Wostatnich tygodniach politycy partii rządzącej znaleźli nowy zagraniczny cel ataku w imię krajowych korzyści wyborczych – Manfreda Webera, przewodniczącego największej grupy w Parlamencie Europejskim, Europejskiej Partii Ludowej (EPL).
Uderzenie padło tym razem na Niemca, który kieruje grupą parlamentarną, do której należą Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe, i który ostatnio atakuje Prawo i Sprawiedliwość. Szarża na niemieckiego europosła retorycznie rzeczywiście idealnie wpisuje się w od dawna stosowaną agresywną retorykę PiS w kontekście Unii Europejskiej, obliczoną na aplauz we własnym twardym elektoracie i strach u osób niezdecydowanych przed utratą suwerenności Polski.
Wypowiedzi Webera dla niemieckich mediów, choć ich główną motywacją był atak w antysystemowy AfD, rzeczywiście mogą być zaliczone do kategorii kontrowersyjnych i nieprzystających politykowi na tak wysokim stanowisku. Zwłaszcza w sytuacji potrzeby budowania spójności, także na forum unijnym, w obliczu rosyjskiego zagrożenia. Szef EPL wyraźnie stawia wszystko na opozycyjną kartę przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi w Polsce. Zresztą podobny – choć bardziej subtelny – polityczny manewr wykonała w zeszłym miesiącu włoska premier Giorgia Meloni podczas wizyty w Warszawie, gdy stwierdziła, że kolejna kadencja PiS byłaby korzystna dla Europy.
Nadchodzi bardziej prawicowy Parlament Europejski
Jednak dużo ważniejszym kontekstem całej awantury jest kontekst europejski. Gdyby polscy rządzący skupili się na szerszych i bardziej długofalowych szansach dla swojej partii, Weber mógłby być pożytecznym instrumentem do ich realizacji. Ten niemiecki polityk zmienia polityczny kurs Europejskiej Partii Ludowej na – paradoksalnie – dużo bliższy PiS niż ten, który reprezentuje większość unijnych elit.
Już w czerwcu przyszłego roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego i powoli widać również na forum unijnym początki kampanii. Szef EPL próbuje przed przyszłorocznymi przetasowaniami w instytucjach UE budować własną pozycję polityczną w opozycji do obecnej przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Centroprawicowa (przynajmniej w klasyfikacji zachodnioeuropejskiej) Europejska Partia Ludowa stara się przed nadchodzącymi wyborami przedstawiać jako partia pragmatyczna, rozważnie blokująca zbyt radykalne unijne pomysły, dbająca o europejską gospodarkę i jej konkurencyjność (m.in. europejskiego rolnictwa i przemysłu motoryzacyjnego). Bezpieczeństwo i stabilność wydają się narracją przewodnią EPL (czyż nie podobną narrację stara się narzucać PiS?).
W ten sposób partia Webera chce przekonać do siebie europejskich wyborców, do których w obliczu kryzysu gospodarczego trafiają argumenty partii sceptycznych wobec ambitnych unijnych celów i poszerzania się kompetencji UE, zyskujących w ostatnich miesiącach na poparciu w wielu europejskich państwach (m.in. Niemczech, Hiszpanii i Włoszech). Bardzo prawdopodobne jest, że w kolejnej kadencji charakter ideowy Parlamentu Europejskiego będzie bardziej prawicowy niż obecnie. Niemiecki europarlamentarzysta buduje fundamenty pod przyszłą współpracę z bardziej konserwatywnymi europosłami, w tym z partii Meloni.
Według niedawnej analizy zaplecza analitycznego serwisu Politico, gdyby wybory do Parlamentu Europejskiego odbyły się w pierwszej połowie sierpnia, partie ideowo na prawo od Europejskiej Partii Ludowej zdobyłyby znacząco więcej miejsc w PE niż w wyniku poprzednich wyborów w 2019 r. – Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy o 23 miejsca (dzięki partii Meloni), Tożsamość i Demokracja o 15 (zasługa AfD). Odbyłoby się to głównie kosztem EPL (strata 12 posłów), Renew (12 mandatów) i Zielonych (24).
Ostatnim gorącym konfliktem na forum unijnym pomiędzy von der Leyen a Weberem był spór o kolejną inicjatywę w ramach sztandarowego programu obecnej Komisji Europejskiej – Europejskiego Zielonego Ładu. Mowa o rozporządzeniu w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych (Nature Restoration Law), w ramach unijnej strategii na rzecz bioróżnorodności 2030, która ma na celu m.in. do końca obecnej dekady przywrócić do naturalnego stanu co najmniej 20 proc. powierzchni lądów i mórz w UE.
Propozycji KE mocno sprzeciwiła się EPL, co Weber argumentował negatywnymi skutkami dla produkcji żywności w UE, a więc uderzeniem w bezpieczeństwo żywnościowe UE w obliczu wojny w Ukrainie. Była to retoryka wyrażająca poparcie dla wielu głosów z europejskiego środowiska rolniczego, w tym polskiego. Ostatecznie, po zmiękczeniu, inicjatywa ta została przyjęta minimalną różnicą głosów w Parlamencie Europejskim (336 głosów „za”, 300 „przeciw”). Wcześniej grupa Webera głośno krytykowała forsowaną przez von der Leyen proklimatyczną inicjatywę zakazu sprzedaży aut spalinowych w UE po 2035 r.
Weber potencjalnym partnerem PiS?
Ewidentnie obecną strategią przyjętą przez EPL, która najprawdopodobniej będzie realizowana co najmniej do czerwca, jest przyhamowanie najbardziej radykalnych zielonych inicjatyw Komisji. Czyż nie jest to także jeden z głównych deklarowanych celów Prawa i Sprawiedliwości w ramach polityki europejskiej? Czy rządzący nie chcą mieć pragmatycznego partnera do ważnych głosowań w Parlamencie Europejskim, aby przyhamować – w ich opinii – bardzo niekorzystne dla Polski przejawy „ekologizmu” elit unijnych? Czy nie chcą bronić polskiej gospodarki i rolników przed ambitną zieloną transformacją dyktowaną przez Brukselę?
Niestety, zupełnie nie widać przejawów takiego rozumowania w wypowiedziach polityków partii rządzącej, którzy po raz kolejny na potrzeby polityki krajowej na ślepo uderzają w tony „złego Niemca” i dyktatu z Berlina, któremu poddają się polska opozycja i Donald Tusk. Kolejny raz polityka europejska jest złożona na ołtarzu polityki krajowej i budowania osobistej marki politycznej w twardym elektoracie partii.
Oczywiście Manfred Weber jest bardzo daleki od roli idealnego partnera dla PiS. Często jego polityka jest sprzeczna z działaniami polskiego rządu, a jego niechęć do rządzących obecnie Polską jest wyraźna i na pewno jeszcze nieraz da temu wyraz. Jednak budowanie całego nowego epizodu krajowej kampanii wyborczej i tak mocne angażowanie w to samego premiera Polski, odpowiedzialnego przecież także za nierzadko bardzo trudne negocjacje na forum unijnym o sprawach mających kluczowe znaczenie dla przyszłości (także z Weberem), jest działaniem, które na pewno nie zachęci do współpracy bardziej prawicowych europosłów z PiS na forum unijnym. Może za to spalić kilka mostów, które mogłyby się w przyszłości przydać do budowania swojej perspektywy na arenie unijnej.
Główną potencjalną sojuszniczką Prawa i Sprawiedliwości, która może zacząć podchodzić bardziej ostrożnie do współpracy z polskim rządem, jest wspomniana już Georgia Meloni. Liderkę partii Bracia Włosi, należącej do ECR razem z PiS, od miesięcy Weber namawia na transfer do Europejskiej Partii Ludowej, kusząc ją wizją większego wpływu na kurs polityki unijnych instytucji. Inną partią, która mogłaby rozważyć wyjście z ECR na rzecz obietnicy większej sprawczości szefa EPL, jest Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS) czeskiego premiera Petra Fiali, w której stronę politycy Prawa i Sprawiedliwości również patrzą z nadzieją, myśląc o budowaniu swojej pozycji na arenie unijnej.
Zarówno Meloni, jak i Fiala, którzy są zwolennikami bardziej subtelnej, rozważnej i nastawionej na sprawczość polityki europejskiej niż polscy rządzący, mogą patrzeć na publiczną nagonkę na Webera jako na działania przesadzone i długofalowo nieodpowiedzialne. A to może prowadzić do wniosku, że może i ideowo PiS jest nam bliższy, ale nie warto z nimi bliżej współpracować, bo po prostu nic dla siebie na arenie unijnej w ten sposób nie ugramy, co negatywnie przełoży się na sytuację wewnętrzną w naszych krajach.
Oczywiście na tak ważne decyzje jak zmiana przynależności w Parlamencie Europejskim wpływa duża liczba czynników, często ważniejszych niż kwestie wizerunkowo-narracyjne, ale na pewno nie jest to element nieistotny, który można pominąć w rozważaniu dalszych kroków w gąszczu interesów unijnej dżungli.
Bądźmy więc trochę mądrzejsi, nie odszczekujmy na tak wysokim szczeblu na każdy atak w zagranicznych mediach i nie poświęcajmy wszystkiego dla krajowej kampanii wyborczej. Bez choćby lekkiej dozy pragmatyzmu nic na forum unijnym nie ugramy. ©℗