Większych powodów do optymizmu może dostarczyć jednak złożenie przez nową szefową resortu funduszy Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz jeszcze dziś wniosku o wypłatę pierwszej transzy pieniędzy z KPO, a konkretnie 6,9 mld euro. I wypłata tych środków będzie już uzależniona od realizacji przez Polskę kamieni milowych i celów zapisanych w planie. Dotychczas jednak Komisja Europejska pytana o zablokowanie polskiego KPO, odpowiadała, że nie nadeszły żadne wnioski o płatność, choć wiadomo było, że ich brak jest związany z niezrealizowaniem zobowiązań przez Polskę. Złożenie pierwszego wniosku o płatność może natomiast świadczyć o tym, że Tusk i von der Leyen uzgodnili zobowiązania nowego rządu dotyczące harmonogramu wdrażania reform, w tym głównie sądownictwa, które są akceptowalne dla Brukseli. Von der Leyen wprost stwierdziła w kontekście pierwszej (a nie zaliczkowej) płatności, że liczy na współpracę w rozwiązaniu „celów pośrednich” w zakresie niezawisłości sędziowskiej. Co może sugerować, że KE zgodzi się wypłacić Polsce pieniądze jeszcze przed pełną realizacją kamieni milowych i celów przewidzianych do tego, choć wprost takie zobowiązanie ze strony Komisji nie zostało wypowiedziane.

Przekazanie 5 mld euro zaliczek z REPowerEU, a więc programu na rzecz odejścia od rosyjskich surowców energetycznych, nie jest jeszcze żadnym dowodem sprawczości Donalda Tuska. Cała ta historia jest raczej dowodem sprawności PR-owej, za co z resztą trudno mieć pretensje do nowego rządu, któremu potrzebny jest sukces na start i kolejny pozytywny mit założycielski. Po drugie to poniekąd odpowiedź na oczekiwania opinii publicznej – miał pojechać Tusk do Brukseli i przywieźć pieniądze, to pojechał i przywiózł pieniądze. Od filmików w mediach społecznościowych z udziałem nowego, czy raczej powracającego stałego przedstawiciela przy UE Piotra Serafina po konferencję prasową Tuska z von der Leyen nowa ekipa przygotowała cały komunikat w europejskim stylu. Tylko po odpakowaniu tego misternie i kunsztownie zrealizowanego dania okazuje się, że w środku dostajemy niestety odgrzewany kotlet.

Na razie – przynajmniej oficjalnie – ani Bruksela ani Warszawa nie ogłosiły przekazania Polsce nowych pieniędzy, odblokowanych przez negocjacje na linii Tusk-von der Leyen. Ewidentnie jednak w mojej ocenie przygotowywany jest grunt na większe porozumienie, które będzie obejmować zarówno pozostałą część KPO – o czym świadczy złożony przez szefową MFiPR wniosek o pierwszą płatność – oraz zablokowany Fundusz Spójności. Po tym, jak Węgry uzyskały ponad 10 mld euro nie realizując w pełni zobowiązań dotyczących praworządności, a jedynie zmierzając do ich realizacji, wstrzymywanie pieniędzy dla Polski byłoby dla Komisji nie do obrony. W końcu i nowy polski rząd – przynajmniej jak wynika z deklaracji – chce zmierzać do realizacji zobowiązań, tylko może napotkać trudności w postaci weta prezydenta. Po tym jak – mniej lub bardziej – unijny mainstream przyjął odblokowanie pieniędzy dla Węgier i przełknął gorzką pigułkę luźnego potraktowania restrykcyjnych rzekomo przepisów, zielone światło dla polskiego KPO i Funduszu Spójności wydaje mi się formalnością. Prawdopodobnie dzieli nas od tego jeszcze kilka konferencji i kilka zgrabnych akcji wizerunkowych.