To było do przewidzenia - wysłuchanie publiczne na temat czterech projektów liberalizujących prawo do aborcji doprowadziło do przepychanek i awantur w Sejmie. Padło wiele argumentów obraźliwych i pogróżek pod adresem koalicji rządzącej, lekarzy i zwolenników prawa do przerywania ciąży. Organizatorzy debaty jednak nie żałują. - Wysłuchanie publiczne to ważny element stanowienia prawa i udziału obywateli w tym procesie - podkreśla wicemarszałkini Sejmu Monika Wielichowska z KO.
Wysłuchanie rozpoczęło się po godz. 10:00 i na początku było sennie. Sejmowa Sala Kolumnowa wypełniła się ledwie w jednej trzeciej, a głos zabrali przedstawiciele organizacji pozarządowych - i tych liberalnych, które walczą o prawa kobiet, i tych konserwatywnych, żądających odrzucenia wszystkich czterech propozycji (dwie z nich, KO i Lewicy zakładają legalną aborcję do 12 tygodnia, Trzecia Droga chce powrotu do tzw. kompromisu aborcyjnego; Lewica złożyła też projekt, który zmierza do zniesienia karania za pomoc w aborcji).
Padały znane już argumenty - z jednej strony o tym, że aborcja jest zabójstwem, z drugiej - że to prawo człowieka, za którym opowiadają się: UE, Rada Europa i WHO). Jak zwykle w tego typu dyskusjach pojawiały się również półprawdy lub zwykłe bzdury o “zespole poaborcyjnym”, czy rozwiązłości seksualnej, do której ma prowadzić antykoncepcja.
- Każdemu, kto chce aborcji, powiem: chcesz aborcji, abortuj się sam - poradziła liberalnym aktywistkom Kaja Godek, przedstawicielka Fundacji Życie i Rodzina, która wystąpiła jako pierwsza. Propozycje ustaw złożone przez posłów koalicji rządzącej nazwała “projektami o masowym ludobójstwie na Polakach”.
- Aborcja nie jest zwykłym zabiegiem medycznym, nie jest prawem kobiet i nie jest “ok” - podkreślała Aleksandra Gajek z Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny. - Podczas zwykłych zabiegów medycznych nie giną ludzie i nie trzeba ich potem składać rozkawałkowanych jak puzzle - dowodziła i zapowiedziała na 16 czerwca w Warszawie marsz obrońców życia oraz akcję telefonowania do posłów, by odwieść ich od zamiaru głosowania za liberalizacją prawa do przerywania ciąży.
Liberalna część uczestniczek wysłuchania apelowała natomiast o jak najszybsze złagodzenie obecnego prawa. Anna Łoboda z Fundacji Widzialne wspominała jak wraz z koleżankami przez kilka miesięcy po wyroku TK w 2020 r. protestowała przed biurem PiS w Gdańsku. - Od tych protestów minęły prawie cztery lata. W tym czasie w Sejmie odrzucono projekt ustawy “legalna aborcja bez kompromisów”, obecna tu na sali Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu została winną udzielenia pomocy, a Izabela z Pszczyny, Agnieszka z Częstochowy i Dorota z Nowego Targu zmarły w polskich szpitalach - przypomniała.
Ciekawe wystąpienie miała Kamila Ferenc, prawniczka z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny i członkini Trybunału Stanu. - Polska konstytucja i standardy międzynarodowe nie chronią życia absolutnie - prawa i wolności podlegają proporcjonalnym ograniczeniom, inaczej nie można byłoby wysyłać żołnierzy na wojnę, a obrona konieczna byłaby nielegalna - wskazała mec. Ferenc.
Do awantury, jednej z kilku podczas dzisiejszego wysłuchania, doszło po kontrowersyjnym wystąpieniu Mariusza Dzierżawskiego, założyciela Fundacji Pro-Prawo do Życia, który projekty nowych regulacji aborcyjnych porównał do prawodawstwa Trzeciej Rzeszy. - Trudno się dziwić, że rasistowski reżim niemiecki dążył do biologicznej zagłady Polaków, można też zrozumieć kryminalistki, które zawodowo trudnią się sprzedażą środków aborcyjnych i zarabiają na tym miliony euro. Zdumienie jednak musi budzić fakt, że projekty prowadzące do zagłady naszego narodu popiera koalicja, która od kilku miesięcy rządzi Polską - mówił Dzierżawski.
Na jego słowa gwałtownie zareagowały działaczki na rzecz praw kobiet, co z kolei wywołało kontreakcję przedstawicieli organizacji prolife. Przewodnicząca sejmowej komisji nadzwyczajnej, która zorganizowała dzisiejsze wysłuchanie, Dorota Łoboda (KO) ogłosiła przerwę, podczas której doszło do przepychanek i prób przekrzykiwania się obu grup. - Hej, hej, hej, aborcja jest ok! - skandowały aktywistki prokobiece. - Mordercy! Mordercy! - odpowiadali obrońcy życia, prezentując transparenty z hasłem “piekło dzieci” i zdjęcia zakrwawionych płodów.
Do szamotaniny doszło też poza Salą Kolumnową, gdzie ministra ds. równości Katarzyna Kotula wypowiadała się dla mediów. Za jej plecami ustawili się działacze prolifowi z hasłami nawołującymi do powstrzymania aborcji, które próbowały z kolei zasłonić zwolenniczki prawa do przerywania ciąży. Jednej z nich udało się nawet wyrwać taki plakat.
Oburzenia przebiegiem wysłuchania i prezentowanymi tam treściami nie kryli niektórzy dziennikarze. - Czy naprawdę warto było zorganizować wysłuchanie publiczne, gdzie mamy do czynienia z mową nienawiści? - pytał Roch Kowalski z TVP Info. Kotula oceniła, iż to, co się dzieje w Sejmie, to przede wszystkim dowód na to, iż nie warto organizować referendum na temat aborcji. O tym, że wysłuchanie było niepotrzebne, przekonywała z kolei Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu.
W dalszej części wysłuchania głos zabrały m.in. liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart i Justyna Socha z Fundacji Stop Nop Wolność i Zdrowie, która kilka lat temu zasłynęła ze sprzeciwu wobec szczepień na covid-19. Tym razem potępiła “międzynarodowe lobby, które zarabia miliony na aborcji”.
Przed godz. 13.00 głos oddano indywidualnym mówcom, wśród których zdecydowanie przeważali obrońcy życia. Jeden z działaczy groził posłom ściganiem i powtórką z procesów norymberskich (przewodniczący Łoboda odebrała mu głos), innego Straż Marszałkowska wyprowadziła z sali za napis “white pride” na koszulce. - Nie ma zgody na rasizm - uzasadniała szefowa komisji nadzwyczajnej.
Wysłuchanie, z uwagi na duże zainteresowanie (ponad 360 organizacji i indywidualnych uczestników), zaplanowano do godz. 21:00. Skończy się zapewne wcześniej, bo wielu z tych, którzy mieli wystąpić, nie pojawiło się jednak na sali.
W kolejnych dniach komisja ma kontynuować prace, w pierwszej kolejności nad projektem Lewicy zmian w Kodeksie karnym. - Sejm jest miejscem debaty i sporu, często też emocji, które wielokrotnie przyszło mi studzić. Dziś najważniejsze jest, aby wysłuchanie się zakończyło, by komisja nadzwyczajna do rozpatrzenia projektów ruszyła z pracą opartą na wiedzy medycznej, eksperckiej i przygotowała rozwiązania dla których będziemy szukać większości w Sejmie - podkreśla wicemarszałkini Wielichowska w rozmowie z DGP.