Organizacje i specjaliści działający na rzecz rodzinnej pieczy zastępczej mają pomysły na zapobieżenie kryzysowi w opiece.

Intensywne rozmowy ze stroną społeczną oraz kluczową rolę organizacji i ludzi zaangażowanych w pieczę zastępczą w planowaniu zmian prawnych zapowiada resort rodziny. To pomysł na uporanie się z kryzysem, w jakim dziś jest rodzinna piecza zastępcza. Minister Aleksandra Gajewska zleciła już przegląd dotychczasowych działań resortu w zakresie zwiększania liczby kandydatów na rodziny zastępcze. Strona społeczna dialogu chce, a zanim do niego dojdzie, przedstawia, w rozmowie z DGP, listę konkretnych postulatów.

– Priorytetem jest przeorganizowanie myślenia o rodzinnej pieczy zastępczej – mówi Anna Krawczak, współzałożycielka Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem na Uniwersytecie Warszawskim, współautorka szkoleń na kandydatów na rodziny zastępcze. Jako pierwszy postulat wymienia rezygnację z umów śmieciowych, jakie dziś podpisują rodziny zawodowe z organizatorem pieczy (czyli m.in. powiatowym centrum pomocy rodzinie). – To musi być w zakresie prawa pracy – uważa.

Wtóruje jej Beata Potocka, szefowa Koalicji na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. – To ciągle umowa zlecenia, bez świadczeń pracowniczych. Tymczasem rodzice zastępczy muszą myśleć o wypracowaniu emerytury. Nie skusi się nowych kandydatów do tej roli, oferując śmieciówki podpisywane na pięć lat. Rynek pracy ma dla nich lepsze oferty – opisuje.

Są rodziny, które chcą funkcjonować jako niezawodowe. Mogą pozwolić sobie na sytuację, w której wychowują dzieci, nie rezygnując z dotychczasowej aktywności zawodowej. Ale są i takie, które spełniają wszystkie kryteria, by stać się rodziną zawodową, mają pod opieką kilkoro dzieci, także te z niepełnosprawnościami, jednak organizator pieczy umowy z nimi podpisać nie chce – tłumaczy Potocka. To oznacza, że nie przysługuje im wynagrodzenie, które na mocy nowelizacji ustawy o pieczy zastępczej z ubiegłego roku wzrosło do nie niższego niż 4,1 tys. zł. – Swoją pracę wykonują na zasadzie wolontariatu. Idea piękna, ale rachunków się nią nie pokryje.

Kolejny postulat mówi o rozwiązaniu „zatorów” między powiatami. Mamy w kraju miejsca, w których są dzieci czekające na miejsce w rodzinie, a tych brakuje. Są jednak i takie, w których miejsca są. – Powiaty niechętnie patrzą na sytuacje, w których „ich” rodziny przyjmują dzieci spoza terenu – mówi Anna Krawczak.

Sylwia Łysakowska z Mazowieckiej Fundacji Rodzin Zastępczych to potwierdza. – Pokutuje także fakt, że kandydat powinien zgłaszać się do swojego powiatu. Tymczasem mamy organizatorów pieczy, którzy z powodu niewielkiej liczby kandydatów robią szkolenia tylko raz do roku. Obok są i takie powiaty, które nagłaśniają akcje szkoleń, robią konferencje, są faktycznym wsparciem dla kandydatów, a potem rodzin. Brakuje wymiany dobrych praktyk – mówi.

Kolejny postulat – triaż. Skoro brakuje rodzin zastępczych, przekonują nasi rozmówcy, w pierwszej kolejności powinny do nich trafiać dzieci najmłodsze, w pierwszym roku życia. – Umieszczanie najmłodszych dzieci w instytucjach, czyli domach dziecka, jest nie tylko niezgodne z prawem, to także zbrodnia popełniana na ich rozwoju – ocenia Anna Krawczak.

Eksperci postulują też taką nowelizację ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, by rodzina, do której trafia dziecko, była w miarę możliwości jego miejscem docelowym. – To oznacza wprowadzenie w przepisach rodziny zastępczej z motywacją adopcyjną. Rozwiązanie dotyczyłoby dzieci, których rodzice nie utracili jeszcze praw rodzicielskich. Sprawdziłoby się np. w przypadku rodzeństwa, gdzie jedna osoba ma już jasną sytuację, a druga jeszcze nie – opisuje Anna Krawczak.

Następnie – dofinansowanie adopcji. Nasi rozmówcy przekonują, że nawet z ekonomicznego punktu widzenia jest to dla państwa opłacalne. Byłoby to rozwiązanie tylko dla wąskiej grupy dzieci, których sytuacja jest szczególnie trudna. Chodzi o liczne rodzeństwa, osoby z niepełnosprawnościami, kiedy opieka nad nimi dla potencjalnych rodziców wiąże się nierzadko ze znacznymi wydatkami i z rezygnacją z aktywności zawodowej.

– Dzieci przyjmowane do rodzin potrzebują zwykle wielu pilnych diagnoz, konsultacji. Tymczasem rodziny zastępcze nie mają pierwszeństwa – dodaje Beata Potocka. – Słyszymy, że są dofinansowania. Owszem, 3 tys. na zakup wózka inwalidzkiego, choć jego ceny zaczynają się od 4,6 tys. zł. Do tego, w przypadku dzieci z niepełnosprawnościami, dochodzą koszty rehabilitacji – wylicza i wraca do tematu braku chętnych na rodziców zastępczych. – Trudno mi sobie wyobrazić młode małżeństwo, które decyduje się wejść w tę rolę ze świadomością, że oprócz opieki i pracy z dziećmi będzie musiało rozkręcać zbiórki funduszy.

Sylwia Łysakowska zwraca uwagę, że rodziny zastępcze „wygasają” z przyczyn naturalnych, ludzie starzeją się, umierają. Ale nie tylko. – Brakuje rzetelnych ogólnopolskich badań dotyczących przyczyn tego zjawiska. Dobra diagnoza powinna być dla resortu kluczowa przy planowaniu działań – przekonuje. ©℗