Koalicja może uchwalić trudną dla prezydenta ustawę, w której dorzuci się regulacje bardzo korzystne dla obywateli. Andrzej Duda będzie miał większy problem z jej zawetowaniem lub skierowaniem do TK – mówi Marek Chmaj, profesor nauk prawnych, konstytucjonalista, wspólnik zarządzający w kancelarii Chmaj i Wspólnicy.
PiS niechętnie oddaje władzę i stara się, żeby jego ludzie mogli pozostać na stanowiskach tak długo, jak to możliwe. Mamy w konstytucji trzy kroki: wybór premiera, wybór ministrów, powołanie rządu przez prezydenta. Zakładamy, że rząd Morawieckiego nie uzyska wotum zaufania. Sejm wybierze więc w poniedziałek nowego premiera i ministrów, ale konstytucja zastrzega, że prezydent musi ich powołać i odebrać od nich przysięgę.
Tak, ale prezydent wybiera się z wizytą do Szwajcarii.
Jeżeli prezydent nie może sprawować urzędu, bo psuje się samolot, utknął w górach czy spadł śnieg, to zawiadamia o tym marszałka Sejmu, który przejmuje wówczas jego obowiązki. I to on powołuje ministrów i odbiera od nich przysięgę.
Konstytucja nie przewiduje urlopu wypoczynkowego, okolicznościowego ani chorobowego dla prezydenta.
Prezydent nie prowadzi polityki zagranicznej, prowadzi ją rząd. Uprawnienia głowy państwa, które wprost wskazuje konstytucja, nie wymuszają na nim podróży w tak ważnym dla państwa czasie.
Najszybciej jak to tylko możliwe. Prezydent udowodnił już, że potrafi działać niezwykle szybko. Pamiętają panowie grudzień 2015 r., kiedy nocą odbierał ślubowanie od pięciu wybranych przez Sejm sędziów Trybunału Konstytucyjnego, w tym trzech dublerów. Zmiana rządu jest dla państwa trudnym czasem, a rolą prezydenta jest zapewnić ciągłość władzy.
Nie. Rząd od razu przejmuje prowadzenie polityki wewnętrznej i zagranicznej. Ministrowie wkraczają do ministerstw. Premier podejmuje decyzje personalne, w tym związane ze służbami specjalnymi, z komendantem głównym policji czy Straży Granicznej. Karuzela kadrowa zapewne będzie się kręcić. Premier będzie musiał też zadecydować, co robić z prokuratorem krajowym.
We wrześniu PiS postanowił zabetonować urząd prokuratora krajowego – zmienił prawo tak, że jego odwołanie jest niemożliwe bez pisemnej zgody prezydenta. Wydawało mu się, że w ten sposób zamrozi roszady kadrowe w prokuraturze do końca kadencji Andrzeja Dudy. Popełnił jednak błąd. Nowy przepis prawa o prokuraturze jest nie tylko niekonstytucyjny, lecz także logicznie sprzeczny. To rząd ma bowiem kompetencje w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego, w tym dokonywania zmiany na stanowisku prokuratora krajowego.
Konstytucja mówi, że zgoda prezydenta wymaga kontrasygnaty premiera. Ustawa prowadzi więc do absurdu: premier ma prosić o zgodę prezydenta, a potem on sam tę zgodę musi jeszcze potwierdzić kontrasygnatą. Brak zgody prezydenta może skutkować odmową kontrasygnaty – i koło się zamyka.
Hipotetycznie tak. Gdy Platforma Obywatelska rozdzieliła funkcje prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, prezydent wybierał spośród dwóch kandydatów. Nie miałbym z tym problemu, ale to był zupełnie inny mechanizm. A tu mamy połączenie prokuratury z ministrem sprawiedliwości, a do tego jeszcze jej upolitycznienie.
W przepisie dotyczącym prokuratora krajowego mamy sprzeczność logiczną norm. Nawet gdyby TK wydał w tej sprawie orzeczenie, to i tak nie miałoby ono mocy wstecznej. Premier bez zgody prezydenta odwołałby prokuratora krajowego, a ten co najwyżej mógłby pójść do sądu. A sąd orzekłby pewnie za rok czy dwa, czy odwołanie było legalne.
Nie. Ani do rządu, ani do Trybunału Konstytucyjnego. Mam wizję swojej roli, ale nie w rządzie.
Nigdy nie współpracowałem z PiS. Nowej większości kibicuję i na bieżąco doradzam.
Napisałem ekspertyzę dotyczącą prokuratora krajowego, a wcześniej dotyczącą Trybunału Konstytucyjnego. Mam też pewną wizję rozwiązania problemu Rady Mediów Narodowych, ale nie chciałbym się na ten temat wypowiadać, bo to wymaga czasu i decyzji politycznej. Gdybym ją wyjawił, to PiS zaraz starałby się znaleźć mechanizm, który by temu rozwiązaniu przeciwdziałał.
Nie, bo to wymaga zmiany ustawy, a więc także zgody prezydenta. Mogę powiedzieć, że istnieje mechanizm, który spowoduje, że dotychczasowa opozycja będzie miała większość w Radzie Mediów Narodowych. Uważam, że jest legalny i nie narusza niczyich praw. Więcej nie mogę powiedzieć.
Moim zdaniem dokonano jej w legalnej procedurze. Hipotetycznie premier mógłby po prostu odwołać nowego szefa KNF, ale ja bym odradzał taki krok, bo brakuje podstaw ustawowych. A skoro brakuje podstaw, to premier mógłby się narazić na odpowiedzialność.
Po kolei. Krajowa Rada Sądownictwa – tam mamy 15 sędziowskich członków wybranych przez Sejm absolutnie niezgodnie z konstytucją.
Po pierwsze – orzekał w nieprawidłowym składzie, po drugie – to trybunał Julii Przyłębskiej, po trzecie – jest to niezgodne z konstytucją oraz prawem i orzecznictwem unijnym. Odwołanie uchwałą Sejmu 15 sędziowskich członków KRS jest jak najbardziej pożądane i zasadne. Jednocześnie trzeba myśleć o tym, co dalej. Są trzy projekty ustaw, w tym jeden powstały w Senacie poprzedniej kadencji. Nowa ustawa powinna zagwarantować, że 15 sędziowskich członków KRS wybiorą zgromadzenia sędziowskie bez jakiegokolwiek udziału polityków.
Gdyby ustrojodawca chciał, żeby to posłowie wybierali sędziów do KRS, napisałby to w konstytucji wprost. A zapisał jedynie, iż Sejm wybiera do KRS czterech posłów. Co do obywateli – możemy być otwarci. Pamiętajmy jedno: KRS jest jedynym organem, który według konstytucji stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Dlatego 15 sędziowskich członków musi być wybranych w procedurze, która to zagwarantuje.
Zgoda. Poprzedni model też był krytykowany, dlatego starajmy się znaleźć opcję kompromisową.
Recenzowanie działań Sejmu nie leży tu w zakresie kompetencji prezydenta. Będzie musiał się dostosować do sytuacji.
W tej sprawie nie byłbym radykalny. Należy się wykazać powściągliwością. Uważam, że weryfikację sędziów powinna przeprowadzić przyszła, demokratycznie wybrana KRS. Jeżeli uzna, że dana osoba łamała zasady niezależności sądów bądź niezawisłości sędziowskiej, to może wznowić postępowanie dotyczące jej nominacji, cofnąć wniosek skierowany do prezydenta, a następnie umorzyć postępowanie. Status takiego kandydata będzie taki, jakby nigdy nie został powołany na stanowisko sędziowskie. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej. KRS musi rozpatrywać każdy przypadek indywidualnie, bo także wśród sędziów wybranych z rekomendacji obecnej rady jest wielu przyzwoitych, dobrze orzekających ludzi. Nie można wylewać dziecka z kąpielą.
Jest to kłopot, z którym musi się zmierzyć już nowa KRS. Co do orzeczeń – w Senacie dyskutowaliśmy długo nad projektem ustawy z przedstawicielami korporacji adwokackiej, radcowskiej i sędziowskiej. Uznaliśmy, że można wznawiać postępowania, ale tylko na wniosek. Jeżeli np. ktoś się rozwiódł, a potem zawarł nowy związek małżeński, to unieważnienie wyroku rozwodowego spowodowałoby trudną sytuację. Które małżeństwo będzie legalne? Może oba? Ustawa musi przewidywać, że sprawy, w których skutki są nieodwracalne, należy pozostawić bez rozpoznania.
Na pewno projekt nowej ustawy musi uwzględniać wszystkie problemy. To nie obecna większość je spowodowała, lecz PiS przez osiem lat rządów.
Ręce króla nie leczą. Prezydent w ramach swoich kompetencji nie ma mocy uzdrawiającej. Jeżeli KRS stwierdzi, że wniosek o powołanie na urząd sędziowski skierowany do głowy państwa był wadliwy, a w efekcie umorzy postępowanie nominacyjne, to sam akt powołania będzie uważany za niebyły.
Widzę to inaczej. KRS została wadliwie obsadzona. Nielegalnie, niezgodnie z konstytucją wybrano 15 sędziowskich członków. Prawidłowo obsadzony konstytucyjny organ w przyszłości powinien więc zweryfikować jej uchwały indywidualnie, a nie zbiorowo.
To już decyzja polityczna. My rozmawiamy o kwestiach prawnych czy konstytucyjnych. Co do 15 sędziowskich członków KRS nie mamy wątpliwości, że doszło tam do złamania konstytucji i że należy uzdrowić ten organ. Podobnie z Trybunałem Konstytucyjnym.
Nie mamy wątpliwości, że w 2015 r. PiS wybrał trzy osoby na obsadzone miejsca. To tak, jakby ktoś miał legalną małżonkę, ale przez bałagan w urzędzie stanu cywilnego poślubił kolejną, nie mając rozwodu z dotychczasową. Nie dość, że ten drugi związek będzie nieważny z mocy prawa, to jeszcze kombinator narazi się na odpowiedzialność karną. Trzy uchwały o powołaniu dublerów z 2015 r. były nieważne z mocy prawa. Teraz Sejm deklaratoryjnie usunie je z obrotu prawnego, żeby nie było chaosu.
A ja powtórzę, że prezydent nie ma mocy uzdrawiającej. To, że odebrał ślubowanie od trzech dublerów, a nie odebrał od trzech legalnie wybranych sędziów, obciąża tylko jego i naraża na odpowiedzialność konstytucyjną.
Trzej legalnie wybrani sędziowie powinni przystąpić do orzekania. Pytanie, jak liczyć początek ich kadencji: od momentu złożenia ślubowania przed prezydentem czy od 2015 r., gdy ich wybrano? Moim zdaniem należałoby przyjąć, że mamy kontynuację, co dawałoby im jeszcze rok orzekania. Jeżeli prezydent będzie odmawiać zaprzysiężenia, to ci trzej sędziowie mogą stawić się przed Pałacem Prezydenckim, kiedy Andrzej Duda w nim przebywa, i złożyć ślubowanie. Może nie wyglądałoby to poważnie, ale głowa państwa ma obowiązek realizować swoje konstytucyjne i ustawowe obowiązki, a legalnie wybrani sędziowie mają prawo być dopuszczeni do orzekania.
Odnowiony trybunał będzie musiał je przejrzeć razem z nowym prezesem, by usunąć chaos z orzecznictwa. No i mamy jeszcze problem pana Piotrowicza i pani Pawłowicz.
Osoby te zostały wybrane, gdy miały powyżej 65 lat. Ustawa o TK odsyła w tej sprawie do ustawy o Sądzie Najwyższym. Ta mówi zaś, że sędzia nie może orzekać po 65. roku życia. Musi też być wybrany przed ukończeniem 65 lat. Wyobraźmy sobie, że 18-latek kandyduje do Senatu, mimo że nie ma biernego prawa wyborczego, które wynosi w tym wypadku 30 lat. Nawet jeżeli wygra i złoży przysięgę, to nie będzie legalnym senatorem.
To już pozostawiam decyzji Sejmu.
Sejm powinien regulować wszystko ustawami, ale obawiam się, że kohabitacja nowego rządu z prezydentem będzie trudna. Głowa państwa ma konstytucyjne mechanizmy, które teraz zostały wzmocnione.
Nie ma Trybunału Konstytucyjnego, bo Julia Przyłębska została wadliwie wybrana na prezesa. A nawet jeśli przyjmiemy, że została wybrana legalnie, to i tak skończyła się jej kadencja. Nie ma też wiceprezesa trybunału, bo to był jeden z dublerów. Odsyłając ustawę do TK w trybie prewencyjnym, prezydent tak naprawdę korzysta z weta absolutnego: trybunał będzie taką ustawę trzymał i trzymał, a nawet jeśli w końcu zechce się nią zająć, to nie będzie składu. Tak czy inaczej nie wejdzie ona w życie. Prezydent nie musi zatem nawet wetować ustawy. Z tego powodu działalność ustawodawcza Sejmu może być ograniczona, co stanie się dużym kłopotem dla nowej większości. Uchwała może mieć charakter okolicznościowy, personalny, jednostkowy, wewnętrzny, ale nie prawotwórczy. Rządzenie uchwałami byłoby niezgodne z konstytucją.
Nie da się. To, że PiS wielokrotnie zmieniał ustawy rozporządzeniami, uważam za złą drogę.
Zapewne koalicja wykorzysta pewne elementy polityczne. Można uchwalić trudną dla prezydenta ustawę – taką, w której dorzuci się regulacje bardzo korzystne dla obywateli.
Bez wątpienia Sejm może legalnie takie ustawy uchwalać. Prezydent będzie miał większy problem z ich zawetowaniem bądź skierowaniem do Trybunału Konstytucyjnego. To jest już polityka.
Tak, ale musiałby umotywować, co konkretnie wpłynęło na decyzję o wecie.
Taka gierka między nowym rządem i Sejmem a prezydentem może trwać długo – na pewno do końca kadencji Andrzeja Dudy.
Prezydent udowodnił, że jeśli chce, to swój projekt też szybko może przygotować. Pamiętają panowie lex Tusk? Prezydent najpierw podpisał ustawę PiS, a parę dni później przesłał swój projekt nowelizacji.
Z jednej strony uważam, że ustawa budżetowa podlega dyskontynuacji, z drugiej nie mam wątpliwości, że termin czterech miesięcy na jej uchwalenie i podpis prezydenta biegnie od września.
Analizowałem ten przepis ze wszystkich możliwych stron. Rekomenduję nowemu rządowi, żeby jak najszybciej wniósł projekt budżetu i przedłożył uchwaloną ustawę na biurko prezydenta przed końcem stycznia. Inna interpretacja pozwoli Andrzejowi Dudzie na snucie wizji skrócenia kadencji Sejmu.
Prezydent mógł wtedy skrócić kadencję parlamentu. Ale tego nie zrobił, bo mieliśmy współdziałanie prezydenta z większością PiS w Sejmie.
Tak, wiele osób pyta. Od dwóch tygodni mogę się na ten temat swobodnie wypowiadać, bo nie jestem już członkiem Trybunału Stanu. Nie zajmuję się jednak sporządzaniem wniosków o postawienie w stan oskarżenia. Mogę potwierdzić, że z momentem przegłosowania przez Sejm wniosku np. w sprawie prezesa NBP na mocy art. 11 ust. 1 ustawy o Trybunale Stanu będzie on zawieszony w pełnieniu obowiązków.
Tutaj się pięknie różnimy. Uważam, że art. 11 ust. 1 ustawy o Trybunale Stanu dotyczy wszystkich osób podlegających odpowiedzialności konstytucyjnej. Samo postawienie w stan oskarżenia oznacza, że dana osoba nie może już sprawować swoich obowiązków. Nawet prezydent, który na podstawie samej konstytucji byłby w takiej sytuacji zawieszony.
Są to bardzo poważne zarzuty. Jeżeli znajdą się we wniosku, to uważam, że Adam Glapiński może się obawiać, iż procedura skończy się dla niego niekorzystnie.
Poczekajmy na wniosek. Jak będzie gotowy, to zweryfikujemy, czy zarzuty są wiarygodne, czy nie. ©Ⓟ