O ile w kwestiach dotyczących TK i KRS koalicjanci trzymają się uzgodnień, to sprawa ustaw liberalizujących aborcję wywołała kryzys

Powodem była przedwczorajsza decyzja, by projekty ustaw dotyczące przerywania ciąży były rozpatrywane dopiero na posiedzeniu Sejmu 11 kwietnia, po pierwszej turze wyborów samorządowych.

Zgrzyty w koalicji nie przyjmowały dotąd aż tak otwartej formy. – Zamienił pan zamrażarkę sejmową w uśmiechniętą chłodnię, podobno w szufladach w biurku nie ma schowanych projektów, a właśnie pan je chowa. Nigdy nie jest dobry czas dla kobiet w tym kraju rządzonym przez mężczyzn – mówiła wczoraj posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska. Błyskawicę – symbol Strajku Kobiet – którą miała przypiętą do koszuli, zadedykowała marszałkowi Sejmu.

Szymon Hołownia tłumaczył, że nie chce dopuścić do sytuacji, w której głosowanie nad tak ważnymi sprawami będzie się odbywało w środku kampanii wyborczej. – Jakiemuś posłowi mogłaby zadrżeć ręka przed tym, co usłyszy z ambony lub co wyczyta w swojej bańce na Twitterze. Chcę, byśmy podjęli decyzję we w miarę spokojnych warunkach. Chcę zrobić wszystko, byśmy wyszyli z tego z konkretnymi rozwiązaniami – mówił wczoraj po wyjściu z sali obrad.

Sejmowa zamrażarka

Sprawa wywołała polityczne emocje. Lewica nie daje wiary tłumaczeniom marszałka. Po pierwszej turze wyborów samorządowych będzie druga – mówią, potem niedługo wybory europejskie, a za rok prezydenckie. Nigdy nie będzie dobrej pory na rozstrzygnięcie – ironizują. – Marszałkowi nie przystoi opowiadanie takich głupot, dla polityka każdy dzień to kampania wyborcza, więc nie ma różnicy, kiedy odbędzie się debata, różnica jest jednak, ponieważ marszałek Hołownia nie chce odkryć kart i pokazać, jak będą głosować on i jego środowisko polityczne – mówi Tomasz Trela z Lewicy.

Z kolei ze strony Trzeciej Drogi słychać tłumaczenia, że niepewny byłby wynik głosowań nad wnioskami o odrzucenie projektów w pierwszym czytaniu, a takie na pewno by się pojawiły. Między innymi ze strony Konfederacji. – Będę walczył, by rozbić większość za jakimkolwiek projektem niezgodnym z polską konstytucją – mówi wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak z Konfederacji. Zapewne tak samo zrobi PiS. Koalicja ma wprawdzie 248 głosów, ale nie wiadomo, czy w tej sprawie okazałaby się monolitem. – Mamy obawy, że obecnie każdy z projektów mógłby przepaść, dlatego lepiej poczekać, po 7 kwietnia sytuacja się zmieni – mówi polityk PSL. W Sejmie są obecnie cztery projekty – dopuszczają one albo aborcję bez ograniczeń do 12. tygodnia ciąży, albo – jak projekt TD – przywracają tzw. kompromis aborcyjny, czyli stan sprzed orzeczenia TK w 2020 r.

Spór o ustawy aborcyjne wywołał bezprecedensowe napięcia w koalicji

Politycy Trzeciej Drogi boją się, że aborcyjna wojna teraz postawiłaby w trudnej sytuacji ich kandydatów m.in. w wyborach do sejmików. Lewica przeciwnie – ich kandydatom wyraziste stanowisko w sprawach światopoglądowych może sprzyjać. Kierownictwu TD zależy, żeby wybory samorządowe potwierdziły pozycję ugrupowania. Poza tym im lepszy wynik ich kandydatów, tym większe szanse, że uda się współrządzić z KO bez Lewicy. Ta z kolei walczy o utrzymanie 11 sejmikowych mandatów. – Jesteśmy zakładnikami wojny o głosy między Lewicą a Trzecią Drogą, na tym mogą stracić wszyscy – mówi nam polityczka KO.

Części kandydatów KO może być na rękę decyzja Hołowni – spór o aborcję w środku kampanii dla tych startujących z mniejszych miast czy wsi może być obciążeniem. – Nie dziwię się decyzji Hołowni, że chce uniknąć burzy w tej sprawie, kandydatami na radnych z list KO w niektórych miejscach są kościelny czy organista – mówi nam polityk PiS.

Chociaż bez względu na to, czy i jaka ustawa wyjdzie z Sejmu, liberalizację prawa aborcyjnego będzie musiał podpisać prezydent. Rozgrzane emocje zaczynają budzić obawy, czy sytuacja nie wymknie się spod kontroli i nie doprowadzi do wcześniejszych wyborów. – Jeśli spory będą eskalowały w takim tempie, to za kilka miesięcy znów może rządzić PiS – mówi nam osoba związana z obozem rządowym.

Sporów w koalicji nie ma za to w sprawie TK czy KRS. Wczoraj posłowie przyjęli uchwałę dotyczącą Trybunału Konstytucyjnego. Za było 240 posłów, nikt się nie wstrzymał, przeciwko zagłosowało 197 posłów. – Uchwała jest częścią większego pakietu. Chodzi o to, by odzyskać dla społeczeństwa, obywateli i państwa trybunał, który będzie budził zaufanie – podkreślał minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Z kolei lider PiS Jarosław Kaczyński mówił, że uchwała nie będzie miała prawnie żadnego znaczenia. – Ta uchwała będzie miała takie samo znacznie jak w sprawie zmiany króla angielskiego, jej podejmowanie jest komedią, teatrem i czymś, co obraża tę izbę – stwierdził Kaczyński.

Koalicja faktycznie zamierza poprzestać na uchwale w sprawie TK i uchwaleniu ustawy o KRS. Nie ma wystarczająco dużo głosów, by zmieniać konstytucję, choć przygotowała projekt w tej sprawie. Liczy się także z wetem do ustawy o KRS.

Dlatego, jak pisaliśmy, będzie realizowany scenariusz delegitymizacji trybunału i czekania, aż sędziom wygasną kadencje i będzie można wskazać ich zmienników, ewentualnie kandydat koalicji zostanie prezydentem i łatwiej będzie przyjmować ustawy, w tym te o TK czy KRS. ©℗