W Krakowie ani we Wrocławiu kandydaci PiS nie weszli do drugiej tury wyborów prezydenckich. Ale jak na ironię to właśnie wyborcy tej partii mogą zdecydować, kto będzie rządził obiema metropoliami. Pytanie tylko czy będą chcieli.

We Wrocławiu kompletnie nierozpoznawalny w mieście Łukasz Kasztelowicz, dyrektor dolnośląskiego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska miał w przedwyborczych sondażach niecałe 14 proc. poparcia. Wydaje się, że jako kandydat PiS nie został wymyślony, żeby wygrać, tylko poświęcony, żeby przegrać. Mirosława Stachowiak-Różecka, poseł partii, która dla rządzącego WrocławiemJacka Sutryka byłaby pewnie największym zagrożeniem nie chciała znów przegrywać. W 2018 roku, kiedy walczyła z nim o fotel prezydencki zdobyła ponad 27 proc. głosów poparcia. A to była największa fala popularności PiS. To tylko pokazuje jaką twierdzą KO jest Wrocław.

Sutryk, z poparciem odchodzącego z ratusza Rafała Dutkiewicza wygrał wtedy w pierwszej turze. Szybko stał się też jednym z liderów grupy samorządowców, którzy opowiedzieli się wyraźnie przeciwko władzy PiS i stał się postacią rozpoznawalną krajowo.

Jacek Sutryk rozczarował

Cztery lata później Sutryk ma jednak niewiele lepszy wynik niż do niedawna nieznana Izabela Bodnar z Trzeciej Drogi, Dutkiewicz oświadczył w money.pl, że „ Liczba afer z Jackiem Sutrykiem przekroczyła wszelkie dobre obyczaje i standardy” i popiera Izabelę Bodnar, a Koalicja Obywatelska, która jak się okazało we Wrocławiu może rządzić samodzielnie nie wystawiła w wyborach prezydenckich swojego kandydata. Sutryka poparł wprawdzie Donald Tusk, ale jako szef PO a nie lider KO i na dodatek nie da się ukryć że trochę półgębkiem.

W sumie to nie wiadomo jaka część wyborców głosowała na Bodnar bo ją popiera a jaka bo nie popiera Sutryka, ale kandydatka Trzeciej Drogi zdobyła tylko nieco ponad 10 tys. głosów mniej niż prezydent Wrocławia.W tym czasie Kasztelowicz uzbierał wynik ponad 19- procentowy, bo zagłosowało na niego 45 tys. wrocławian. Na Bodnar 69 tys., a na Sutryka ponad 80 tys. Co w takim razie zrobią wyborcy PiS? Zostaną w domach? Poprą bądź co bądź bardziej konserwatywną Bodnar? W odwodzie kandydatka może zapewne liczyć także na część zorientowanych gospodarczo wyborców „Bezpartyjnych Samorządowców”. Pytanie tylko kto pójdzie na wybory a kto zostanie w domu.

Zaletą Izabeli Bodnar jest to, że nie jest Jackiem Sutrykiem

Słaby wynik Jacka Sutryka obciążonego dodatkowo aferą Collegium Humanum, od której jak się okazało miał dyplom, to żółta kartka od mieszkańców, zwłaszcza za styl sprawowania rządów. Pytanie tylko kto ruszy do urn by pokazać mu czerwoną.W drugiej turze wszystko może się zdarzyć a na ile bratobójcza będzie walka koalicjantów pozostaje pytaniem otwartym. Bodnar porównała już przecież Sutryka do bolszewika i zarzucała mu hipokryzję. Do kandydatów, w ogromnej mierze prawicowych, którzy odpadli z wyborczego wyścigu mówi w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”- Muszę przyznać, że z Panami kandydatami poznaliśmy się i naprawdę polubiliśmy się, byliśmy wspólnie na pięciu czy sześciu debatach. Będę otwarta na rozmowy ze wszystkimi ludźmi otwartymi, rozsądnymi”. Ale i sama Bodnar jest wielką niewiadomą. Brak jej doświadczenia w samorządzie, ciągnie się sprawa wątpliwości wokół interesów jej męża a do niedawna Bodnar podkreślała jak dobrze odnalazła się w ławach poselskich. Dla części wyborców jej główną zaletą jest to, że nie jest Sutrykiem.

Wybory samorządowe w Krakowie. Elektorat PiS nie ma na kogo głosować

Wybór mniejszego zła czeka także prawicowych wyborców w Krakowie. Tu także wynika z wyborczej arytmetyki, że szalę zwycięstwa na rzecz któregoś z kandydatów może przechylić PiS. Łukasz Kmita według exit poll miał mieć dość rozczarowujący, bo kilkunastoprocentowy wynik. Do rana sytuacja jednak się zmieniła, bo okazało się, że uzyskał niemal 20 proc. poparcia. Za mało żeby wejść do drugiej tury, dostatecznie dużo by wszystkim skomplikować sytuację. Krakowski PiS sam nie wie co zrobić.- Na pewno chcemy zachęcić wyborców, żeby jednak poszli na wybory, ale to nie będzie dla nich łatwe. Dla nas to wybór między kandydatem lewicowym a radykalnie lewicowym- mówi DGP krakowski polityk PiS. „Skrajnie lewicowy” to spokojny i podkreślający brak chęci do gwałtownych rewolucji w Krakowie Aleksander Miszalski. Poseł i kandydat KO, który nieoczekiwanie został liderem wyścigu do gabinetu po Jacku Majchrowskim zdobywając 37,2 proc. poparcia. Prawica nie może mu wybaczyć, że przekonywał, że „ człowiek zaczyna się w momencie urodzenia”, podczas Strajku Kobiet fotografował się z Martą Lempart, a na koncercie pod szyldem „Męskie Granie” pozował z ośmioma gwiazdkami na czole ( potem wyraził za to żal tłumacząc wPolityce.pl „ młodzi ludzie, którzy przechodzili, taką ilustrację mi na głowie nakleili. Sam sobie jej nie zrobiłem”).

Jego kontrkandydatem w wyborach prezydenckich w Krakowie będzie Łukasz Gibała, niegdyś polityk PO, a potem Ruchu Palikota, teraz startujący z poparciem miejskich aktywistów i środowiska partii Razem skupionego wokół popularnej w Krakowie Darii Gosek- Popiołek. Gibała, który do wyborów prezydenckich podchodzi z wielką determinacją po raz trzeci, swoją kampanię oparł o miażdżącą krytykę Jacka Majchrowskiego. Problem tylko w tym, że Majchrowski w tych wyborach nie startuje. Gibała przekonuje, że Miszalski to rządy kontynuacji i choć zaznacza w rozmowie z DGP, że nie zamierza prowadzić żadnych rozmów z władzami czy strukturami partyjnymi to dodaje też, że „ W Krakowie Łukasza Gibały będzie miejsce dla wszystkich krakowian, w tym również dla wyborców PiSu oraz innych formacji”. Chce ich „przekonywać osobiście”.

Kto zmobilizuje wyborców w Krakowie?

Gibała, żeby przeskoczyć Miszalskiego zamierza zawalczyć jednak o tych, którzy w niedzielę na wybory nie poszli wcale. Miszalski liczy na to, że opłaci mu się poparcie udzielone tuż przed wyborami ze strony niedawnego kontrkandydata w wyborach rektora Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie Stanisława Mazura. Przy wynikach z pierwszej tury ( 37,2 proc. dla Miszalskiego i 26,7 proc. dla Gibały) kluczowa jest jednak po pierwsze frekwencja w II turze a po drugie zachowanie elektoratu PiS. Małgorzata Wasserman po sondażowych wynikach z pierwszej tury komentowała, że nie wie na kogo zagłosować, ale skłaniała się ku głosowaniu taktycznemu. „ Myślę, że zdecydujemy wspólnie w partii i na pewno tej wspólnej decyzji się podporządkuję”- mówiła Interii. W poniedziałek po południu w miejskich strukturach PiS nie było jednak jeszcze jasności co do tego, czy taka decyzja w ogóle będzie podejmowana.