja, transport, łączność, ochrona zdrowia, bankowość i finanse oraz służby publiczne. W kontekście Polski, infrastruktura krytyczna obejmuje elektrownie i sieci energetyczne, sieci wodociągowe, szpitale, systemy komunikacji i transportu, a także instytucje finansowe i administracyjne. Na przykład, polska sieć energetyczna, w tym elektrownie i linie przesyłowe, jest fundamentalna dla codziennego życia obywateli i funkcjonowania przemysłu. Również systemy IT i telekomunikacyjne, które zapewniają łączność i przepływ informacji, są nieodzownymi elementami infrastruktury krytycznej.
Przykłady ataków na infrastrukturę krytyczną, zarówno hipotetyczne, jak i rzeczywiste, pokazują, jak poważne konsekwencje mogą mieć takie działania. Hipotetyczny scenariusz ataku mógłby obejmować cyberatak przeprowadzony przez rosyjskich lub białoruskich hakerów na polską sieć energetyczną, prowadzący do masowych przerw w dostawie prądu. Taki atak mógłby sparaliżować miasta, zakłócić działalność szpitali, a także wpłynąć na sektor finansowy i transportowy. Przykłady rzeczywistych ataków można znaleźć w przeszłości: w 2015 roku, Ukraina padła ofiarą cyberataku na swoją sieć energetyczną, co doprowadziło do masowych przerw w dostawach prądu i wywołało poważne zakłócenia w codziennym życiu. Podobnie, w 2007 roku Estonia doświadczyła masowego cyberataku na swoje systemy informatyczne, co poważnie wpłynęło na sektor finansowy i administracyjny. W kontekście Polski, możliwym scenariuszem mogłaby być próba zakłócenia działania systemów wodociągowych lub sieci transportowej przez hakerów z Rosji lub Białorusi, co mogłoby prowadzić do poważnych problemów z dostępem do wody pitnej czy paraliżu komunikacyjnego. Obecnie chińscy i rosyjscy hakerzy regularnie atakują oprogramowanie wodociągów w Stanach Zjednoczonych. Ataki mogą być jednak o znacznie mniejszej skali jak np. podpalenia fabryk, lasów lub zatrzymywanie pociągów poprzez włamania do sieci komunikacyjnej PKP. Dlatego też kluczowe jest zabezpieczenie infrastruktury krytycznej przed potencjalnymi atakami, aby zapewnić stabilność i bezpieczeństwo społeczeństwa.
Rosjanie już tu są. Tusk: Zatrzymaliśmy dziewięciu dywersantów
Premier Donald Tusk poinformował w poniedziałek, że "Mamy w tej chwili aresztowanych dziewięciu podejrzanych z postawionymi zarzutami, którzy zaangażowali się bezpośrednio na zlecenie rosyjskich służb w akty sabotażu w Polsce". Zatrzymani są powiązani z przestępstwami takimi jak pobicia, podpalenia i próby podpaleń. Premier podkreślił, że zatrzymani mieli związek z różnymi formami przemocy i zniszczenia.
Donald Tusk będąc gościem programu TVN 24, gdzie opowiedział o niedawnych aktach sabotażu w Polsce. Wyjaśnił, że najważniejszą sprawą jest pełne odzyskanie kontroli nad sytuacją w kraju, zaznaczając, że wcześniej taka kontrola nie istniała: „Rzeczą najważniejszą jest pełne odzyskanie kontroli nad tym, co się dzieje na terytorium państwa polskiego. Odzyskujemy te kontrole, bo nie było takiej kontroli”. Premier zauważył również, że problem ten dotyczy nie tylko Polski, ale także innych krajów europejskich, takich jak Litwa, Łotwa i Szwecja.
Tusk dodał, że "Mamy w tej chwili aresztowanych dziewięciu podejrzanych z postawionymi zarzutami, którzy zaangażowali się bezpośrednio na zlecenie rosyjskich służb w akty sabotażu w Polsce. Dotyczy to pobicia, podpalenia, próby podpalenia. Mówimy tutaj o wynajętych ludziach. Czasami są to ludzie ze świata przestępczego i dotyczy to zarówno obywateli ukraińskich, białoruskich i polskich”. Premier zapewnił, że polskie służby, współpracując z sojusznikami, działają intensywnie, aby zapobiec dalszym aktom sabotażu.
Tusk przypomniał o incydencie we Wrocławiu, gdzie udaremniono próbę podpalenia fabryki farb znajdującej się w pobliżu zakładu chemicznego. Był to atak zlecony przez rosyjskie służby, co zostało bezdyskusyjnie potwierdzone. Premier wspomniał również o aktach sabotażu na Litwie, gdzie doszło do podpalenia magazynu Ikei, sugerując, że te same osoby mogły być zamieszane w inne próby sabotażu, również w Polsce. "Nie będę ujawniał o jakich miejscach mówimy. Jak będzie taka możliwość, czy potrzeba to będziemy o tym mówili publicznie," - dodał Tusk, zaznaczając, że śledztwo i akcje mające na celu eliminację takich zagrożeń nadal trwają.
Generał Polko: "Mamy gaśnicę, ale możemy użyć jej tylko za granicą"
Polskie jednostki specjalne są szkolone z obrony, jak i odbijania obiektów infrastruktury krytycznej a także przeciwdziałania atakom. Wystarczy w tym kontekście przypomnieć dokonane 2003 roku zdobycie platformy naftowej w pobliżu portu Umm Kasr. Był to jednen z kluczowych manewrów, które umożliwiły siłom koalicyjnym wejście do Iraku. Jednostka GROM wykonała swoje zadanie z najwyższą precyzją, ale w przypadku zajęcia przez dywersantów platformy Petrobalticu nie udałoby się wprowadzić komandosów do działania. Prawo w Polsce bowiem zabrania użycia wojska w czasie pokoju do obrony obiektów innych niż wojskowe. Dlatego też służący na granicy żołnierze działają na podstawie specjalnych dokumentów ustanawiających Wojskowe Zgrupowanie Zadaniowe Podlasie. WZZ Podlasie wymagało jednak specjalnego uregulowania prawnego, wprowadzenie więc jednostek specjalnych jednak w Polsce nie mogłoby się więc odbyć dynamicznie jak w przypadku brytyjskich jednostek specjalnych SAS, które pełnią dyżury na wypadek ataku terrorystycznego lub innego zagrożenia. Wyjątkiem jest tylko Formoza, która może być użyta na polskich wodach terytorialnych.
-Już 23 lata temu pisałem do Prezydenta, że GROM jest gaśnicą do gaszenia pożarów, ale tylko na zewnątrz państwa. W Polsce nie mamy prawnej możliwości użycia jednostek wojskowych, akcjami kontrterorrystycznymi zajmują się policja i Straż Graniczna - mówi gen. Roman Polko, były dowódca Wojskowej Formacji Specjalnej GROM - Stan rzeczywisty wygląda tak, że w przypadku ataków hybrydowych mamy narzędzia w postaci jednostek specjalnych, przeciwdywersyjne, potencjał ludzki, ale nie możemy działać. Nie ma bowiem określonej specyfiki działań w czasie pokoju, zarówno od strony prawnej, jak i praktycznej. Potrzeba bowiem określić zarówno odpowiedzialność, dowodzenie, ja i warunki użycia siły w określonych sytuacja. Wojsko ma inne narzędzia oraz przeszkolenie niż policja, czy Straż Graniczna, które są niezwykle przydatne w zwalczaniu dywersji, ale na razie jest to niewykorzystany potencjał.
Nie tylko specjalsi mają potencjał do obrony infrastruktury krytycznej. W swoich celach obronę tę mają wyznaczoną żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej. Ma to służyć odciążeniu zawodowej armii z konieczności ochrony obiektów w czasie potencjalnego konfliktu. Żołnierze WOT ćwiczą schematy obrony oraz zaznajamiają się z elementami infrastruktury krytycznej w swoim Stałym Rejonie Odpowiedzialności, ale - podobnie jak specjalsi - w czasie pokoju nie mogą wykonywać zadań bojowych.