PiS szuka pomysłu na siebie. Konfederacja przypomina, kogo wpuściła na swoje listy.

Zakończył się proces najdłuższego oddawania władzy we współczesnej historii Polski. Prawie dwa miesiące po wyborach nowy premier i jego ministrowie weszli do swoich resortów, by zaprowadzać własne porządki. – To, co naprawdę buduje wspólnotę, to rządy prawa, konstytucja, zasady demokracji, bezpieczna granica i bezpieczne terytorium. To nie są sprawy, o które powinniśmy się kłócić. Po to, aby móc bezpiecznie spierać się w innych tematach – mówił Donald Tusk w czwartkowym exposé. Nową większość nazwał „Koalicją 15 października”.

Jak na temperaturę sporu i przeciągania rozstania ze stanowiskami przez polityków PiS, przekazanie władzy odbyło się w sposób modelowy. Inna sprawa, że większość odchodzących ministrów, którzy witali swoich następców, zaliczyła zaledwie dwutygodniowy staż. Może wystarczy, by wpisać do CV, ale za mało, by czegoś dokonać. Przez pierwszy tydzień nowi ministrowie będą zajęci głównie rozeznaniem się i wymianą kadrową. Wprowadzą sekretarzy i podsekretarzy stanu, a potem zmiany będą zachodzić coraz niżej. Administrację, ale też spółki Skarbu Państwa, czeka największa od lat miotła. Na sejmowej komisji byliśmy świadkami, jak do przyszłego jeszcze ministra podszedł urzędnik wysokiego szczebla jednej z rządowych instytucji, zagajając: „Czy już mogę się podlizać?”. Żart, z nutą prawdy. Nasi rozmówcy z koalicji mówią, że jeśli jeszcze dodać pod uwagę różne agendy w terenie, to do wymiany będzie 3 tys. stanowisk kierowniczych i nawet 20 tys. posad ogółem. Tempo ma być szybkie – o czym świadczy choćby pierwsza decyzja Donalda Tuska podjęta jeszcze przed wylotem na szczyt Rady Europejskiej, by wymienić szefów służb.

Budżet na podwyżki

Przywitanie nowego premiera Polski w Brukseli było co najmniej serdeczne. Z pewnością nie oglądaliśmy takich obrazków, gdy na spotkania unijnych liderów jeździł Mateusz Morawiecki. Ale konkretnym uzyskiem będzie przede wszystkim odblokowanie przez Komisję Europejską pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy czy Funduszu Spójności. Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu Johannes Hahn, unijny komisarz ds. budżetu i administracji, przekazał Reutersowi, że KE znajdzie sposób, by udostępnić Polsce 111 mld euro. Dla wyborców rządzącej koalicji to jest pierwszy duży sukces Tuska w roli premiera, dla zwolenników PiS – argument, że wcześniejsze wstrzymywanie wypłaty miało podtekst polityczny.

Z punktu widzenia działań na krajowym froncie kluczowy będzie teraz minister finansów Andrzej Domański. Widać było to już po exposé, gdy przysiadł się do swojego szefa, by wspomóc go w odpowiedziach na pytania o kwestie dotyczące finansów publicznych. Domański ma wkrótce przesłać do Sejmu pierwszy ważny projekt – budżetu. Zgodnie z prawem, nawet jeśli nie zostanie on uchwalony do końca roku, to zarządzanie finansami państwa odbywa się na podstawie złożonego projektu. Mają w nim się znaleźć m.in. zapowiedziane przez Tuska w exposé podwyżki dla budżetówki i nauczycieli, a zapewne także babciowe. W resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej zaczną się też prace nad ustawą, która wprowadzi dwukrotną waloryzację rent i emerytur przy wskaźniku inflacji przekraczającym 5 proc. W Sejmie nowa większość zdecydowała zaś o powołaniu komisji ds. wyborów kopertowych.

Mijający tydzień pokazał, że PiS wciąż szuka pomysłu na siebie po przegranych wyborach. Z jednej strony mieliśmy exposé Mateusza Morawieckiego, które było podpowiedzią, jak mogła wyglądać kampania wyborcza jego partii. Podkreślał przywiązanie do tradycyjnych wartości, ale też potrzebę dostrzegania wyzwań zmieniającego się świata. Bił się w piersi za błędne decyzje z czasów pandemii (zamknięcie lasów i cmentarzy). Padła też propozycja powrotu do skompromitowanej idei „pakietu demokratycznego”, który uwzględniałby interesy opozycji. Z drugiej strony mieliśmy wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, który przypomniał, jak kampania PiS faktycznie wyglądała. Było więc o Tusku i jego serwilistycznej postawie wobec państw zachodnich, która ma zagrażać polskiej suwerenności. Smutnym zwieńczeniem władzy prezesa Kaczyńskiego był moment, w którym kolejny raz dał się sprowokować Tuskowi: wszedł na mównicę i wykrzyczał w kierunku nowego premiera, że jest „niemieckim agentem”. Reakcja prezesa nie wywołała w PiS zachwytów. Oficjalnie wielu polityków próbowało ją tłumaczyć, nieoficjalnie słychać było ostrożne głosy krytyki. – Nie wiem, czemu to zrobił, to nas sporo kosztowało – przyznał nam jeden z działaczy.

Partia szykuje się powoli do wyborów samorządowych, chciałaby zapomnieć o październikowej porażce, lecz wciąż trzyma się tej samej narracji. Jeśli ostatnie dwa miesiące miały pomóc PiS w zbudowaniu mitu partii opozycji merytorycznej, a nie totalnej, to te ambicje pogrzebały co najmniej dwie sprawy: temperamentne zachowania prezesa Kaczyńskiego i skupienie się partii na zapewnieniu złotych spadochronów swoim działaczom.

Wybieranie stron

Od wtorkowego wyskoku Grzegorza Brauna (zakłócenie Chanuki przy użyciu gaśnicy) pogłębia się kryzys w Konfederacji. Formacja nie potrafi się jednoznacznie odciąć od haniebnego zachowania swojego posła. Najpierw klub przyjął lakoniczną uchwałę potępiającą Brauna. Wyglądało to trochę jak scena z filmu „Władca pierścieni”, gdy po długiej naradzie entowie poinformowali, że dwaj hobbici – Merry i Pippin – nie są jednak złowrogimi orkami. A tak naprawdę oczekiwano decyzji, czy przyłączą się one do wojny z siłami zła. Poirytowana sejmowa większość postawiła Konfederacji ultimatum: albo usunie Brauna ze swoich szeregów, albo Krzysztof Bosak wyleci z Prezydium Sejmu. Stojący przed nią dylemat ma wręcz charakter egzystencjalny. Rozgrzeszenie Brauna może rozsierdzić wolnościową część wyborców Konfederacji, którym podobają się jej radykalne propozycje gospodarcze, ale nie tolerują antysemityzmu i innych skrajnych poglądów niektórych jej polityków. Ale jeśli zostanie on wyrzucony, to może wraz z myślącymi podobnie działaczami zacząć budować własną inicjatywę, jeszcze bardziej na prawo od PiS i Konfederacji.

Sprawa najpewniej rozstrzygnie się w przyszłym tygodniu, gdy ponownie zbierze się Sejm. Brauna zawieszono w prawach członka klubu i nałożono na niego zakaz wypowiedzi z mównicy sejmowej na czas nieokreślony. Przy okazji Sławomir Mentzen zastrzegł, że o tym, kto jest członkiem klubu, decydować będzie sam klub. Wobec jasno zdefiniowanych warunków dalszej współpracy z Konfederacją w Prezydium Sejmu koalicyjna większość nie może na takie rozwiązanie przystać, bo narazi się na śmieszność. ©Ⓟ