Najlepszą recenzję wymiarowi sprawiedliwości wystawili sami rządzący, którzy po ośmiu latach nieustannych reform twierdzą, że sądownictwo nadal wymaga reform. Jednak nie oznacza to, że wszystko, co robiono w tym obszarze, było złe, choć niemałe zasługi – np. w unowocześnianiu sądów – miała pandemia.

Skrócenie czasu postępowań sądowych

Nie ma twardych dowodów na to, żeby sądy po czterech latach reform działały sprawniej niż w 2019 r. Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosiło sukces, podając, że średni czas trwania postępowań sądowych spadł z 7,15 miesiąca w 2021 r. do 5,52 w I kw. 2022 r. Po pierwsze jednak, dane za I kw. 2022 r. nie są porównywalne z danymi za całe poprzednie lata (MS nie opublikował jak do tej pory danych za cały 2022 r.). Po drugie, aby przekonać się, jak naprawdę działają sądy po czterech latach rządów Zjednoczonej Prawicy, należy wziąć pod uwagę bardziej szczegółowe dane. Z tych natomiast wynika, że przyśpieszenie w rozpatrywaniu spraw w sądach w latach 2015–2021 miało miejsce tylko w przypadku postępowań karnych toczących się w sądach okręgowych (z 10,26 do 8,67 miesiąca). Jeśli chodzi o ogół spraw rozpatrywanych przez SO, to zauważalny jest wzrost (z 8,37 do 10,15 miesiąca). Jeszcze gorzej jest w przypadku sądów rejonowych, w których średni czas trwania postępowań wynosił w 2015 r. 4,05 miesiąca, a w 2021 r. już 7,02.

Odpolitycznienie sądów

ZP obiecywała również odpolitycznienie sądów. Miały orzekać w sposób bardziej obiektywny, nienarażone na jakąkolwiek formę nacisku, a sędziowie mieli stać się bardziej niezawiśli i bezstronni. Ta obietnica również nie została spełniona. Odkąd bowiem rządzący zmienili sposób wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa (teraz to Sejm decyduje o tym, kto zasiądzie w tym organie), sądy przestały być postrzegane jako niezależne, a sędziowie jako niezawiśli. Coraz częściej jest podważane prawo do orzekania przez osoby, które objęły stanowiska po otrzymaniu rekomendacji od obecnej KRS. Od dłuższego czasu zapadają orzeczenia, w tym w Sądzie Najwyższym, z których wynika, że tacy sędziowie nie dają gwarancji bezstronnego rozstrzygnięcia sprawy. Do spadku zaufania do sądów przyczyniają się również takie przypadki jak nagłe odwoływanie sędziów z delegacji przez ministra sprawiedliwości po tym, gdy wydali oni wyrok nie pomyśli partii rządzącej. Także działalność rzeczników dyscyplinarnych ścigających sędziów za ich działalność orzeczniczą nie pozostaje bez wpływu na sposób postrzegania sądów przez społeczeństwo.

Rozliczenie „kasty”

Rządzący mieli walczyć z rzekomą patologią w środowisku sędziowskim. Zapowiadali jego oczyszczenie z niegodnych zachowań. W tym celu dokonano dogłębnych zmian w systemie dyscyplinarnym: odebrano Krajowej Radzie Sądownictwa kompetencje powoływania głównego rzecznika dyscyplinarnego sędziów i jego zastępców i przekazano je ministrowi sprawiedliwości, powołano w Sądzie Najwyższym Izbę Dyscyplinarną. Działania te nie przyniosły jednak spektakularnych sukcesów. Liczba postępowań dyscyplinarnych nie wzrosła bowiem gwałtownie (o ile w 2015 r. SN rozstrzygnął w przedmiocie odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów 82 sprawy, o tyle przez dwa lata swojej działalności Izba Dyscyplinarna rozpoznała takich spraw 183), a samo postępowanie dyscyplinarne – ze względu na działania rzeczników dyscyplinarnych – zaczęło być postrzegane jako bat na niepokornych sędziów. Nie można tutaj nie wspomnieć o spektakularnej klęsce polegającej na konieczności zlikwidowania Izby Dyscyplinarnej SN, która okazała się niezgodna z prawem UE i której likwidacja była jednym z warunków wypłacenia Polsce funduszy z KPO.

Usprawnienie pracy Trybunału Konstytucyjnego

Rządzący na tapet wzięli również funkcjonowanie sądu konstytucyjnego. Odkąd jednak stery w TK objęła wybrana na sędziego trybunału głosami posłów Zjednoczonej Prawicy Julia Przyłębska, jego wydajność oraz autorytet znacząco się zmniejszyły. Dobitnie świadczą o tym dane statystyczne, i to zarówno te dotyczące liczby wpływających do TK spraw, jak i liczby wydanych przez niego orzeczeń. O ile bowiem w 2015 r. do TK zostały wniesione 623 sprawy, to w 2021 r. było ich zaledwie 341. O braku zaufania do trybunału świadczą przede wszystkim dane dotyczące tego, jak często sądy kierowały do niego pytania – w 2015 r. wpłynęło ich 135, a w 2021 r. zaledwie 14. Gorzej jest również z orzekaniem – o ile w 2015 r. TK wydał 63 wyroki, to w 2021 r. orzekł zaledwie 18 razy.

Spadek zaufania do TK i jego autorytetu to również rezultat wyborów personalnych dokonywanych przez większość rządzącą. Tutaj należy wymienić powołanie do TK tzw. sędziów dublerów, którzy zostali wybrani na miejsca już obsadzone, ale także wybór osób bezpośrednio związanych z partiami rządzącymi, w tym dwóch byłych posłów PiS (Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza). Budowaniu autorytetu nie pomaga również to, że TK w wielu istotnych z punktu widzenia rządzących sprawach orzekał zawsze zgodnie z ich oczekiwaniami, nieraz przekraczając przysługujące mu kompetencje.

Zapaść i upolitycznienie prokuratury

Od 2016 r. uchwalono nową ustawę – Prawo o prokuraturze, która miała uzdrowić ten organ i usprawnić jego funkcjonowanie, likwidując instytucję tzw. prokuratorów pałacowych, którzy zamiast prowadzić postępowania, co najwyżej je nadzorują. Efekt? Prokuratorzy pałacowi nie zniknęli, tylko zamienili się miejscami z tymi, którzy wcześniej harowali w rejonach, a sprawność – mimo ciągle zwiększających się nakładów na premie i nagrody – mocno się pogorszyła. W ubiegłym roku w porównaniu z 2014 r. liczba niezałatwionych spraw prowadzonych od sześciu miesięcy do roku wzrosła o 356 proc., od roku do dwóch lat – o 440 proc., powyżej dwóch lat – o 535 proc., a trwających dłużej niż pięć lat – aż o 864 proc.

Owszem – czas trwania postępowań to nie jest jedyne kryterium oceny efektywności prokuratury, bo po części przyczyną przewlekłości jest stopień skomplikowania prowadzonych spraw (np. gospodarczych czy dotyczących wieloosobowych grup przestępczych). Jeśli jednak spojrzeć na liczbę skierowanych aktów oskarżenia, to o ile w 2014 r. prokuratura wysłała do sądów 282 tys. spraw, to w 2022 r. było ich 243 tys. Największym grzechem prokuratury jest jednak jej upolitycznienie przez ponowne jej podporządkowanie ministrowi sprawiedliwości, który jest jednocześnie prokuratorem generalnym. W rezultacie sprawy niekorzystne dla władzy są albo umarzane, albo w ogóle niepodejmowane i kończą się odmową wszczęcia.

Reforma procedur sądowych

Ostatnie lata to dwie wielkie reformy procedur cywilnej (właściwa z 2019 r. i naprawiająca własne błędy z 2023 r.) oraz karnej. Jeśli chodzi o kodeks postępowania karnego, krok po kroku wprowadzano punktowe zmiany, które coraz bardziej wzmacniają władzę prokuratury względem sądów za pomocą instytucji tzw. wiążącego sprzeciwu prokuratora. I tak to do śledczego należy ostatnie słowo, czy to w kwestii wyłączenia jawności, warunkowego tymczasowego aresztowania (wpłata poręczenia majątkowego pod groźbą tymczasowego aresztowania), czy możliwości wystawienia listu żelaznego. Zarazem zmieniono filozofię procesu, zastępując obowiązek udziału oskarżonego w postępowaniu karnym prawem tego udziału. Zmiana, choć kontrowersyjna z punktu widzenia gwarancji procesowych, jednocześnie znacznie ograniczała możliwość obstrukcji procesowej przez niestawianie się oskarżonych. Możliwość prowadzenia procesu, nawet przy nieobecności oskarżonego, który nie korzysta z prawa do obrony, znacznie usprawniła przebieg postępowań karnych. Zlikwidowano też wiele absurdów w rodzaju odczytywania do pustej sali uzasadnień czy treści całych akt, czy przesłuchiwania wszystkich pokrzywdzonych w oszustwach internetowych.

Trudniej ocenić skutki reformy kodeksu postępowania cywilnego, bowiem te będą uchwytne w dłuższej perspektywie. Z jednej strony na pewno proces stał się bardziej skomplikowany, wprowadzono kolejne postępowania odrębne (np. gospodarcze czy z udziałem konsumentów), a z drugiej nie towarzyszyło temu wprowadzenie przymusu reprezentowania strony przez adwokata. Liczne zmiany były nastawione na przyspieszenie postępowań – np. wprowadzenie zażaleń poziomych (rozpoznawane przez ten sam sąd, a nie sąd II instancji), a jednocześnie wprowadzono instytucję nadużycia prawa procesowego, która utrudnia celowe przeciąganie procesów. Niektóre instytucje były w naszych warunkach rewolucyjne (jak wstępne pouczenie stron o prawdopodobnym wyniku sprawy [na podstawie twierdzeń pozwu i odpowiedzi na niego] czy wprowadzenie posiedzeń przygotowawczych, na których strony wspólnie z sądem planują przebieg procesu, np. kolejność przesłuchiwania świadków, przeprowadzania dowodów etc.). Bezsprzecznie największą zasługę dla usprawnienia sądownictwa (zwłaszcza w sprawach cywilnych) oddała… pandemia COVID-19. Tylko dlatego ślimacząca się latami informatyzacja ruszyła z kopyta, co zaowocowało wprowadzeniem rozpraw online czy doręczaniem pism procesowych drogą elektroniczną.

Permanentny problem tymczasowych aresztowań

Po 2015 r. znacznie wzrosła liczba tymczasowych aresztowań. O ile na koniec 2014 r. w aresztach śledczych przebywały 4162 osoby tymczasowo aresztowane, to w na koniec ubiegłego roku było ich 8149. Co więcej, problemem są areszty długotrwałe. Liczba osób przebywających za kratami bez wyroku powyżej dwóch lat wzrosła ze 164 w 2014 r. do 641 w 2022 r., a powyżej pięciu lat – z 14 osób w 2014 r. do 120 w 2022 r. Tu zagadnieniem jest nie tylko duża liczba wniosków aresztowych, lecz także bezrefleksyjne akceptowanie ich przez sądy na poziomie ponad 90 proc. ©℗

Więcej tekstów w Wydaniu Specjalnym Dziennika Gazety Prawnej plus link https://www.gazetaprawna.pl/wybory

Więcej tekstów w Wydaniu Specjalnym Dziennika Gazety Prawnej https://www.gazetaprawna.pl/wybory.