20 proc. programów zdrowotnych zgłoszonych w tym roku przez samorządy dotyczy in vitro. Większość planuje ich realizację do 2026 r. Nawet przy rządowym finansowaniu procedury.
Ustawa wprowadzająca refundację zapłodnienia pozaustrojowego przez państwo zostanie dziś najprawdopodobniej przyjęta przez senacką komisję zdrowia. Start programu jest zapowiedziany na 1 czerwca 2024 r. (Dzień Dziecka), jednak nadal nie są znane szczegóły. Chociażby te dotyczące wysokości finansowania, liczby refundowanych transferów czy też maksymalnego wieku rodziców. To wszystko zostanie doprecyzowane przez Ministerstwo Zdrowia w ramach rozporządzenia po wejściu w życie ustawy. Ta w przyszłym tygodniu ma szansę zostać przegłosowana w Senacie. Jeżeli nie będzie żadnych poprawek trafi do podpisu prezydenta.
Zapytaliśmy samorządy, co zrobią, gdy in vitro będzie już finansowanie z NFZ. Są takie, które chcą finansować procedurę swoim mieszkańcom nawet po tym, jak państwo zacznie się dokładać. Widać to chociażby po zapowiadanej długości trwania programów – większość ma obowiązywać do 2026 r., a nawet 2027 r. Z odpowiedzi, które otrzymaliśmy, wynika jednak, że decyzje nowego rządu mogą mieć wpływ na rodzaj lokalnego wsparcia.
– Zakładamy kontynuację do końca programu, tj. do roku 2025. Na razie nie podjęliśmy decyzji o zawieszeniu czy likwidacji. Czekamy na więcej szczegółów dotyczących rządowego programu – mówi Izabela Heidrich, rzecznik prasowy UM Sopot. Włodarze z Częstochowy, która prowadzi program od 2012 r., przekonują, że podwójne wsparcie ma sens. – W krótkim okresie, w którym działał program ministerialny, programy krajowy i miejski się uzupełniały. Dawało to większe możliwości dla zainteresowanych oraz większą szansę na powodzenie w przypadku danej pary, bo metoda ma określoną skuteczność (u nas ok. 27 proc. procedur wspartych programem zakończyło się urodzeniem dziecka) – mówi Włodzimierz Tutaj, rzecznik prasowy UM Częstochowy. I dodaje, że poczekają na to, jakie będą założenia nowego ministerialnego programu. – Ale wydaje się, że będzie możliwe równoległe działanie programów, dające w Częstochowie efekt synergii w postaci urodzin większej liczby dzieci, a także większej liczby szczęśliwych rodziców – dodaje. Warszawa waha się, co zrobić. – Czekamy na zakończenie procesu legislacyjnego dotyczącego ustawy o refundowaniu programu in vitro z budżetu państwa – w myśl przyjętej przez Sejm ustawy. O szczegółach dowiemy się dopiero po opracowaniu programu polityki zdrowotnej przez ministra zdrowia – mówi Monika Beuth, rzeczniczka prasowa stolicy. Jak dodaje, po analizie tych zapisów miasto będzie podejmować decyzje w sprawie własnego programu. Część samorządów już wie, że zrezygnuje z finansowania. – W sytuacji uruchomienia rządowego programu Koszalin zaprzestanie realizacji własnego – mówi Robert Grabowski, rzecznik prasowy miasta.
Sprawa jest o tyle istotna, że pieniądze z programu rządowego (na ten cel jest planowane 500 mln zł rocznie, nie wiadomo, ile przypadnie na pojedynczą parę) i tak nie wystarczą, by pokryć koszty całości świadczenia u wszystkich chętnych. Już teraz w programach samorządowych są limity. Na przykład w Bydgoszczy, która na ten cel wydała 2 mln zł od 2019 r., przeznacza się do 7 tys. zł dofinansowania na procedurę. Eksperci przyznają, że dzięki połączeniu środków centralnych i lokalnych wsparcie byłoby bardziej efektywne. Tym bardziej że popyt jest zawsze wyższy niż możliwości finansowe miast, powiatów czy województw.
Zaś samorządy nie bez przyczyny wykładają na ten cel pieniądze: dbają o wzrost dzietności. Sytuacja demograficzna jest kluczowa z punktu widzenia rozwoju lokalnego – nie tylko społecznego, lecz także ekonomicznego. Na niską liczbę urodzeń powołują się autorzy programów in vitro, którzy wnioskują o pozytywną ocenę Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (ona poprzedza decyzję o finansowaniu). Na przykład władze Olsztyna piszą, że w województwie warmińsko-mazurskim od kilku lat utrzymywał się ujemny przyrost naturalny. A głównym celem programu jest „ograniczenie zjawiska niezamierzonej bezdzietności”. W miastach, które prowadzą programy od lat, efekty są widoczne. Przykładowo w Bydgoszczy z in vitro urodziło się ponad pół „100” dzieci (od 2019 r.), podobnie jest w Kielcach. W stolicy od 2017 r. urodziło się 2,1 tys. dzieci, z czego 300 w tym roku.
Widać to też w statystykach AOTMiT dotyczących liczby programów zdrowotnych realizowanych przez powiaty. Te dotyczące dofinansowania in vitro stanowiły ok. 20 proc. wszystkich projektów przedstawionych przez samorządy (17 z 75). W poprzednim roku było ich 13 na 68 programów, a w jeszcze poprzednim – 10 z 80.
Początki samorządowego in vitro sięgają 2016 r. – do tego czasu bowiem obowiązywał rządowy program, a gdy ten wygasł, samorządy starały się go zastąpić własnymi. W 2015 r. był jeden i dotyczył naprotechnologii. Już w 2016 r. programów nakierowanych na wsparcie prokreacji było osiem. W tym roku jest ich ponad dwa razy więcej. ©℗
Połączenie dwóch źródeł finansowania in vitro zwiększy liczbę urodzeń