W kolejną dekadę możemy wejść z niemal półtoramilionową rzeszą gospodarstw niezdolnych do zaspokajania podstawowych potrzeb energetycznych – wynika z rządowych analiz przekazanych Komisji Europejskiej. Jeszcze niedawno zakładano, że będzie ich o niemal połowę mniej. Eksperci mają wątpliwości, czy koszty społeczne transformacji są traktowane przez władze z wystarczającą powagą.

„Prognozy wskazują, że Polska może ustabilizować skalę ubóstwa energetycznego na poziomie nie wyższym niż 11 proc. w 2030 r. oraz nie wyższym niż 7 proc. w 2040 r. [szacunki nie mają charakteru celu]”. To niepozorne zdanie znalezione w przekazanej Brukseli pod koniec lutego aktualizacji Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu (KPEiK) może oznaczać, że rząd liczy się ze scenariuszem, w którym nawet kilka milionów Polaków będzie ubogich energetycznie, czyli nie będzie w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb jeśli chodzi o dostęp do ciepła czy prądu albo ponosić będzie nieproporcjonalnie wysokie względem dochodów koszty opłat za energię.

Precyzja zamiast „pieniędzy z helikoptera”

Oficjalnie Ministerstwo Klimatu i Środowiska deklaruje, że będzie zwalczać zjawisko ubóstwa energetycznego, a w rządzie toczą się prace nad nowymi instrumentami, które zabezpieczą grupy wrażliwe przed ewentualnym wzrostem cen paliw. Szefowa resortu, Paulina Hennig-Kloska powiedziała nam, że rekomendacje dotyczące nowego systemu wsparcia, który zastąpi obowiązujące do czerwca mrożenie cen, zostały przez MKiŚ przekazane Ministerstwu Finansów. Pomoc ma być bardziej precyzyjnie kierowana do potrzebujących. Jej zastępczyni Urszula Zielińska, która odpowiada m.in. za politykę energetyczną, przekonuje z kolei, że Polskę stać na to, żeby całkowicie wyeliminować ubóstwo energetyczne. Dla tych aspiracji nie nakreślono jednak jasnych ram, mechanizmów ani terminów.

W formalnie jeszcze obowiązującej „Polityce energetycznej Polski do 2040 r.” (PEP 2040) przyjętej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, zakładano obniżenie do końca dekady skali ubóstwa energetycznego do 6 proc. Podobnego celu w nowym dokumencie nie określono. W przeliczeniu na gospodarstwa domowe (według ostatniego spisu powszechnego jest ich w Polsce 12,5 mln) różnica między dwoma scenariuszami – tym zgodnym z PEP 2040 i tym 11-procentowym, zarysowanym w zaktualizowanym planie klimatycznym – sięga ponad 600 tys.

Pozorny wzrost?

Jak rządowe plany i prognozy mają się do dzisiejszego poziomu ubóstwa energetycznego? Trudno powiedzieć, bo nie ma jednego powszechnie uznanego wskaźnika skali tego zjawiska. A z KPEiK nie dowiadujemy się też, którą miarę przyjęto prognozując, że dotknie ono do 11 proc. Polaków. Tymczasem w zależności od przyjętej metodologii uzyskamy skrajnie odmienny obraz ubóstwa energetycznego. Większość unijnych wskaźników dla Polski w ostatnich latach poprawiała się. Pomiary Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące budżetów domowych, pokazują trend odwrotny. Opracowywane na tej podstawie przez ośrodki eksperckie złożone wskaźniki wskazują, że w rezultacie już obecnie z symptomami ubóstwa energetycznego zmaga się blisko 11 proc. gospodarstw, a w grupie ryzyka jest kolejne 3 proc.

Na to, że prognoza z dokumentów rządu oznacza de facto stabilizację zjawiska na dzisiejszym poziomie, wskazują także wyjaśnienia, które usłyszeliśmy w resorcie klimatu. Urzędnicy mówią bowiem o „pozornym wzroście”, który wynika z różnicy metodologii – choć nie doprecyzowali, na czym ta różnica miałaby polegać.

Tymczasem według Polskiego Instytutu Ekonomicznego – rządowego think tanku gospodarczego – pełniejszy obraz i lepszą podstawę do kreowania polityk publicznych daje wykorzystanie odrębnych wskaźników dla poszczególnych wymiarów zjawiska, ponieważ grupy borykające się z różnymi obliczami ubóstwa energetycznego niekoniecznie się pokrywają. W niedawnym badaniu poświęconym skutkom kryzysu energetycznego oszacowano, że przynajmniej jedno z czterech wyróżnionych kryteriów tego rodzaju ubóstwa może spełniać dziś ponad 40 proc. gospodarstw domowych w kraju. Analitycy PIE ocenili jednocześnie, że w poszczególnych wymiarach ubóstwa energetycznego ostatnie lata przyniosły rozbieżne trendy, np. rozwijały się sieci ciepłownicze i poprawiał profil budynków mieszkalnych pod względem efektywności energetycznej. Narastały z kolei problemy związane z wysokim udziałem wydatków na energię w budżetach gospodarstw domowych.

To tylko punkt wyjścia

Ministerstwo podkreśla także, że przekazany Komisji scenariusz nie stanowi preferowanej przez rząd trajektorii transformacji – jest jedynie narzędziem diagnostycznym, modelem przyszłości zakładającym utrzymanie obecnych rozwiązań i brak dodatkowych interwencji rządu.

W kolejnych miesiącach resort ma przedstawić drugi scenariusz prognostyczny, uwzględniający planowane zmiany oraz wymogi związane z unijnym pakietem Fit for 55. Urszula Zielińska tłumaczyła w zeszłym tygodniu, że rządowy dokument ma charakter roboczy, a przekazanie go w tej formie Brukseli było związane z opóźnieniami odziedziczonymi po poprzednim rządzie i chęcią zatrzymania „postępowania naruszeniowegoUE przeciw Polsce.

Powody do niepokoju

Mimo to, eksperci zajmujący się badaniem społecznych kosztów transformacji energetycznej, z którymi rozmawiamy, uważają zapisy proponowanej aktualizacji KPEiK za niepokojące.

Dokument pisany w pośpiechu często w sposób bardziej jaskrawy pokazuje, na czym autorom zależy, a co jest przez nich lekceważone. Brak jasnego celu redukcji ubóstwa energetycznego, położenie na stole scenariusza, w którym ono rośnie, a przynajmniej nie spada, może być odczytywane jako sygnał, że wymiar społeczny transformacji nie jest dla rządu priorytetem – ocenia Michał Wojtyło, wicedyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i współautor raportu „Jest drogo, będzie drożej. Gospodarne państwo odpowiedzią na ubóstwo energetyczne”.

– Samo dopuszczenie możliwości, że skala zjawiska będzie w kolejnych latach rosła lub utrzyma się na poziomie, który osiągnęła w kryzysie, tworzy wrażenie, że rząd pozwala sobie na pewien bufor i jest ruchem co najmniej zastanawiającym. Może rząd chciał tylko pokazać scenariusz, przed którym chce nas uchronić. Ale w takim razie dobrze by było, żeby jak najszybciej określił, jak chce to zrobić – uważa Jakub Sokołowski, ekspert ds. ubóstwa energetycznego w Instytucie Badań Strukturalnych.

– Jeżeli potrzeby i oczekiwania grup wrażliwych zostaną zlekceważone, to będą nam rosnąć kolejne ogniska napięć i niepokojów społecznych, kolejne środowiska kontestujące całą politykę klimatyczną – ostrzega.

Czarne chmury nad niezamożnymi

Tym bardziej, że na horyzoncie czyhają wyzwania, które mogą szczególnie boleśnie dotknąć osoby gorzej sytuowane. Tylko do połowy roku obowiązywać będą obecne zasady mrożenia cen energii elektrycznej, a ich wygaśnięcie – zależnie od zakresu nowych mechanizmów osłonowych, o których na razie wiadomo bardzo niewiele – oznaczać będzie podwyżki rachunków dla części gospodarstw domowych.

Po drugie, już od 2027 r. zacznie się implementacja nowego systemu opłat za emisje z transportu drogowego i budynków, który przyczyni się do wzrostu cen paliw. Po trzecie, w ramach obowiązujących regulacji rosnąć będą także koszty wytwarzania prądu z węgla. Równolegle udostępniane będą coraz większe unijne środki na łagodzenie skutków tych zmian oraz inwestycje w wymianę emisyjnych źródeł energii. Ale ich wykorzystanie musi zaplanować rząd i, być może, uzupełnić kolejnymi instrumentami.

Fundusze z UE to za mało

Na potrzebę stworzenia dodatkowych mechanizmów finansowania wskazuje też Bartłomiej Orzeł, ekonomista, w latach 2020-22 pełnomocnik premiera ds. programu Czyste Powietrze. – Podnoszenie efektywności budynków to strategiczna inwestycja, która przyniesie wymierne korzyści i obniży koszty ewentualnych programów osłonowych. Jestem jednak przekonany, że planowane 65 mld euro Społecznego Funduszu Klimatycznego (z czego Polska ma szansę na ok. 11) na perspektywę 2026-32 to środki po prostu zbyt małe. Polska na Czyste Powietrze (przy założeniu tych samych celów) wyda 100 może nawet 120 mld zł. Nawet w połączeniu z KPO i środkami na transformację z funduszu spójności to nadal będzie zbyt mało. Nie lekceważę tych pieniędzy, ale już wiemy, że one nie zrekompensują ponoszonych przez gospodarstwa domowe czy mikrofirmy kosztów, więc państwo musi szukać innego źródła finansowania – mówi DGP Orzeł.

Kluczową rolę, jak sugeruje ekspert, mogą natomiast odegrać środki ze sprzedaży praw do emisji. – Mam nadzieję, że nie zostanie powtórzony błąd, jakim było „przejadanie” tych pieniędzy – zaznacza. Innym narzędziem, które mogłoby pomóc sfinansować niezbędne dla powodzenia transformacji inwestycje mogłyby być, według niego, celowane obligacje termomodernizacyjne czy szerzej – transformacyjne. – To mogłaby być podwójna korzyść dla naszej gospodarki, bo z jednej strony uzyskalibyśmy środki na sfinansowanie strategicznych zmian, a z drugiej – szansa na uruchomienie setek miliardów złotych, które obecnie leżą na kontach jako depozyty i po prostu nie pracują na rynku kapitałowym – przekonuje ekspert.

Współpraca Aleksandra Hołownia
ikona lupy />
Unijne wskaźniki ubóstwa energetycznego: sytuacja w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe